Toń – Marta Kisiel

Heraklit z Efezu kiedyś rzekł, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, a także, że wszystko płynie. Nie da się ukryć, że to najszczersza prawda. Jednak co by było, gdyby dało się podróżować w czasie i zobaczyć to, co kiedyś działo się w danej chwili? Tylko jak to zrobić? Marta Kisiel pokusiła się o próbę odpowiedzi na to pytanie w swojej książce Toń.

Recenzja pierwszego tomu Cyklu Wrocławskiego urban fantasy "Toń" Marty Kisiel, wyd. Uroboros.

Justyna Stern zwana Dżusi po telefonie od ciotki Klary wraca do rodzinnego Wrocławia, by pomóc swojej siostrze, Eleonorze, w opiece nad mieszkaniem i nad kotem imieniem Kot, gdy tymczasem ich krewna jedzie na urlop. I od razu po przekroczeniu progu przypomina sobie, dlaczego nienawidziła tego lokalu i dlaczego trzy lata wcześniej, po karczemnej awanturze, uciekła do Opola. Zasada trzy razy nigdy: nigdy nie wpuszczaj nikogo za próg, nigdy nie zostawiaj pustego mieszkania i nigdy nie wspominaj, co się stało z rodzicami – to do tej pory prześladuje Dżusi. Niestety, już pierwszego dnia panna Stern łamie jedną z tych zasad, a to tylko pierwszy kamyczek lawiny wydarzeń, którą za sobą pociąga.

Zawsze powtarzam, że nie wolno ufać niskim ludziom, bo im się serce w gównie macza.

Ja wiem, ja nie jestem obiektywna, ale uwielbiam książki Marty Kisiel. Od momentu, kiedy przeczytałam Dożywocie, po prostu zakochałam się w prozie autorki i zbieram też każdą powieść, jaka wyszła spod jej pióra. Lekki, przyjemny humor często pełen ironii i sarkazmu, do tego nawiązania do literatury romantycznej i ciekawa fabuła – to wszystko składa się na książki, które czyta się praktycznie naraz. Nie inaczej było z Toń (mała uwaga – nie, to nie jest rzeczownik, a czasownik w trybie rozkazującym – dlaczego? Tego dowiecie się, jeśli przeczytacie tę powieść). Spodziewałam się, że dostanę to, o czym pisałam powyżej, a tu niespodzianka – znalazłam jeszcze więcej: świetnie zarysowane psychologicznie postaci, rodzinną tajemnicę kładącą się cieniem na życiu głównych bohaterek i wątek paranormalny z niewielką odrobiną kryminału i historii Wrocławia. Przepadłam i utonęłam.

Najchętniej strzeliłaby te widma w pysk, gdyby choć na mgnienie oka raczyły się trochę ucieleśnić.

Bo pod płaszczykiem historii o morderstwach i poszukiwaniu skarbu III Rzeszy Marta Kisiel przemyca opowieść o skomplikowanych relacjach rodzinnych. O głęboko skrywanych tajemnicach i urazach, które doprowadzają do konfliktów. O tym, jak bardzo zaprzeszłe traumy wpływają na nasze życie i nasze stosunki w rodzinie. Jak bardzo wyrzuty sumienia mogą wypaczyć nasze postrzeganie rzeczywistości. A jednocześnie to też opowieść o tym, że nieważne, jak bardzo jesteśmy skłóceni w familii, to zawsze jest to rodzina i stanie za nami. A także o tym, że nigdy nie jest za późno, by te relacje odbudować, ale podstawą jest w tym szczerość wobec tej drugiej strony.

Bo ludzie są durni. [...] Trwonią czas na bzdury, na gadżety, które zastępują im życie bez krztyny głębszej treści. Stracą tydzień, żeby wymyślić sobie pseudonim na pięć minut kariery w internecie, ale nie poświęcą pół godziny dziennie na lekturę wartościowej książki, która zostanie z nimi na zawsze.

Bohaterowie Toń skradli moje serce. Spokojna i wyważona Eleonora, zawsze punktualna i obowiązkowa, pod którą niemalże można regulować zegarek. Szalona i wybuchowa jak dynamit Dżusi, która najpierw robi lub mówi, a potem myśli. I ciotka Klara, tak podobna do Eleonory, a jednocześnie dużo bardziej od niej wygadana i odważniejsza, która udźwignęła jako nastolatka wychowanie swoich dwóch bratanic. Bohaterowie drugoplanowi zresztą są równie ciekawi – Gerd, zegarmistrz, Karolek, narzeczony Dżusi, czy Ramzes, tajemniczy antykwariusz, oraz pani Matylda, dawna wychowawczyni Klary. Każdy jest inny, każdy zapada w pamięć ze swoim charakterem i zachowaniem, i każdego polubicie mniej lub bardziej.

To mieszkanie to naprawdę istna trupiarnia, tyle że zamiast zwłok zalegają tu wspomnienia, o które nigdy nie wolno było nam pytać.

Możliwość podróży w czasie nęci niejednego, ale czy faktycznie byłaby taka prosta i łatwa? Czy nie wiązałaby się z wielkim bólem i nie byłaby okupiona zbyt dużymi wyrzeczeniami? Zatopienie się w rzece czasu, pozwolenie, by ten nurt nas porwał, to niełatwe doświadczenie, nawet dla psychopompów w tej powieści. Podobny wątek był również u Grzędowicza w jego Popiele i kurzu, jednak tam psychopomp nie tyle podróżował w czasie, ile po prostu przeprowadzał dusze na drugą stronę tu i teraz.

Świat na zewnątrz zmieniał się nieustannie, ale w tym domu zawsze obowiązywały te same priorytety. Ważniejsze od nowych kafli w łazience, modnych butów czy sprawnego telewizora było wciśnięcie gdzieś kolejnego regału z książkami.

Toń to opowieść o trójce silnych kobiet, które z trudem odbudowują nadwątlone zaufanie i odkrywają rodzinne tajemnice – i tu mi się nasuwa od razu skojarzenie z Od jednego Lucypera Anny Dziewit-Meller. I o ile tam mamy szczęśliwy finał, tak tutaj historia pozostawia furtkę na jej kontynuację. Całość jest okraszona sporą dozą humoru z domieszką historycznych tajemnic Wrocławia i wciąga już od pierwszej strony. Pozwólcie sobie zatonąć w tej książce, a będziecie chcieli jeszcze więcej! 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Toń Marty Kisiel.


Pięć na pięć żołędzi.
Tytuł: Toń

Autor: Marta Kisiel

Cykl: Cykl Wrocławski, tom I

Wydawnictwo: Uroboros

Liczba stron: 316

Data premiery: 23.05.2018

ISBN: 9788328045156
Recenzja pierwszego tomu Cyklu Wrocławskiego urban fantasy "Toń" Marty Kisiel, wyd. Uroboros.

Komentarze