Nie podnoście ręki na majestat królewskiej córki! - recenzja "Pieśni miecza" Bernarda Cornwella


Ależ ten czas pędzi! Niedawno zasiadałam do czytania pierwszego tomu Wojen Wikingów, dopiero poznawałam dzielnego Uhtreda z Bebbanburga, a tu proszę – już jestem po lekturze tomu czwartego. Piąty tom zaś już czeka na półce na przeczytania. To już połowa serii, a ja mam wrażenie, że mogłaby ona trwać jeszcze i przez dwadzieścia kolejnych tomów, a i tak by mi się nie znudziła...

Ekscentryczny lekarz, zwykły dziennikarz i brutalne morderstwa to mieszanka doskonała – recenzja "Alienisty" Caleba Carra


Platforma serialowo-filmowa Netflix szturmem weszła na polski rynek i podbiła go niemal z marszu. Sama rzadko oglądam na niej filmy, a jeszcze rzadziej seriale, ale dzięki nim poznaję kolejne książki, po które potem sięgam. Właśnie tak dowiedziałam się o Alieniście Caleba Carra, pierwszym tomie serii o ekscentrycznym doktorze Laszlo Kreizlerze. Obawiam się, że gdyby nie Netflix, to ta książka kompletnie by mi umknęła, a tak mogłam spędzić kilka przyjemnych wieczorów nad lekturą.

Choroba sprawą państwową – recenzja "Jedynej takiej choroby" E. Zdebskiej


Wiem, że ostatnio zarzekałam się jak głupia, że po debiuty więcej nie sięgnę. Ale wiecie, jak to jest? Zarzekała się żaba mułu, a w błoto wpadła... Skuszona opisem, zdecydowałam się sięgnąć po Jedyną taką chorobę E. Zdebskiej. I całe szczęście, że podjęłam taką decyzję, bo przynajmniej nie ominęła mnie całkiem lekka i przyjemna lektura.

Czytelnicze podsumowanie maja


Miesiąc w miesiąc dochodzę do wniosku, że czas pędzi do przodu jak szalony, a ja ledwo za nim nadążam. Znowu, ani się obejrzałam, skończył się maj, a czerwiec już rozgościł się w najlepsze w naszych progach. I chociaż w zeszłym miesiącu miałam aż tydzień wolnego na samym początku, w długi majowy weekend, to czytelniczo był to nader ubogi miesiąc.

Tym razem aż tak nie bolało – recenzja "S.N.U.F.F." Wiktora Pielewina


Drugie spotkanie z rosyjskim, współczesnym pisarzem wypadło nieco lepiej niż pierwsze. Jeśli zaglądacie do mnie od czasu do czasu, to wiecie, że jego Miłość do trzech Zuckerbrinów kompletnie nie przypadła mi do gustu (więcej szczegółów tutaj). Stwierdziłam, że co mi szkodzi, spróbować jeszcze jednej książki Pielewina, jeśli i tym razem się nie dogadamy, to odpuszczę... No i jak było? A to przeczytacie już dalej.

To jest po prostu zła książka – recenzja "Klątwy przeznaczenia" Moniki Magoskiej-Suchar i Sylwii Dubieleckiej


W swoim życiu miałam moment, że chętnie łapałam się za debiuty pisarskie. Teraz trochę mi to minęło, ponieważ zbyt często okazywało się, że jestem z tych książek po prostu niezadowolona i coś mi w nich nie pasuje. W każdym razie, na fali chęci czytania pierwszych prób literackich różnych autorów, podkuszona kilkoma dobrymi recenzjami, sięgnęłam po Klątwę przeznaczenia. Oj, w życiu tak nie klęłam na swoją naiwność i łatwowierność...

Ale tak właściwie, to o co tu chodzi? - recenzja "Miłości do trzech Zuckerbrinów" Wiktora Pielewina

Lubię wyzwania i lubię dziwne książki, bo są dziwne i dzięki temu są interesujące. Lubię to uczucie, kiedy mózg mi niemal wybucha przy lekturze, ale w tym pozytywnym sensie. Ostatnio recenzowałam dla Was Narzeczoną księcia (moje zdanie o niej możecie przeczytać tu) i uznałam ją za najdziwniejszą książkę, jaką do tej pory czytałam. Dobra, jednak nie. Właśnie chciałam Was poinformować, że trafiłam na coś jeszcze dziwniejszego, od czego mój mózg zawrzał, a potem wyparował.