Tańcując z diabłem przy ognisku, poszukaj kwiatu paproci – recenzja "W kręgu upiorów i wilkołaków" Bohdana Baranowskiego

W ostatnich latach w naszej polskiej literaturze można zaobserwować modę na powrót do korzeni. I nie mówię tu o nawiązaniach do klasyki rodzimej literatury, ale o powrocie w odleglejsze czasy, jakim jest okres panowania Słowian na terenach obecnej Polski. Nie da się ukryć, że słowiańskość przeżywa obecnie swój ogromny renesans i jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne powieści z wątkami słowiańskimi w swojej fabule. Warto jednak czasami sięgnąć też po literaturę fachową dotyczącą tego zagadnienia, a jest nią wznowienie W kręgu upiorów i wilkołaków Bohdana Baranowskiego.

Starość czeka każdego z nas – recenzja "Bankietu wysuszonych kasztanów" Joanny Stańda

O starości nikt nie lubi myśleć. Poza tym szczerze mówiąc, większość z młodszej części społeczeństwa starość jawi się jako coś tak odległego, że nie warto się tym teraz przejmować i lepiej korzystać z życia, póki można. Niestety, czeka nas ona, czy tego chcemy, czy nie, i to głównie od nas zależy, w jakiej kondycji ją spędzimy. Czy w domu, w dobrym zdrowiu i wśród bliskich, czy w szpitalu, na oddziale geriatrycznym, otoczeni znudzonym i bezdusznym personelem. Tę drugą rzeczywistość przedstawia Joanna Stańda w swojej książce Bankiet wysuszonych kasztanów.

Przeklęty skarb i jego czterej zdobywcy – recenzja "Znaku czterech" Arthura Conana Doyle'a

Po lekturze Studium w szkarłacie byłam zafascynowana dalszymi losami znanego wszystkim angielskiego detektywa. Dlatego też niedługo czekał na mojej półce kolejny tom, czyli Znak czterech opowiadający o następnym, porywającym śledztwie prowadzonym przez Sherlocka Holmesa i jego przyjaciela, doktora Watsona.

Podsumowanie czytelnicze września + nowości w biblioteczce

Jesień zawitała w pełni w nasze progi i w aurę za oknem. Pada, ochłodziło się, z drzew lecą kolorowe liście i kasztany. Któż z Was nie pamięta tych czasów, kiedy z zapałek i kasztanów tworzyło się małe cuda, od ludzików począwszy na konikach i misiach skończywszy? Jakby nie było, to jednak aura sprzyja siedzeniu w domu pod ciepłym kocykiem, z kubkiem ulubionej kawy lub herbaty w ręku i zagłębieniu się w dobrą lekturę...

Byłoby strasznie, gdyby nie było śmiesznie – recenzja "Więcej upiornych opowieści po zmroku" Alvin Schwartz

Wyobraźcie sobie taką sytuację: trzaskające i sypiące iskrami ognisko, ciemna noc, środek lasu, słychać tylko szum drzew i przemykające cichutko nocne, leśne zwierzątka. Aż ciarki po plecach przebiegają, co nie? I właśnie taki efekt miała wywołać niedługa książka o wszystko mówiącym tytule Więcej upiornych opowieści po zmroku Alvina Schwartza.