Ucieczka z Festung Breslau – Andrzej Ziemiański
Nazwisko Andrzeja Ziemiańskiego kojarzy każdy, kto czyta chociaż trochę polskiej fantastyki. Wszak obie najbardziej znane serie tego autora, jak Achaja i Pomnik Cesarzowej Achai, zbierały swego czasu (i zbierają do teraz) bardzo mieszane opinie. Na dodatek cykl o Virionie święci triumfy wśród czytelników. Nic dziwnego, że Fabryka Słów postanowiła przypomnieć fanom pisarza jego inną powieść, wydaną pierwotnie w 2009 roku, czyli Ucieczkę z Festung Breslau.
- Kiedy to wszystko się skończy, pojedziemy do kraju, w którym nigdy nie będzie wojny. / - A jest taki kraj?
Najkrócej tę książkę opisałabym jako skrzyżowanie historii o Jamesie Bondzie z Hansem Klossem i humorem Franka Dolasa. Szpiegowska intryga osnuta wokół wywozu dzieł sztuki z Polski jest tak zaplątana i zakręcona, że nawet sam Szpieg Jej Królewskiej Mości miałby problem w rozeznaniu się w tym wszystkim. Zatem nie dziwi chyba fakt, że sama gubiłam się w fabule i potem z trudem potrafiłam się odnaleźć. Mnogość pobocznych postaci, które pojawiały się na chwilę, by zaraz zniknąć, ich nazwiska, pseudonimy – to wszystko nieustannie mieszało mi się w głowie i musiałam albo bardzo się skupić nad tym, co czytam, albo czytać po kilka razy te same fragmenty, żeby się połapać, kto, po co i dlaczego.
Pusto tu jak w gestapowskim niebie.
Dużym plusem powieści są dwie główne postaci, czyli Dieter Schielke i Maciej Dłużewski. Dżentelmeni, bystrzy, inteligentni, a jednocześnie potrafiący z dużą dozą cynizmu i ironii spoglądać na świat dookoła. I, co chyba najbardziej zaskakujące w tym wszystkim, dwaj wojskowi, którzy są od stóp do głów pacyfistami i wcale nie mają ochoty brać czynnego udziału w wydarzeniach na froncie. Ich podejście do konfliktów zbrojnych to raczej kwestia tego, jak wyjść z całego ambarasu cało, żywym i zdrowym, a przy okazji wzbogacić się, by móc żyć dostatnio w ciepłych krajach, gdzie nikt ich nie będzie ścigał. Ich rozmowy i przygody czyta się znakomicie, niejednokrotnie wybuchając serdecznym śmiechem przy wymianach zdań, jakie ta dwójka prowadzi między sobą. Oczywiście, w tym męskim gronie pełnym testosteronu nie mogło zabraknąć i kobiety. Pięknej kobiety, należy dodać. Rita, o której mowa, jest również członkinią aparatu nazistowskiej władzy, ale jest osobą równie bystrą i chcącą przetrwać, jak Dieter i Maciej. Przy tym wszystkim jest też charakterna i nie daje sobą manipulować, śmiało wdając się w pyskówki oraz dowcipne i inteligentne rozmowy z oboma oficerami, a dodatkowo wprowadza wątek miłosny. Na szczęście dla mnie, nie jest on zarysowany bardzo mocno, raczej stanowi przerywnik do szpiegowskich perypetii Dłużewskiego i Schielke.
Jakiś dziwny naród, od dziecka żyjący w przekonaniu, że jeśli ktoś mówi NIE, to ich świętym obowiązkiem jest natychmiast znaleźć milion sposobów, żeby NIE brzmiało jak TAK. Od Kopernika poprzez wóz Drzymały po Enigmę. Można sobie ustanawiać setki zakazów i przepisów, a oni i tak mają je w dupie.
Ucieczka z Festung Breslau to powieść na jeden wieczór, dająca sporą porcję rozrywki. Chociaż toczy się w wojennych czasach, nie jest żadną miarą pochwałą działań zbrojnych. Bohaterom wielokrotnie towarzyszy zaduma nad tym, co przetrwa wojnę – oglądane budynki, parki, pomniki – czy to wszystko nie jest chwilowe i nie zniknie na skutek bombardowań i ostrzałów. Książka, napisana lekkim piórem, z dużą dawką humoru, sarkazmu i ironii, bawi i pozwala na oderwanie się od rzeczywistości. Ja się przy niej bawiłam naprawdę dobrze, więc szczerze Wam ją polecam.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Ucieczka z Festung Breslau Andrzeja Ziemiańskiego
Jakoś się nie umiem przekonać do twórczości tego autora.
OdpowiedzUsuńKwestia gustu. Ziemiański jest dość specyficzny, ja czytałam jego Achaję i traktowałam ją jako lekką rozrywkę, ale wiem, że jest sporo osób, które jej nie znoszą.
Usuń"Najkrócej tę książkę opisałabym jako skrzyżowanie historii o Jamesie Bondzie z Hansem Klossem i humorem Franka Dolasa. Szpiegowska intryga osnuta wokół wywozu dzieł sztuki z Polski jest tak zaplątana i zakręcona, że nawet sam Szpieg Jej Królewskiej Mości miałby problem w rozeznaniu się w tym wszystkim. Zatem nie dziwi chyba fakt, że sama gubiłam się w fabule i potem z trudem potrafiłam się odnaleźć. Mnogość pobocznych postaci, które pojawiały się na chwilę, by zaraz zniknąć, ich nazwiska, pseudonimy – to wszystko nieustannie mieszało mi się w głowie i musiałam albo bardzo się skupić nad tym, co czytam, albo czytać po kilka razy te same fragmenty, żeby się połapać, kto, po co i dlaczego."
OdpowiedzUsuń- Trafione w punkt. Tyle, że mnie to totalnie zniechęcało. Za dużo chaosu.
Niełatwo było te fragmenty przeczytać i faktycznie sporo chaosu się wkradło do książki, ale jak już człowiek złapał rytm, to nie było najgorzej. :)
UsuńNo nie wiem chyba to nie moje klimaty. Może kiedyś jak wpadnie mi rece dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńTakie wypchane akcją książki trzeba lubić, poza tym Ziemiański ma dość specyficzne poczucie humoru, które nie każdemu będzie pasować.
Usuń