Thor – Wolfgang Hohlbein

Ostatnie lata to prawdziwy renesans dla wszystkich mitologii z całego świata. Te z północy Europy swoją sławę zawdzięczają głównie filmom Marvela – wszak każdy obecnie kojarzy Lokiego i Thora, Odyna i Freyę czy młot Mjollnir. Wielka w tym zasługa kinowego uniwersum, które powołało do życia co prawda komiksowych bohaterów, ale trzeba pamiętać, że ich rodowód sięga nordyckich sag. Wolfgang Hohlbein również czerpie z tych źródeł w swojej powieści fantasy Thor, pierwszym tomie Sagi Asgard.

Recenzja pierwszego tomu serii fantasy Saga Asgard, "Thor" Wolfganga Hohlbein, wyd. Telbit
Budzi się do życia. Nie wie, gdzie jest ani kim jest. Ba, nie zna własnego imienia. A dookoła niego tylko zamieć śnieżna i lodowa pustynia. Żeby nie zamarznąć, mężczyzna wyrusza w drogę w poszukiwaniu schronienia i jedzenia. W trakcie marszruty napotyka kobietę z dwójką dzieci i rannym mężem, którzy cudem tylko uniknęli zamarznięcia przy tej pogodzie. Urd, bo tak nazywa się nieznajoma, pozwala mężczyźnie przyłączyć się do nich, dzieli z nim resztkami jedzenia, a po śmierci swojego męża wraz z przybyszem wyrusza w drogę. Poszukują schronienia przed zimą, która depcze im niebezpiecznie blisko po piętach, aż trafiają do ukrytej przed postronnymi doliny, zwanej Midgaardem. Tam ich losy komplikują się jeszcze bardziej, szczególnie że mężczyzna, zwany Thorem przez swoją siłę i zdolność posługiwania się młotem, stopniowo przypomina sobie swoją przeszłość i próbuje odkryć kim, tak właściwie, jest.

Ta sama historia opowiedziana dwa razy zmienia się w dwie nowe. Opowiedz ją dziesięć razy i już masz dziesięć kolejnych.

Mój problem z tą książką jest jeden, ale dość zasadniczy. Nie tego się spodziewałam, sięgając po pierwszy tytuł serii zwanej Sagą Asgard i po tytuł związany z imieniem jednego z największych wojowników nordyckich sag. Oczekiwałam wielkich bitew, uczt w Asgardzie, innych bóstw na stronach tej prawie dziewięćset stronicowej cegły. Spodziewałam się krwistej, solidnej fantastyki, taką nadzieją napawało mnie też nazwisko autora, opisywanego jako król fantasy zza naszej zachodniej granicy. Zamiast tego wszystkiego otrzymałam... Nie do końca sama nawet wiem, co. Opowieść drogi? Powieść obyczajową z elementami fantastyki? Bo czystą fantastyką tego nie da się nazwać.

Bogowie to ludzie, tacy jak ty czy ja... lecz przy tym są niewyobrażalnie potężni [...].

Cała historia dzieje się w quasi średniowiecznym świecie, na dalekiej Północy. Zbliża się zima i noc polarna, więc bohaterowie muszą znaleźć schronienie. Bogów jest tu tyle, co na lekarstwo. Główna postać miewa przebłyski z poprzedniego życia, kiedy podobno był bóstwem, którym już nie jest. Jednak jak na osobę o nadnaturalnym pochodzeniu, jest zbyt podatny na zranienie. Kilkukrotnie traci przytomność na dłuższy czas, praktycznie co walka zostaje ranny i prawie zawsze nieomal śmiertelnie. Odkrywa powoli swoje moce i poprzednie życie, ale nieustannie stawia opór wspomnieniom, jakby bał się, co może w nich znaleźć. Irytowało mnie ciągłe powtarzanie, że Thor miał jakieś niejasne wrażenie, miał coś w rodzaju przebłysku i zaraz o tym zapominał. Powtarzało się to notorycznie i po piątym albo szóstym razie zaczęło mi już działać na nerwy. Z głównych bohaterów mamy jeszcze Urd, tajemniczą kobietę, która okazuje się być członkinią sekty Posłańców Światła, kapłanów-wojowników, chcących sprowadzić na ziemię bogów. Są jeszcze jej dzieci: Elenia oraz Lif, którzy odgrywają również niemałą rolę w całej historii, chociaż czasami bywają naprawdę denerwujący swoim zachowaniem, jak to dzieci.

Ale niestety, dla losu czasem nie ma znaczenia, co jest prawdą, a co nie. I zupełnie nie przejmuje się sprawiedliwością [...].

Styl autora jest dość surowy, ale mimo to książkę czyta się naprawdę dobrze. Pomimo tego, brnęłam przez nią bardzo długo. Bywało, że przez wiele stron nie działo się kompletnie nic, potem fabuła przyspieszała na krótką chwilę i znowu całość spowalniała. Dopiero ostatnie sto stron to było coś, co porwało mnie jako czytelniczkę – wielka bitwa i akcja, która pędziła bez ustanku na łeb na szyję. Końcówka ratowała trochę całość, ale było tego za mało – przez większość stron brnęłam, jak bohaterowie przez ten śnieg po kolana.

Ludzie są niebywale silni [...]. W każdym z was pali się ogień. Czasem gaśnie nawet przy lekkim podmuchu wiatru, lecz jeśli się wie, jak to zrobić, można go samemu rozpalić. To pozwala wiele znieść.

Szczerze powiem, że nie wiem, komu mogłabym polecić Thora. Fanom fantastyki raczej nie przypadnie on do gustu z racji znikomej ilości tego gatunku literackiego w fabule. Może czytelnicy powieści obyczajowych byliby bardziej do niej przekonani? Sporo mi w tej powieści brakowało, chociaż uczciwie trzeba przyznać, że to nie jest zła pozycja. Najlepiej, jeśli sami weźmiecie ją do ręki i przeczytacie, a tym samym przekonacie się, czy jest to tytuł dla was.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Thor Wolfganga Hohlbeina.


Trzy i pół żołędzia na pięć
Tytuł: Thor

Tytuł oryginału: Thor

Autor: Wolfgang Hohlbein

Tłumaczenie: Miłosz Urban

Cykl: Saga Asgard, tom I

Wydawnictwo: Telbit

Liczba stron: 860

Data premiery: 20.06.2011

ISBN: 9788362252350
Recenzja pierwszego tomu serii fantasy Saga Asgard, "Thor" Wolfganga Hohlbein, wyd. Telbit

Komentarze

  1. Po Twojej recenzji nie czuję się szczególnie przekonana... Obawiam się, że to nie jest książka dla mnie. Za to od razu przypomniała mi się "Freya" wydana przez Wydawnictwo Jaguar (nie pamiętam autora), gdzie bogini była zamknięta w szpitalu psychiatrycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzę ten tytuł, o którym piszesz - nie tak dawno temu było go pełno na Instagramie i blogach, ale jakoś niespecjalnie mnie przekonał.

      Usuń
  2. Po samym opisie sięgnęłabym po książkę bez wahania. Jednak dobrze, że przeczytałam twoja recenzje. Pewnie też bym się zawiodła, spodziewając się bitew czy ogólnie motywów rodem z boskich spotkań. A szkoda. Na razie raczej nie planuje czytać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po samym opisie to ja też się spodziewałam czegoś totalnie innego, a tu... klops, chociaż w sumie to nie jest zła książka. :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Rozumiem, byłoby nudno, jakbyśmy wszyscy czytali to samo. ;)

      Usuń
  4. W drugim tomie "Sagi Asgard" ("Córka Węża Midgardu") fantastyki chyba wcale nie ma. Natomiast mogę Ci polecić SF Hohlbeina: "Nieśmiertelność. Wieża".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam "Córkę węża Midgardu" na półce i widziałam recenzje, że w ogóle tam fantastyki nie ma, co trochę ostudziło mój zapał do czytania. Jak mnie napadnie ochota na SF, do którego podchodzę wiecznie jak pies do jeża, to zerknę na Twoją polecajkę.

      Usuń
  5. To chyba nie dla mnie. Dzięki za ciekawą recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Osobiście nie sięgam po ten gatunek ksiązek, więc raczej się nie skuszę. Podoba mi się jednak Twoja recenzja, potrafisz pisać i to widać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz