Choroba sprawą państwową – recenzja "Jedynej takiej choroby" E. Zdebskiej
Wiem, że ostatnio zarzekałam się
jak głupia, że po debiuty więcej nie sięgnę. Ale wiecie, jak to
jest? Zarzekała się żaba mułu, a w błoto wpadła... Skuszona
opisem, zdecydowałam się sięgnąć po Jedyną taką
chorobę E. Zdebskiej. I całe
szczęście, że podjęłam taką decyzję, bo przynajmniej nie
ominęła mnie całkiem lekka i przyjemna lektura.
Dolina Rosy to zapomniane przez wszystkich miasteczko w Niebieskim
Królestwie. Jest tak przeciętne, że nikt o nim nie pamięta.
Niestety, córka królowej Amelii, Ailime, zapadła na dziwną i
tajemniczą chorobę, z której nie można jej wyleczyć. Po całym
świecie zostali rozesłani patroni, by sprowadzić do zamku lekarzy,
mających uzdrowić księżniczkę. Wszystkie próby spełzają
jednak na niczym. W końcu i do Doliny Rosy, mającej jednego
lekarza, przyjeżdża patron, który ma zabrać Feliksa na dwór.
Zamiast niego, do zamku trafia Lisa Apium, recepcjonistka w
przychodni i zielarka. Czy uda jej się wyleczyć księżniczkę i
odkryć, cóż to za tajemnicza choroba ją dręczyła?
Po lekturze Pielewina potrzebowałam
odpoczynku od ciężkich i wymagających myślenia lektur. Biorąc do
ręki i zaczynając czytać Jedyną taką chorobę
przekonałam się, że właśnie z czymś takim mam do czynienia. Ta
krótka, bo licząca niecałe trzysta stron książka, pozwoliła mi
odpocząć i nieźle się bawić przy lekturze. Intryga, która
powstaje w trakcie akcji, nie jest jakoś specjalnie skomplikowana,
ale zachęca czytelnika do jej śledzenia, a przy tym nie wymaga
zbytniego wysilania mózgu.
Bohaterowie są naprawdę prości, nic skomplikowanego. Ich
charaktery są nakreślone dość dokładnie, ale jednocześnie
powierzchownie, bez zbytniego wgłębiania się w nie. Lisa to w
gruncie rzeczy dobra dziewczyna, tylko jest zbyt naiwna i za często
podejmuje idiotyczne decyzje, jakby się nad nimi nie zastanawiała
głębiej. Towarzyszy jej patron Largus, który jest odważnym,
przystojnym i odpowiedzialnym mężczyzną, ale momentami przy Lisie
daje się ponieść emocjom, zamiast zastanowić się nad dalszymi
działaniami. Pojawia się też tajemniczy i kreowany na postać
negatywną Mrok, który wcale aż takim antagonistą nie jest, a jego
wątek jest potraktowany po macoszemu i pojawia się wtedy, kiedy
jest akurat potrzebny autorce i Lisie. Szkoda, bo mogłoby się z
tego urodzić coś ciekawego.
Świat przedstawiony jest dość
schematyczny. Mamy tutaj tęczowe królestwo – każde państwo ma
nazwę od koloru tęczy i swoją cechę charakterystyczną. To
sympatyczny pomysł, ale, niestety, na tym się kończy. Mieszkańcy
zamku Niebieskiego Królestwa są przedstawieni stereotypowo aż do
bólu – głupiutcy, interesujący się tylko plotkami dworskimi i
modą, nie mający nic wartościowego do powiedzenia. I, oczywiście,
wszyscy olśniewająco piękni i przystojni. Poza tym irytowało mnie
mieszanie dziwnych
imion z normalnymi.
Obok Lisy, Mroku, Feliksa, Caroliny i Aurelii mamy takie imiona, jak
Largus, Ailime czy Bibandi. Nic mnie tak nie wkurza w książkach,
jak taka mieszanka – po stokroć wolę, gdy autor trzyma się tych
zwykłych imion, albo zostawia te dziwne i nietypowe.
Autorka ma lekkie pióro, książkę czyta się naprawdę przyjemnie
i szybko. Niestety, w treści brakowało mi w wielu momentach
dokładniejszych opisów, nie tylko państw, ale też postaci.
Czasami były one wciśnięte w treść na siłę, jakby E. Zdebska
sobie przypominała od czasu do czasu o tym, że coś by tam wypadało
opisać. Trochę to mnie drażniło i sprawiało, że byłam
wytrącona z lektury na krótką chwilę.
Jedyna taka choroba to lekka,
łatwa i przyjemna w odbiorze książka, która pozwala na
odpoczynek, ale nie jest, niestety, pozbawiona wad. Można ją
przeczytać w jeden wieczór, nawet zbytnio się nie wysilając. Co
prawda zakończenie jest nieco za bardzo wydumane i wygląda tak,
jakby autorka nie wiedziała, jak powinna zakończyć całą tę
historię. Mimo wszystko uważam, że warto przeczytać ten tytuł,
szczególnie w takie upalne dni, jak te, które mamy teraz za oknami
;)
Tytuł: Jedyna taka choroba
Autor: E. Zdebska
Wydawnictwo: AlterNatywne
Liczba stron: 272
Rok wydania: 2019
Rozważę jeszcze spotkanie z książką, z jednej strony mnie ciekawi, z drugiej obawiam się, czy trafi w moje oczekiwania.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę lekka, łatwa i przyjemna lektura, nic wymagającego, więc jeśli potrzebujesz odpoczynku od cięższych tytułów, to śmiało sięgaj. :)
UsuńBrzmi jak idealna lektura na upały, choć ja wolę zdecydowanie bardziej zaawansowane i logiczne światy, jak u Sandersona.
OdpowiedzUsuńSandersona jeszcze nie czytałam, ale czeka na mnie na półce i już się doczekać nie mogę. :D
UsuńNie ocenia się książek po okładkach, jednak ta według mnie jest naprawdę okropna :D. Ta książka jakoś specjalnie mnie nie zachwyciła. Chociaż w obecnej chwili mam wielką ochotę na sięgniecie po lekkie książki, to i tak mam co do nich pewne wymagania. Tę raczej bym wymęczyła, dlatego jakoś niespecjalnie jestem nią zainteresowana.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ja nie jestem czuła na gorsze okładki, tak przy tej włączył mi się mechanizm obronny. :)
UsuńFakt, przy okładce szału nie ma, ale w sumie zawartość nie jest aż taka zła, jakby na to wskazywała oprawa graficzna. :) Czasami nie warto sugerować się okładką. ;)
UsuńCiekawa propozycja gdy chcemy coś niewymagającego. To debiut, więc można troszkę wybaczyć te niedociągnięcia :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, dlatego też dałam tak wysoką ocenę. :) Jakby to było znane nazwisko, to byłaby znacznie niższa. ;)
UsuńBardzo chciałabym przeczytać. Ciekawe czy bym lepiej książkę odebrała.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że książka Ci się spodoba, jeśli już zdecydujesz się na jej lekturę. :)
UsuńWydaje się być to specyficzna lektura, z którą można się zapoznać z czystej ciekawości.
OdpowiedzUsuńI przy której nie trzeba się zbytnio wysilać mózgowo. ;)
UsuńNie miałam okazji jeszcze czytać tej książki Ale jak najbardziej mam ja w planach
OdpowiedzUsuńW takim razie miłej lektury życzę, mnie się całkiem spodobała :)
UsuńKsiążka nie w moim guście. Raczej sobie ją odpuszczę
OdpowiedzUsuńDla każdego coś innego ;)
UsuńCzytałam już gdzies tę recenzję. Chętnie bym sobie przeczytała ta książkę, bo lekkich książek na lato nigdy za wiele. Kinga
OdpowiedzUsuńNie wiem, gdzie czytałaś tę recenzję... Pisałam ją w całości sama i publikowałam po raz pierwszy tutaj, więc to bardzo interesujące.
UsuńMnie książka nie zaciekawiła ale fajnie że Ty znalazłaś w niej coś dla siebie
OdpowiedzUsuńTo debiut, więc wiele rzeczy można wybaczyć. Poza tym staram się zawsze w każdej książce znaleźć coś dobrego.
UsuńTęczowe królestwo? Szczerze mówiąc, to brzmi okropnie... A skoro jest shematycznie, to dziękuję :)
OdpowiedzUsuńTo debiut, można pewne rzeczy wybaczyć, sama rozumiesz ;)
UsuńPewnie, że rozumiem. Z debiutami wiadomo jak bywa :) ale ze względu na niewielką ilość czasu na czytanie niestety muszę dokonywać mocnej selekcji :(
UsuńZnam z autopsji tę selekcję, czasami jednak szarpnę się na coś pod wpływem impulsu. ;) Czasem żałuję, czasem nie, różnie to bywa. ;)
UsuńRowniez ją czytałam i szczerze musze powiedzieć, że by to lektura bardzo prosta, niewymagająca... Niby spoko, ale czegoś tak bardzo brakowało. Taka nijaka trochę.
OdpowiedzUsuńTrochę brakowało w niej napięcia i jakiegoś większego cliffhangera, ale poza tym była to lekka i łatwa książka.
UsuńOkropna okładka. W ogóle nie zwróciłabym uwagi na tę książkę. Gdyby nie Twoja recenzja to pomyślałabym, że to coś o lekach na jakąś chorobę... Typu, jak żyć z cukrzycą...
OdpowiedzUsuńFakt, okładka niczego nie urywa, ale w końcu nie ocenia się książki po okładce, prawda? ;)
UsuńSzczerze mówiąc, nie zwróciłabym na nią kompletnie uwagi gdyby nie twoja recenzja, zresztą jak widzę nie tylko ja tak uważam - okładka jest straszna i tak masz rację "nie ocenia się książki po okładce ", jednak czy to nie ona powinna zachęcać czytelnika do sięgnięcia po ten konkretny tytuł? Ta tutaj zdecydowanie czytelnika odpycha :/
UsuńPozdrawiam gorąco!
Po prostu nie przywiązuję aż takiej uwagi do okładek, większą zwracam na opis. Owszem, często mnie też kuszą okładki, ale potem się okazuje, że opakowanie piękne, a środek... cóż, pozostawia wiele do życzenia.
Usuń