Zaułek koszmarów – William Lindsay Gresham
Książki bywają różne. Czasem śmieszne, czasem poważne, a jeszcze niekiedy straszne. I nie mówię tu o straszeniu czytelnika w taki zwykły, prosty sposób wyskakującym zza rogu potworem. Mówię o działaniu na podświadomość czytającego, o podsuwaniu mu niepokojących obrazów, których niełatwo się potem pozbyć z wyobraźni. O tworzeniu tak dusznej atmosfery, że musisz przerwać lekturę na chwilę, żeby ochłonąć. I właśnie taką książką jest Zaułek koszmarów Williama Lindsaya Greshama.
Stanton „Stan” Carlisle pracuje w objazdowym cyrku, pokazując sztuczki ze znikającymi monetami i z kartami. Ot, taki magik z podrzędnej budki na jarmarku. Ma jednak ambicję dorobienia się wielkich pieniędzy i bycia sławnym. Pomysł na osiągnięcie celu nieświadomie podsuwa mu jedna z jego współpracownic, Zeena – swoją karierę Stan rozpoczyna od numeru z rzekomym odczytywaniem przyszłości. Im bardziej jednak rozbudowuje swój repertuar, przechodząc do kolejnych pokazów i coraz bardziej zaawansowanych sztuczek, tym większa jego ambicja i pęd za pieniędzmi, które nigdy na nikogo nie sprowadziły nic dobrego.
Każdy świr nakręcał się strachem. Bał się wytrzeźwienia i delirycznych majaków. Ale co robi z ludzi pijaków? Lęk.
Zaułek koszmarów został zaliczony do klasyki amerykańskiej literatury noir i w tym roku możemy oglądać ekranizację tej książki w reżyserii Guillermo del Toro. Trzeba przyznać, że mimo powstania w latach czterdziestych XX wieku, Zaułek nic a nic się nie zestarzał. Wciąż fascynuje, nieustannie niepokoi, a jego atmosfera jest nadal tak samo duszna. I świetnie oddaje epokę, w której powstawał. William Lindsay Gresham napisał ten tytuł po rozmowach z Josephem Danielem „Dociem” Hallidayem, byłym pracownikiem jednego z cyrków, którego poznał w trakcie hiszpańskiej wojny domowej, biorąc w niej udział jako medyk po stronie lojalistów. Wpływ działań wojennych widać wyraźnie w prozie Greshama. Jest ciężka, mroczna, dusząca, jak tylko potrafią być czasy wojny. A z drugiej strony autor jak mało kto potrafił stworzyć oniryczną atmosferę wśród cyrkowców i ich jarmarcznych bud, jakby to wszystko było tylko snem, z którego zaraz można się przebudzić i o nim zapomnieć, przy czym bezwzględnie odziera cyrk z jego otoczki miejsca wypełnionego śmiechem i rozrywką. Odsłania dramaty tamtejszych pracowników, obnaża ich pijaństwo i zakłamanie, i jest w tym szczery aż do bólu.
W każdym, gdzieś głęboko siedzi menda, i jak się człowieka za bardzo przyciśnie to menda wylezie i narobi gnoju.
Ciężko mi się czytało Zaułek koszmarów chyba ze względu na postaci, które przewijają się przez karty tej powieści. Do głównego bohatera przeciętny czytelnik raczej nie zapała sympatią. Ambitny ponad miarę, dążący po trupach do celu (i to dosłownie), niebojący się wykorzystywać innych ludzi Stan Carlisle to obmierzły typ. Oddać mu jednak trzeba, że wie, co chce osiągnąć w życiu i zrobi wszystko, żeby dopiąć swego, wspinając się na szczyt ludzkiej kreatywności w wymyślaniu kolejnych przekrętów i sztuczek. Z jego kreacji w niemal każdym zdaniu wyłania się fascynacja autora psychoanalizą Freuda. Gresham doszukuje się pobudek Stana w jego dzieciństwie, w uczuciach do matki i do ojca, w jego snach – dokładnie tak samo, jak robił to austriacki lekarz. Towarzysząca Carlisle'owi Molly Cahill, prosta i niewinna dziewczyna, chciała tylko być kochaną, a zamiast tego ściągnęła sobie na głowę Stana z jego pędem ku wielkiej kasie. Najbardziej demoniczną postacią jawi się w powieści doktor Lilith Ritter. Już samo imię, nawiązujące do biblijnej postaci pierwszej żony Adama, daje wiele do myślenia. I tak jak jej pierwowzór, tak doktor Ritter to diabeł w ludzkiej skórze – piękna, ale zepsuta do cna, równie jak Carlisle łasa na pieniądze, ale zdobywająca je innymi sposobami. Jako psychoterapeutka potrafi owinąć sobie wokół małego palca każdego ze swoich pacjentów, aż tracą rozeznanie, co jest prawdą, a co tylko wizją podsuniętą przez nadszarpnięty umysł.
Nad każdym można zapanować, jeśli się ustali, czego się ten człowiek boi.
Fascynująca jest również struktura książki. Nawiązując do jednej z jarmarcznych atrakcji, jaką jest wróżbiarstwo i stawianie tarota, autor podzielił Zaułek koszmarów na 22 rozdziały, których tytuły odpowiadają Wielkim Arkanom. Jednak przewrotnie Gresham rozpoczyna tak, jak talia – kartą Głupca, ale potem miesza je wszystkie dowolnie, wywracając całkowicie ich porządek. I tak też robi pisarz z cyrkiem – miejsce, które powinno kojarzyć nam się z beztroską rozrywką, tutaj staje się niepokojącym planem wydarzeń, który wywołuje ciarki na plecach, a pobyt w nim na pewno nie kojarzy się z niczym przyjemnym. Pochwalić też należy styl autora. Nie pisze on w jeden sposób, a język, w jakim powstaje książka, zmienia się w zależności od tego, kto jest narratorem w danej chwili bądź kto prowadzi dialog. Od zgrabnie skonstruowanych zdań tworzonych przez Stana, nafaszerowanych cytatami z Biblii, przez proste, banalne frazy u Molly, aż po kwestie kuglarzy z cyrku, mówiących prostackim, pełnym wulgaryzmów, wtrętów i gwary językiem. Istne cudo!
W tym cholernym domu wariatów, który nazywamy światem tylko forsa się liczy.
Zaułek koszmarów to bez wątpienia książka napisana w świetnym stylu, w której autor stworzył mroczną, ciężką atmosferę jak z, nomen omen, koszmaru. Lektura zostawia swój ślad w czytelniku – nie można się po niej szybko otrząsnąć, jeszcze jakiś czas siedzi w człowieku i wraca się do niej wielokrotnie myślami. Fanom trudnych, niepokojących i wywołujących ciarki na plecach książek spodoba się z całą pewnością. Tak myślę, że to byłaby świetna lektura na jesień, gdy za oknem szumi deszcz i szybko zapada zmierzch. Jeśli więc planujecie jej przeczytanie, to zostawcie to sobie na późniejszą porę roku, a z całą pewnością się to opłaci.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Zaułek koszmarów Williama Lindsay Greshama.
Nie planuję czytać, to raczej nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńTo nie książka dla każdego, więc rozumiem :)
Usuń