Wojownik Altaii – Robert Jordan

Są takie nazwiska w literaturze, których wstyd nie znać. Jak słyszy się hasło klasyka, to od razu ma się w głowie takich autorów, jak Dostojewski, Tołstoj, Austen, Dickens. A gdy pada hasło fantastyka? Cóż, grzechem byłoby nie wymienić gdzieś na samym początku Roberta Jordana i jego najbardziej znanego cyklu Koło Czasu. Dlatego też warto zerknąć na książkę, która zapoczątkowała jego karierę jako pisarza fantasy – Wojownika Altaii.

Recenzja debiutanckiej powieści Roberta Jordana "Wojownik Altaii", wyd. Zysk i S-ka
Wulfgar, wojownik z plemienia Altaii, którzy koczują na nieprzyjaznych, pustynnych Rozłogach, dociera pod mury Lanty. Miastem rządzą dwie królowe, siostry-bliźniaczki, które mimo wyraźnie pokojowego nastawienia mieszkańców Rozłogów, odwdzięczają się wrogością. Lord Altaii szybko orientuje się, że został wplątany w grubszą intrygę, snutą między władczyniami Lanty a konkurencyjnym plemieniem, zwanym Morassa.. Jego jedynym wsparciem w tym niebezpieczeństwie będzie Siostra Mądrości, Mayra, i Wędrowczyni z innego wymiaru, Elspeth. Czy Wulfgar uratuje swoje plemię, czy doprowadzi do jego ostatecznego upadku?

Nam zawsze pisana jest jakaś walka [...]. Inną rzeczą jest decyzja, kiedy i z kim będziemy się bić, ale walka to nasz chleb powszedni.

Wojownik Altaii to tak naprawdę debiut literacki Roberta Jordana. Napisany ponad 40 lat temu, ledwie w trzynaście dni, przez cały czas leżał w szufladzie autora. Dwukrotnie podejmowano próby jego wydania, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie realizacji tego planu. Ostatecznie książka została wydana po angielsku dopiero w 2019 roku, dwanaście lat po śmierci pisarza.

Nasza przyszłość to wachlarz, Wulfgarze, wachlarz, który właśnie się rozpostarł.

Pamiętacie te filmy i seriale z lat 90. z wojowniczymi barbarzyńcami, ubranymi w skóry i z długimi, związanymi w kitkę włosami? Prężącymi naoliwione muskuły w każdej możliwej scenie? Jeśli tak, to macie przed oczami właśnie tę książkę. Wojownik Altaii to takie klasyczne high fantasy spod znaku magii i miecza. Mamy tutaj epickie bitwy, tajemniczą magię i wszystko to, czego od takiego typu literatury można oczekiwać.

I miał w sobie trzy różne odmiany odwagi. Tę, która czyni mężczyznę odważnym w bitwie. Tę, która sprawia, że się mówi albo robi dokładnie to, co należy. Tę, która sprawia, że się robi to, czego zdaniem innych zrobić się nie da.

Niestety, miałam cały czas wrażenie, że po powieści widać fakt, że została napisana tak szybko, niemal na kolanie. Można wyczuć, że świat przedstawiony jest rozległy i bardzo zróżnicowany, ale poznajemy tylko jego niewielki wycinek. Autor skąpi nam opisów, wiele musimy domyślać się z rzuconych pojedynczo zdań lub słów. Całość sporo na tym traci, bo czytelnika aż zżera ciekawość, cóż tam kryje się za zasłoną nieznanego. Styl autora jest na dodatek trochę chaotyczny i momentami gubiłam się w dialogach, kto właściwie co powiedział. A niektóre plot twisty są tak nieprawdopodobne i tak dziennie naiwne, że ręce mi opadały. Lektury nie ułatwiała również narracja pierwszoosobowa, bo narratorem w książce jest jednocześnie jej główny bohater, czyli lord Wulfgar. Siłą rzeczy wszystkie wydarzenia poznajemy z jego perspektywy, więc jest ona dość mocno spłycona.

Czego więcej mógł chcieć mężczyzna? Krwi i stali. Dla wojownika mało co jeszcze się liczyło.

Niewiele lepiej ma się sytuacja z postaciami. Wulfgar to taki klasyczny wojownik, który jednak poza siłą mięśni używa także rozumu. Do tego dochodzi jeszcze Mayra, Siostra Mądrości, czyli ktoś w rodzaju czarodziejki, która potrafi nie tylko zobaczyć przyszłość, ale także ochronić swojego lorda przed wrogimi zaklęciami. Pojawia się również tajemnicza Wędrowczyni, Elspeth, która zjawia się właściwie znikąd. Przewija się raptem kilkukrotnie na stronach książki, tłumacząc Wulfgarowi to, jak muszą się zmienić Altaii, by przetrwać. Szczerze powiem, że właściwie nie do końca rozumiem ideę tej bohaterki, równie dobrze mogłoby jej nie być, a powieść nic by nie straciła. Tak samo było dla mnie niezrozumiałe, jakim cudem Wulfgar mógł jej tak szybko zaufać i posłuchać jej rad. Miałam wrażenie, że wszystkie postaci są papierowe, brakowało im głębi psychologicznej i szerszego spojrzenia na ich charaktery. Przeszkadzało mi to w lekturze i w ogólnym odbiorze książki.

Człowiek, [...] mylił honor z dumą. Duma mówiła: Nie jedz w taki sposób. Nie pozwól, by cię zmuszali do padania na klęczki i obżerania się jak zwierzę. Nie ustępuj im nawet na krok. Honor mówił: Jedz. Ratuj swoje życie. Zachowaj siły. Uciekaj. I doceniaj każdy kęs z myślą o przyszłej zemście.

Jeśli ktokolwiek spytałby mnie, czy polecam Wojownika Altaii, to nie będę potrafiła dać jednoznacznej odpowiedzi. Dla fanów literatury spod znaku serialowego Herkulesa czy literackiego Conana, to będzie na pewno dobra lektura. Reszta czytelników może poczuć się rozczarowana, szczególnie, że powieść nie jest wolna od błędów właściwych każdemu debiutowi. Dla mnie była lekką rozrywką na kilka wieczorów, o której pewnie szybko zapomnę i więcej do niej nie wrócę, ale bawiłam się przy niej nieźle.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Wojownik Altaii Roberta Jordana.


Dwa i pół na pięć żołędzi.
Tytuł: Wojownik Altaii

Tytuł oryginału: Warrior of the Altaii

Autor: Robert Jordan

Tłumaczenie: Katarzyna Karłowska

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 364

Data premiery: 17.03.2020

ISBN: 9788381168786
Recenzja debiutanckiej powieści Roberta Jordana "Wojownik Altaii", wyd. Zysk i S-ka

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:

Komentarze