To jest po prostu zła książka – recenzja "Klątwy przeznaczenia" Moniki Magoskiej-Suchar i Sylwii Dubieleckiej
W swoim życiu miałam moment, że
chętnie łapałam się za debiuty pisarskie. Teraz trochę mi to
minęło, ponieważ zbyt często okazywało się, że jestem z tych
książek po prostu niezadowolona i coś mi w nich nie pasuje. W
każdym razie, na fali chęci czytania pierwszych prób literackich
różnych autorów, podkuszona kilkoma dobrymi recenzjami, sięgnęłam
po Klątwę przeznaczenia.
Oj, w życiu tak nie klęłam na swoją naiwność i łatwowierność...
Arienne to ledwie szesnastoletnia czarodziejka, która wyjeżdża ze
swojego rodzinnego domu, by uciec przed niebezpieczeństwem. Zawierza
Przeznaczeniu, które wiedzie ją do Czarnej Twierdzy, czyli siedziby
Bractwa rządzonego przez najwyższego Mistrza. Oprócz niego w skład
Bractwa wchodzą inni Mistrzowie i każdy ma własną Dziedzinę.
Wszyscy są rządzeni twardą ręką, a w Twierdzy kobieca rola
ogranicza się do służenia mężczyznom i bycia na ich seksualne
zachcianki. Wśród Mistrzów wyróżnia się czarnowłosy Severo –
najprzystojniejszy, najsilniejszy, najzdolniejszy i jednocześnie
najbardziej chamski i bezwzględny Mistrz Walki. To jego Milady,
czyli właściwie faworytą, zostaje śliczna i zdolna czarodziejka
Arienne, a jak czas pokaże ich drogi przecięły się
nieprzypadkowo.
Sama nie wiem od czego zacząć. Dobra, może najpierw kwestia
techniczna. Jak już nie raz wspominałam nie znoszę narracji
pierwszoosobowej. Taką narrację trzeba umieć pisać, a tutaj
autorki nie podołały i wydarzenia opisywane z perspektywy Arienne
powodowały u mnie ból zębów. Jeszcze gorszym wyjściem było
przeplatanie takiej narracji z narratorem trzecioosobowym,
wszystkowiedzącym. A już w ogóle beznadziejnym pomysłem jest nie
rozdzielanie tych dwóch typów opisywania wydarzeń w żaden sposób.
Wyobraźcie sobie, że czytacie najpierw coś pisane, że ja
zrobiłam, byłam... A potem nagle jest, że zrobił i był. W
pierwszej chwili myślałam, że to błąd w druku i zgłupiałam
doszczętnie, cztery razy sprawdzałam, a jak sobie uświadomiłam,
że to zabieg celowy, to się za głowę złapałam... I tak przez
prawie 800 stron męki. W dodatku ta książka jest tragicznie
przegadana – gdyby usunąć z niej to wszystko, co nic tam nie
wnosi, to uległaby skróceniu o jakąś 1/3.
Dobra. Na drugi ogień idą
bohaterowie. Tandetni, sztuczni, papierowi. Zero jakiejkolwiek
charyzmy. Dialogi są sztuczne, nadęte i pisane bez jakiegokolwiek
polotu, a tam, gdzie autorki próbowały wysilić się na męski
humor i żarty wychodziło obleśnie. Bohaterów cechuje też
niekonsekwencja w zachowaniu i myśleniu. Severo to nadęty dupek,
zapatrzony w siebie egoista i egocentryk, dla którego świat się
kończy na czubku jego nosa. A właściwie prawdziwiej by było
napisać, że penisa, bo to ten go prowadza zamiast mózgu. Już na
samym początku wymiękłam przy scenie w łaźni, gdzie jego
przyjaciele nazywają jego sprzęt Olbrzymem.
No, sorry, jakoś mnie to niespecjalnie ubawiło, było wręcz
żałosne. Arienne to młodziutka dziewczyna, która zachowuje się
jakby miała co najmniej trzydzieści lat i stara się być nad
podziw dorosła, wygłaszając górnolotne, nadęte kwestie, a potem
zachowuje jak postrzelona małolata. Tak beznadziejnych bohaterów,
jak żyję, nie widziałam.
A teraz wisienka na torcie. Uwaga – tu może być spojler, ale to
zasadniczo sam początek książki. W każdym razie – ostrzegałam!
Około setnej strony mamy wielką ucztę, na którą przychodzą
wszyscy Mistrzowie. I nie miałabym z tą ucztą żadnego problemu,
gdyby nie fakt, że w jej trakcie Severo zdobywa Arienne poprzez
walkę z innymi Mistrzami – cholera jasna, naprawdę?! Naprawdę
trzeba traktować dziewczynę tak przedmiotowo, jako trofeum dla
zwycięzcy?! I tę książkę napisały dwie kobiety?! Nie mogłam,
już miałam ochotę rzucić tą cegłą o ścianę, ale zagryzłam
zęby i czytałam dalej. I się doczytałam. Publicznego gwałtu na
Arienne, nastolatce, która jest dziewicą, a Severo, jej właściciel
i gwałciciel (który szeptem ją przed gwałtem prosi o wybaczenie,
a potem rżnie, za przeproszeniem, jak piła tarczowa drewno),
obwieszcza to, pokazując zakrwawioną dłoń. Następnie, och,
wrażliwiec, zostawia dziewczynę sponiewieraną na stole. I wiecie,
co robi nasza Arienne? Przepłakuje jedną noc, a następnego dnia
dochodzi do wniosku, że w sumie przynajmniej jej gwałciciel był
przystojny, zaś trzeciego już jest w nim trochę zakochana, bo to
jej mężczyzna! Fanfary i kurtyna!
Ręce mi opadły. Debilizm, idiotyzm
i kretynizm w jednym, wybaczcie takie słowa. Ludzie, serio?!
Dziewczyna jest publicznie zgwałcona i odchorowuje to jedną nocą
płaczu? A potem jakby nigdy nic przechodzi nad tym do porządku
dziennego i jeszcze zakochuje się w tym, który ją tak skrzywdził
W CIĄGU TRZECH DNI?! Przecież ta książka jest po prostu szkodliwa
i ukazuje gwałt niemal jako coś dobrego (szczególnie, jeśli
gwałciciel jest przystojny), dzięki czemu możemy spotkać swojego
księcia z bajki. Otóż nie, moje drogie autorki. Gwałt to zło,
które powinno się karać z pełną surowością i to bez namysłu.
Pozostawia straszne rany na psychice skrzywdzonej osoby, która potem
wiele lat musi się leczyć i starać o powrót do normalności, a
często jej się to nie udaje. Poza tym, kompletnie nie rozumiem, dla
kogo miała być przeznaczona ta książka. Dla nastolatek? W takim
razie epatowanie gwałtem, a potem seksem i ciągłe wspominanie o
tym, jak wielkiego penisa ma Severo i jakiego pracowitego jest
kompletnie nie na miejscu. Dla młodych dorosłych? Większość uzna
to wszystko za wysoce niesmaczne, a wręcz obrzydliwe. Wiekowy
target, jaki miały w głowie panie Dubielecka i Magoska-Suchar
pozostanie zatem dla mnie tajemnicą.
Spytacie mnie, dlaczego doczytałam to wątpliwej jakości dzieło do
końca? Bo jestem zawzięta. Bo lubię wiedzieć, co krytykuję w
pełni. Powiem więcej – sięgnęłam też po drugi tom i jest on
równie denny, jak pierwszy, już teraz mogę to Wam zdradzić.
Zrecenzuję go dla Was tylko po to, żebyście wiedzieli, że lepiej
tej serii nie tykać. I jest jedna rzecz jeszcze, której nie
rozumiem. Jakim cudem to coś ma ocenę ponad 7 na
Lubimyczytać.pl?
Tytuł: Klątwa przeznaczenia
Autor: Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka
Cykl: Klątwa Przeznaczenia, tom I
Liczba stron: 812
Rok wydania: 2017
Jak dobrze, że się na nią nie skusiłam! 800 stron męki to nie dla mnie. Pewnie bym nie przebrnęła🙈
OdpowiedzUsuńJa się zawzięłam i przebrnęłam, taka ambitna byłam, ale nic tej książki nie uratowało.
UsuńTo już druga tak bardzo negatywna opinia tej książki, teraz to już muszę się poważnie zastanowić czy sięgać (sama jestem bardzo ciekawa jak książka może jednocześnie zdobywać tak bardzo różne oceny, zwłaszcza, że argumenty, które tu przedstawiasz są jak najbardziej na "nie", a jednak tych pozytywnych ocen jest więcej, a 7,5 to już w ogóle kusi...) ;)
OdpowiedzUsuńAutorki zrobiły bardzo dobrą promocję na instagramie przy okazji wydawania drugiego tomu tego dzieła wątpliwej jakości. I zaczytują się w nim nastolatki, które nie widzą jeszcze, jaka to jest zła książka...
UsuńTeż mnie zastanawiały te przeskoki narracyjne, nieraz po kilka razy na stronę. Wydaje mi się, że w pierwszej osobie pisała jedna autorka, a w trzeciej druga.
OdpowiedzUsuńTeż tak wnioskuję, ale, szczerze mówiąc, nic mnie to nie obchodzi. Pod względem redakcyjnym było to źle zrobione, że akapit za akapitem potrafiła się narracja zmieniać i to się po prostu fatalnie czytało. U Veronici Roth też była taka narracja, ale była podzielona na osobne rozdziały, dzięki czemu, łatwo można się było zorientować, kto jest aktualnie narratorem i co się dzieje.
UsuńFakt, ogólnie redakcja była słaba, jakby jej wcale nie było :/ 1/3 nadaje się do wykasowania. Praktycznie w każdym zdaniu do wywalenia jest kilka wyrazów.
UsuńToć to Novae Res wydawało, a tam redakcja jest taka, że jej de facto nie ma, bo to vanity :P
UsuńNovae Res ma ponoć także model tradycyjny, wydaje tak niektóre książki. Czyli autor płaci 0 zł. Tak podobno wydała książki np. Beata Majewska/Augusta Docher (literatura kobieca i dziecięca).
UsuńTego akurat nie wiedziałam. Patrząc jednak na "Klątwę..." dochodzę do wniosku, że redakcja i koretka tam siedzi i paznokcie piłuje, nic poza tym :P
UsuńCzego Ty dziewczyno chcesz? Nie rozumiesz, że bycie ozdobą mężczyzny to największy możliwy atut i najważniejsze osiągnięcie kobiety? Po co komu inteligencja, praca, osiągnięcia, jak można być klejnotem w koronie swojego pana o władcy? Jaki gwałt, przecież każda kobieta lubi być trochę gwałcona, a zresztą one zawsze tego chcą, nawet jak mówią nie.
OdpowiedzUsuńA teraz poważnie. Pierwsze zdania są ironią, choć przecież w dużym stopniu ludzie na prawdę myślą w taki właśnie sposób, i obawiam się, że właśnie z tego powodu książka ta jest popularna. To bardzo przykre. Ale już nie raz widziałam jak popularny jest w romansach syndrom Sztokholmski jako definicja prawdziwej miłości. Brak wiedzy, świadomości społeczeństwa i takie mamy efekty.
Akurat ten gwałt to tylko pół strony, a o nim jest najgłośniej. Reszta to intrygi dworskie i w zakonie, hazard, sztuki teatralne, wyprawy na daleką północ, polowania, egzekucje w lochach, ucieczki, itd. Ogólnie dzieje się bardzo dużo, jednak rzeczywiście wiele scen nie ma wpływu na fabułę i są męczące. Ogólnie nie wiadomo, o czym jest ta książka. Mnie najbardziej dobijało ciągłe zwracanie uwagi na wiek bohaterów. I pisanie, że osoby w granicach trzydziestki to staruchy o_O. Jakieś teksty o męczeniu się czy zmarszczkach. Główna para to jest w sumie pedofilia, bo facet ma ponad 2x tyle lat, co dziewczynka.
UsuńZ tą pedofilią to bym nie przeszkadzała, Arienne ma szesnaście lat, więc zasadniczo seks uprawiać może. Tu raczej chodzi o ten gwałt... Poza nim, owszem, sporo się dzieje, ale to wszystko jest przegadane, a dialogi są płaskie. Autorki po prostu mają słaby styl i czytanie tego tworu to istna droga przez mękę.
UsuńA nie 15? Chyba miała w książce urodziny. Zresztą rok nie stanowi różnicy w intelekcie ;)
UsuńOgólnie ona i Sev zachowywali się jak rówieśnicy, jedno było za poważne, drugie za dziecinne.
Owszem, i jedno, i drugie działało mi na układ nerwowy swoim zachowaniem :/
UsuńTo nie pierwszy raz, kiedy zetknęłam się z negatywną opinią, gdzie bez wahania ukazuje się największe wady tej książki. Choć doskonale wiedziałam, że autorki w tak paskudny sposób pokazały motyw gwałtu, gdzie ofiara przechodzi po tym do porządku dziennego (na, nawet zakochuje się w oprawcy), to jednak dalej mnie to przeraża. Tak samo przeraża mnie to, że po takiej paskudzie, po poznaniu niezbyt dopracowanych bohaterów, wysoko oceniają ten debiut. Ale w sumie nie ma co się dziwić, skoro „365 dni” też robi furorę wśród pewnej społeczności, także...
OdpowiedzUsuńKiedyś zamierzałam przeczytać, teraz zdaję sobie sprawę, że popełniłabym największy błąd w życiu. Podziękuję.
Szkoda czasu, czytanie 800 stron napisanych fatalnym stylem wcale nie zabiera pięciu minut. Też mnie fascynuje fenomen tej książki, jak i "365 dni", ale może ja się po prostu nie znam...
UsuńCo do fenomenu, to autorki zrobiły świetną reklamę. A resztę nakręcił hejt i negatywne komentarze, że ludzie chcieli sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak źle ;) Czyli to samo co pani Blanka, także tematyka.
UsuńChyba dokładnie na tym to polegało. Wiem, że promocję autorki rozkręciły sobie na IG niezłą, bo można było dostać przy okazji drugiego tomu pierwszy w różnych konkursach, no, ale... Mimo wszystko, nie rozumiem.
UsuńO tak, wiele czynników (olbrzymia promocja autorek oraz fala hejtu) sprawiło, że ta i ta książka stały się naprawdę popularne. I możemy tego nie rozumieć, ale wiadomo nie od dziś, że ten biznes rządzi się swoimi prawami. Tak było, jest i (niestety) pozostanie...
UsuńW tym biznesie prawdziwe jest jedno powiedzenie - nieważne, co mówią, ważne, żeby mówili. Smutne to.
UsuńDziękuję za szczerą opinię o książce, moje klimaty, więc mogłabym się na nią skusić, ale widzę, że lepiej trzymać się od niej z daleka. ;)
OdpowiedzUsuńAleż proszę bardzo, ja nigdy nie kłamię w swoich recenzjach...
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale będę się jej wystrzegać. Cóż... Pewnie to jest jej najmniejsza wada, ale nic mnie tak nie męczy jak książki, w których przeplata się narrację pierwszoosobową z trzecioosobową. Nie znoszę.
OdpowiedzUsuńTo męczy i wkurza, a ja naprawdę na początku miałam wrażenie, że to po prostu jakiś idiotyczny błąd w druku. Potem się połapałam, że to celowy zabieg...
UsuńAutorce najwidoczniej brakuje wyobraźni, by wczuć się w sytuację zgwałconej kobiety. Książka nie dla mnie, dzięki za ostrzeżenie.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej nie zmarnujesz nad nią niepotrzebnie czasu ;)
UsuńTrafiłam na Twoją recenzję na forum fantatsyki na facebboku i przeczytałam ją teraz drugi raz. Do tej pory spotykałam raczej , zachwyty nad "Klątwą" i przyznam, że ja sama miałam ochotę na tę książkę. Może nie aż taką, żeby ją kupować, ale gdybym znalazła ją w bibliotece to bym przeczytała. Teraz już tego nie zrobię. Nie lubie takich bohaterów jacy występują w tej książce. Zgadzam się z tym, że trzeba umieć pisać w narracji pierwszosobowej, a takie przeskoki by mnie irytowały i utrudniałylekturę. A obraz gwałtu i tego jak bohaterka go "przeżywa"? No nie mogę uwierzyć! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Tyle się teraz mówi o gwałtach, o karalności, o tym, że pokrzywdzone nie raz na policji są olewane, a autorki dają czytelnikowi taki obraz?! Nie
OdpowiedzUsuńBa, nie dość, że bohaterka nawet gwałtu nie przeżywa, to zaraz potem ląduje w łóżku ze swoim gwałcicielem i jeszcze się z tego cieszy... Bolą zęby przy czymś takim i to nawet te mleczaki, które dawno temu wypadły.
UsuńWidzę, że w mojej ocenie tej książki nie jestem osamotniona. Jeszcze nie zebrałam się w sobie, by tę recenzję napisać, ale w końcu to zrobię.
OdpowiedzUsuńPS. Dobrze, że Cię tutaj znalazłam. Zaobserwowałam i zostanę na dłużej :D
Dzięki za miłe słowa! :) Jak już wrzucisz recenzję, to koniecznie daj mi znać, chętnie przeczytam :)
UsuńBardzo się cieszę, że pojawia się coraz więcej negatywnych opinii na temat tej książki. Zaraz po jej wydaniu chciałam ją przeczytać, bo wszędzie ochy i achy, ale jak potem usłyszałam o tej scenie gwałtu i wielkiej "miłości" to mi kapcie spadły z debilizmu sytuacji. Serio? Jak można tworzyć tak szkodliwe książki. Gwałt zawsze jest zły niezależnie od tego czy oprawcą jest Orlando Bloom czy Zdzisiek spod monopolowego. Jak to się może w ogóle komuś podobać?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudia z bloga http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
No nie. Jak Orlando Bloom gwałci, to spoko, bo jest przystojny. Takie przesłanie płynie z tej książki.
UsuńI jak tu się nie załamać?
Szczerze to miałam w planach bo widziałam kilka pozytywnych recenzji ale prawdę powiedziawszy nie wiem czy byłabym w stanie, niektóre sytuacje są dla mnie oburzajace i niedopuszczalne. :(
OdpowiedzUsuńNo ja też się pokusiłam przez te pozytywne opinie i na skutek wysokiej oceny na LC... I teraz wiem, że muszę na to uważać.
Usuńznając życie ja też doczytałabym do końca, ale dzięki Tobie nie muszę ;-)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej nie musisz marnować czasu ;)
UsuńSzczerze mówiąc, nie dziwi mnie twoja opinia. Każda recenzja tej książki jest negatywna (te na które trafiam) i sama od samego początku nie miałam ochoty siadać do tej pozycji. Ty mni tą recenzją zachęciłaś jeszcze bardziej do omijania tej pozycji szerokim łukiem 🤗
OdpowiedzUsuńNajlepiej jest ją spalić, jak jest gdzieś w pobliżu :D
UsuńOj tak! Zdecydowanie :P
UsuńDlatego szybko pozbyłam się swojego egzemplarza, szkoda miejsca na półkach na złe książki. :D
UsuńZałamałam się bo właśnie kupiłam tę książkę. Na szczęście z drugiej ręki więc nie wydałam dużo.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w czytaniu :D
UsuńEee, to nie czytam... Miałam w planach, ale przekonałaś mnie, że lepiej wybrać coś innego ;) Za to mieczyk do papieru masz przedni <3
OdpowiedzUsuńA dziękuję, na Wawelu zakupiony :D
UsuńStanowczo lepiej wybrać coś innego i się nie męczyć przy czytaniu ;)
Uuu aż tak słabo? Czytałam już sporo opinii o książce i są bardzo różne, ale wszystkie zgodnie twierdzą, że to kontrowersyjna pozycja.
OdpowiedzUsuńSłabo? Jest beznadziejnie :P
UsuńJeszcze tylko Blanka Lipińska i listę najgorszych książek ostatnich lat masz wykonaną ;)
OdpowiedzUsuńChallenge accepted :D
UsuńTo może jeszcze kontrowersyjne książki "Dragonus Cracovus" i cykl "Szeptucha"? Chyba że były recenzowane (nie widzę opcji "szukaj" na blogu :/).
UsuńHmmm... Obu nie czytałam, ale w sumie - czemu nie? :D Zapisuję do przeczytania, bo lubię wyzwania ;)
UsuńA co do opcji szukania - w sumie nie wpadłam nigdy na pomysł, żeby ją mieć, dodam z pewnością i dzięki za podsunięcie takiego pomysłu! :)
Ojej 😂. Może zacznę od tego, że tę książkę mam już na swojej półce jakoś od świąt, bo byłam jej strasznie ciekawa. Niektórzy uwielbiają te serie, inni nienawidzą. Autorki również są bardzo ciekawi osobami, gdyż nie potrafią znieść krytyki i gdy ktokolwiek powie coś złego na którąś z części, od razu go hejtują x’D. Po Twojej recenzji już wiem, że ta książka będzie dla mnie dnem (możesz czekać na moją recenzję ;p). A szkoda, że zakupiłam od razu drugi tom...
OdpowiedzUsuńTeż się rzuciłam na drugi tom i go nawet przeczytałam... Mój psycholog potem miał ze mną kilka sesji terapeutycznych :D Żartuję, oczywiście, ale drugi tom w niczym nie jest lepszy od pierwszego.
UsuńPrzyznaje się przeczytałam tą książkę. I zgadzam się z Tobą. Narracja leży, gwałt przegieciw totalne i cóż jest przegadana obrzydliwie. Gdyby nie to i trochę pracy nad autorami w sumie Książka nie byłaby az taka zła. Ale przyznam się, że mam drugi tom. Dostałam od męża na gwiazdke 🙈 i przeczytam go 😁 Kinga
OdpowiedzUsuńJa mam już tę mękę za sobą i niezmiernie się cieszę. Cóż, mąż tym razem chybił z prezentem, ale, biedaczysko, pewnie nie wiedział, co to za dno :P
UsuńDobrze, że nie postanowiłam jej kupić. Zawiodłabym się
OdpowiedzUsuńPieniądze można wydać na lepsze książki :)
UsuńO cholera... to mi się ciśnie na usta. To chyba nie był Twój cel, ale zachęciłaś mnie do jej przeczytania. Mam ochotę przekonać się, co sama będę o niej myśleć :D
OdpowiedzUsuńW sumie to nie miałam żadnego celu oprócz ostrzeżenia. :D Jak ktoś chce, to niech czyta, ja wyrocznią książkową wszak nie jestem. :)
UsuńI tu mnie zadziwiłaś, bo ilekroć wpadałam na tę książkę w blogosferze bądź na insta, to wszyscy wychwalali, że świetna powieść i ogólnie cud, malina, kup, przeczytaj i wychwalaj... A tu taki gniot. A już prawie się skusiłam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie na tym polega fenomen tej książki - ma bardzo wysoką ocenę na LC i w internecie zbiera same pozytywne recenzje, a zasadniczo to szału przy niej nie ma... No, ale niektórzy, jak już otrzymają książkę jako wygraną w prezencie albo co, to boją się napisać o niej prawdziwe swoje zdanie, wolą ściemniać.
Usuń"I się doczytałam. Publicznego gwałtu na Arienne, nastolatce, która jest dziewicą, a Severo, jej właściciel i gwałciciel (który szeptem ją przed gwałtem prosi o wybaczenie, a potem rżnie, za przeproszeniem, jak piła tarczowa drewno), obwieszcza to, pokazując zakrwawioną dłoń. Następnie, och, wrażliwiec, zostawia dziewczynę sponiewieraną na stole. I wiecie, co robi nasza Arienne? Przepłakuje jedną noc, a następnego dnia dochodzi do wniosku, że w sumie przynajmniej jej gwałciciel był przystojny, zaś trzeciego już jest w nim trochę zakochana, bo to jej mężczyzna! Fanfary i kurtyna!" Jesteś boska! Uwielbiam Cię!
OdpowiedzUsuńNie czytam już książek z wydawnictwa Novae Res, bo wydają szmiry na potęgę. Współpracują z autorami, którzy sami płacą za wydanie książki, a gdy normalne wydawnictwo nie chce czegoś wydać za darmo, to rodzi podejrzenia, że książka jest słabiutka.
Novae Res... Szczerze mówiąc, to chyba najgorsze wydawnictwo na polskim rynku. Chociaż wciąż od czasu do czasu zdarza mi się trafiać na ich książki, i z ok 15tu przeczytanych udane były zaledwie dwie, "Sand" Eweliny Trojanowskiej i "Balony" M.Sajnog.
Usuń@Stacja Książka
UsuńNie, że bronię vanity, bo redakcja w nich leży i jęczy (nie zdziwiłoby mnie, gdyby drukowali to, co dostają od autora + wpisywali nazwiska redakcji i korekty za okładką), ale normalne wydawnictwa też wydają fatalnie przeredagowane szmiry na potęgę. Novae Res ma też model tradycyjny, nie od wszystkich biorą pieniądze. No i wydanie selfem czy vanity nie oznacza, że autor wysyłał gdzieś tekst wcześniej. Może od razu chciał wydać w ten sposób.
Btw. Novae Res to nie wydawnictwo a firma wydawnicza ;)
Ja się z tym wszystkim zgadzam, ale, szczerze mówiąc, Novae Res bije jakieś horrendalne rekordy, jeśli chodzi o wydawanie badziewia. Chyba jedna albo dwie książki, jakie od nich czytałam, były w miarę dobrze zredagowane i po solidnej korekcie, a na dodatek dało się to w jakikolwiek sposób czytać.
UsuńZdecydowanie nie mój styl, aczkolwiek czasem warto otworzyć się na nowe rzeczy ;)
OdpowiedzUsuńCzasem tak, ale nie w tym przypadku - ta książka jest naprawdę fatalna.
UsuńJa mam inne pytanie - jaki chory wydawca podpisał zgode na publikacje czegos takiego?@ a wysokie noty pewnie ma, bo opłacone albo wszystkie porąbane za przeproszeniem nastolatki naczytały sie pierdół innych porąbanych laleczek i teraz myślą, że tak ma być. Obłęd i masakra.
OdpowiedzUsuńZ tego co przeglądałam internety, to autorki nieźle poszły z promocją tego wytworu, a w większości właśnie nastolatki się nią zachwycały, nie widząc w niej nic złego. Niestety, Novae Res to wydawnictwo, które, mam wrażenie, wydaje wszystko jak leci i to bez pomyślunku.
UsuńPrzeczytałam tylko początek, nie kryję, ale jedna rzecz prócz zmiany narracji odrzuciła mnie z miejsca — jak, do cholery, wydana książka (podobno) po redakcji może mieć błędy językowe w odmianie czasowników w czasie teraźniejszym???
OdpowiedzUsuńPo prostu Novae Res chyba nie robi żadnej redakcji, a książka jak została napisana, tak zostaje wydana.
Usuń