Podsumowanie czytelnicze 2021 roku
Nie umiem i nie lubię pisać podsumowań całego roku. Ciężko mi w nich ująć wszystko to, co się zdarzyło przez te dwanaście miesięcy, szczególnie jeśli chodzi o 2021 rok. Wciąż szalała i szaleje epidemia koronawirusa, która mnie też nie ominęła. Drań dopadł mnie w grudniu, na szczęście obyło się bez poważnych komplikacji. Jednak ogólna sytuacja pandemiczna jest wciąż bardzo niepewna, ale jakoś żyć trzeba. Pomocą w takich niepewnych czasach były, są i będą dla mnie książki, więc chyba nic dziwnego, że po raz pierwszy od dawna udało mi się przeczytać 52 książki w ciągu roku... A nawet więcej!
W 2021 roku przeczytałam 54 książki – wynik może i nie jest godny zapisania w księdze rekordów Guinnessa, ale jestem z niego bardzo dumna. W sumie tyle lektur dało 22 096 stron, zatem średnio wychodzi, że każda przeczytana przeze mnie książka miała około 409 stron. Całkiem sporo, jeśli spytać mnie o zdanie. Najdłuższą był Cień utraconego świata Jamesa Islingtona, który liczy sobie 808 stron, natomiast najkrótszą – komiks dla dzieci z serii Najwybitniejsi Naukowcy Maria Skłodowska-Curie. Pierwiastki promieniotwórcze Jordi Bayarriego.
Lektury trafiały mi się raczej niezłe, skoro ich średnia wyniosła 4.1 na Goodreads – na pięć punktów to bardzo dobrze. Jeśli miałabym wybrać te najlepsze... Uch, będzie ciężko, ale spróbujmy ograniczyć się do kilku sztuk:
Czas krwawego księżyca. Zabójstwa Indian Osagów i narodziny FBI – David Grann – recenzja
Znakomity reportaż o tym, jak biali ludzie mordowali Indian z plemienia Osagów, chcąc za wszelką cenę osiągnąć dobrobyt i mnóstwo pieniędzy dzięki roponośnym polom, które znajdowały się na terenach zajętych przez Indian. Napisany żywym językiem, który wciąga, dzięki czemu książkę czyta się jak dobry kryminał.
Pies Baskerville'ów – Arthur Conan Doyle – recenzja
Chyba najlepsza powieść o śledztwie prowadzonym przez Sherlocka Holmesa. Z akcją rozgrywającą na ponurych i ciemnych wrzosowiskach, cały czas trzyma w napięciu i wręcz wywołuje gęsią skórkę dzięki swojej atmosferze. Czytało mi się ją fantastycznie i wciągnęła mnie bezgranicznie.
Niech stanie się światłość – Ken Follett – recenzja
Nie będę ukrywać, że książki Kena Folletta zawsze są moimi absolutnymi numerami jeden. Prequel Filarów Ziemi po raz kolejny zachwyca swoim rozmachem, swoim ujęciem społeczeństwa końca X wieku. A na tym tle rozgrywają się dramaty i sercowe perypetie zwykłych ludzi, którzy ujmują nas swoimi szlachetnymi charakterami bądź odrzucają, gdy okazują się tylko maluczkimi kłamcami i zdrajcami.
Dywan z wkładką – Marta Kisiel – recenzja
Jedna z moich ulubionych autorek fantastyki zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, rozpoczynając swój romans z komedią kryminalną. Okazało się jednak, że Marta Kisiel potrafi równie dobrze pisać świetne książki fantasy, jak i kryminały. Lektura, przy której ubawiłam się co niemiara i naśmiałam jak szalona.
Coś – John W. Campbell Jr. - recenzja
Jak rzadko kiedy jakikolwiek horror potrafi mnie przestraszyć, tak Coś udało się to pierwszorzędnie. Ciężka, duszna atmosfera niepokoju, niepewność tego, kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeńcem i zamknięta społeczność na Antarktyce – gwarantuję, że obok tej książki nie da się przejść obojętnie.
Cykl Wrocławski – Marta Kisiel - Toń, Nomen omen, Płacz
Ta trylogia, oprócz drugiej części, która mnie średnio ujęła, sprawiła, że płakałam jak dziecko na koniec. Historia osadzona we Wrocławiu, przywołująca czasy okupacji niemieckiej, a w środku tego trzy siostry, Mojry, strzygoń i dziewczyna, która potrafi cofać się w czasie... To było tak świetne, że mogłabym czytać tę serię jeszcze raz i jeszcze raz, bez końca.
Najgorsze książki zeszłego roku? Nie uwierzycie, ale było ich naprawdę mało – tylko dwie:
Brassel – Tomasz Kocowski – recenzja
Historia o krasnoludach żyjących pod Wrocławiem z czasów końca I połowy XIX wieku miała ogromny potencjał i zapowiadała się na naprawdę ciekawą lekturę. Niestety jako debiut okazała się kompletnym niewypałem – krasnoludów w gruncie rzeczy było mało, samej fantastyki jeszcze mniej, a cała akcja była chaotyczna. Szkoda, bo mogło być dużo lepiej, ale trzymam kciuki za autora, żeby przy kolejnych książkach było lepiej.
Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy – Gaston Dorren - recenzja
Jako filolog z ogromnym zainteresowaniem sięgnęłam po dzieło Gastona Dorrena, ciekawa, czy dowiem się jakichś nowych faktów dotyczących europejskich języków. Niestety, okazało się, że książka przypomina raczej zbiór ciekawostek z Wikipedii, w dodatku omawiane w niej języki są dobrane całkowicie losowo i bez jakiejkolwiek systematyki. Gadka mogła być naprawdę ciekawą i wiele wnoszącą lekturą, a okazała się być skondensowaną Wikipedią.
Plany na nowy rok, który trwa już od dwóch miesięcy? Przede wszystkim wprowadzić systematyczność w prowadzeniu bloga. W zeszłym roku było z tym różnie, miewałam lepsze, a częściej gorsze miesiące i chcę teraz nad tym popracować. Tak samo jak nad tym, by regularniej prowadzić konto na Instagramie. Co więcej, chciałabym zmniejszyć swój stos wstydu, nad czym obecnie pracuję ze wszystkich sił. Bardzo chcę również zakończyć czytanie serii, które zaczęłam kilka lat temu i utknęłam, a już mnie pali wstyd, że tak to zaniedbałam. Także grafik na ten rok mam wyjątkowo napięty, zobaczymy, co z tego wyjdzie. :)
Brawo dla Ciebie. To piękny wynik i możesz być z siebie dumna!
OdpowiedzUsuńJestem dumna jak diabli, już dawno nie udało mi się przeczytać tylko książek i to w większości tak dobrych. :)
UsuńU mnie czytelniczo 2021 bardzo słabo, głównie brak czasu. Mam nadzieje na lepszy 2022!
OdpowiedzUsuńU mnie jest zazwyczaj tak, że jak jeden rok mam dobry, to drugi gorszy, więc zobaczymy, co się będzie w tym działo. Trzymam kciuki, żeby Twój 2022 był udany czytelniczo! :)
UsuńProwadzenie bloga to ma być przede wszystkim przyjemność - a nie systematyczność. I tego Ci życzę w 2022!
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda, co mówisz, i chyba powinnam się tego bardziej trzymać. :) Dziękuję! :)
Usuń