Gniew imperium – Brian McClellan
Militarna fantastyka ma w sobie to COŚ. Najczęściej jest tym szybka akcja, ciągłe jej zwroty i trzymanie czytelnika w stałym napięciu, co też się wydarzy na kolejnej stronie i czy nasza ulubiona postać tam nie zginie. Jeśli to wszystko znajdzie się w jednej książce... Cóż, mamy naprawdę dobrą powieść. A Brian McClellan wie, jak pisać takie historie.
Na Fatraście wojna trwa w najlepsze. Ben Styke, uwolniony spod władzy kanclerz Lindet, która uciekła z Landfall, rozpoczyna zbieranie Szalonych Lansjerów i formowanie własnej, prywatnej armii. Taniel Dwa Strzały i Ka-poel namawiają go, by przyłączył się do nich i poszukał kolejnego kamienia bogów. Ich namowom ulega również Lady Vlora Krzemień, adrańska najemniczka, która wraz ze swoim oddziałem wyrusza na drugą stronę kontynentu, poszukując magicznego artefaktu. Dynizyjczycy zajmują Landfall i rozpoczynają pościg za tą czwórką, a Michel Bravis, dawny Czarny Kapelusz, podejmuje się niemal samobójczej misji odnalezienia wśród okupantów pewnej kobiety. Ich cel – nie pozwolić, by powstał nowy bóg.
Mam dyplomy czterech szkół medycznych. Jeśli z tym miałbym sobie nie poradzić, to mógłbym równie dobrze popełnić samobójstwo tu i teraz.
Gniew imperium to, objętościowo, bardzo zacna cegła, ale pędzi się przez nią bez chwili na złapanie tchu. Akcja cały czas gna do przodu, nie wyhamowuje i nieustannie coś się tu dzieje. Jak nie wielkie bitwy między armiami, to widowiskowe pojedynki lub szarże Szalonych Lansjerów, aż po skomplikowane polityczne spiski wśród Dynizyjczyków. Jest nad czym się skupiać i co śledzić w fabule. Autor dobrze wie, jak przykuć uwagę czytelnika i utrzymać ją na prawie ośmiuset stronach, dzięki czemu tę książkę właściwie połyka się, a nie czyta.
Ślepiec chory na reumatyzm lepiej by założył te szwy.
To, co z pewnością przyciągnie czytelników do tej trylogii, to system magiczny. Prochowa magia oraz magia krwi. Tą pierwszą władają magowie prochowi, którzy, najczęściej wciągając nosem czarny proszek, wprowadzają się w trans. Mogą detonować na odległość ładunki, a w transie posiadają wręcz niesamowitą siłę, szybkość i refleks, dzięki czemu w pojedynkę mogą walczyć z przeważającym ilościowo wrogiem. Magią krwi władają Kościane Oczy, magowie Dynizyjczyków – potrafią opanować człowieka i wyciągnąć z niego każdą informację, torturować go i sprawić mu wiele bólu... Trochę ten typ magii kojarzył mi się z czarami voodoo.
Oczywiście, nie można też zapomnieć o bohaterach. Żywi, z krwi i kości, każdy ze swoją przeszłością, która ciągnie się za nim i nie daje mu spokoju. Szalony Ben Styke, niegdyś legenda Szalonych Lansjerów i bohater wojenny, teraz niosący za sobą wspomnienie dziesięciu lat w obozie pracy, do którego został zesłany przez lady kanclerz. Teraz ten znany z bezwzględności i wręcz okrucieństwa człowiek opiekuje się małą dziewczynką, Celine, którą poznał w obozie pracy. Na dodatek coraz częściej nachodzą go wątpliwości dotyczące jego zachowania i życia. Lady Vlora Krzemień, najemniczka z Adro, która czuje się odpowiedzialna za swoich ludzi i zrobi wszystko, by jak najwięcej z nich przeżyło wojnę na Fatraście. W jej oddziale, jak zresztą we wszystkich wojskach Fatrasty i Adro, widać wyraźnie fascynację autora wojskami Napoleona Bonaparte – rzuca się to w oczy, chociażby już przy charakterystycznych nakryciach głowy z tamtej epoki, czy bagnetach zakładanych na karabiny. Michel Bravis, pół Palo, który usiłuje wesprzeć swoich pobratymców w oswobodzeniu się spod władzy kanclerz Lindet i zostaje podwójnym agentem. Do każdej z tej postaci łatwo się przywiążecie i ogromnie ich polubicie, a ich losy nie będą Wam obojętne.
Mężczyzna, którego zamierzasz zabić, nazywa cię hipokrytą, zgoda, pomyślał. Nic wielkiego. Ale kiedy hipokrytą nazywa cię mała dziewczynka, to już zupełnie inna sprawa.
Jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po trylogię Bogów Krwi i Prochu, to rozwiewam wasze wątpliwości – warto, nawet bardzo. Ta książka to świetna rozrywka, która utrzyma Was w napięciu przez kilka wieczorów i zapewni Wam sporo wrażeń. Militarne fantasy osadzone w świetnie wykreowanym świecie z dobrze skonstruowanymi bohaterami i ciekawym systemem magii – czego chcieć więcej?
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Gniew imperium Briana McClellana.
Komentarze
Prześlij komentarz