Płacz – Marta Kisiel
Historia Dolnego Śląska to wręcz wymarzona tematyka do pisania książek, szczególnie jeśli sięgniemy po wydarzenia z II wojny światowej. A że dla fantastyki barier nie ma żadnych, to i Marta Kisiel postanowiła popłynąć przez czas do tego okresu i zaserwować swoim czytelnikom porywającą podróż na zakończenie swojego Cyklu Wrocławskiego.
Źródłem największego zła, drogi chłopcze, zawsze był i będzie człowiek.
Płacz to trzeci po Toń i Nomen omen tom Cyklu Wrocławskiego. Jednak moim zdaniem spokojnie można uznać ten cykl za dylogię i czytać bez znajomości środkowej części. Nomen omen wnosi co prawda dość istotną, acz niedużą informację dotyczącą jednej z sióstr Bolesnych, ale poza tym równie dobrze mogłoby go nie być. Salomea i jej brat Niedaś w Toń pojawiają się jeden jedyny raz, a i to tylko jako tło do wydarzeń właściwej historii.
Zresztą w pewnym wieku człowiek godzi się z losem. Zamiast rozpamiętywać stare żale, wita każdy nowy dzień z autentycznym zdumieniem. Byle powód ku temu jest dobry. Och to już marzec? Gdzie są moje kapcie? To ja wciąż żyję? Nie ma czasu na pierdoły...
Pierwsze skrzypce grają tutaj Dżusi i Eleonora Stern, Matylda Bolesna, Karolek oraz Gerd. Każde ze swoją przeszłością, ze swoimi traumami i problemami. Z charakterem, któremu niełatwo się dotrzeć z pozostałymi z tej grupy. Marta Kisiel jak nikt inny potrafi tworzyć naprawdę ciekawych bohaterów, których chciałoby się spotkać w codziennym życiu i którzy niemal wyskakują jak żywi ze stron powieści. A postaci męskie to... Cóż, nic, tylko zakochać się i umrzeć. Nie będę ukrywać, że Gerd stał się moim ulubieńcem i poszłabym za nim w ogień. Jednak tak samo mocno polubiłam pozostałych bohaterów i naprawdę ciężko było mi się z nimi rozstać na koniec tej książki.
A na gruzach (...), na gruzach można albo umrzeć, albo zbudować coś od nowa.
W Płacz Marta Kisiel mierzy swoje postaci z traumami z przeszłości. Nie tylko tymi osobistymi, ale także tymi, które mają wymiar historyczny, bo przecież za takie należy uznać te powiązane z II wojną światową. Autorka swobodnie przeplata teraźniejszość z przeszłością, wplątując do głównej fabuły historię projektu Riese i opowieść o dzieciach z lat tuż po wojnie. Tematyka trudna i ciężka jest równoważona jednak humorem i dowcipem w odpowiednich momentach. Charakterna Dżusi Stern, mająca w sobie aż nadmiar energii, czy klnąca po łacinie (bo to lepiej brzmi) Matylda Bolesna, potrafią rozbawić do łez. Wszystko to jest jednak podane w rozsądnych dawkach, bez przesady w żadną stronę, dzięki czemu książkę czyta się bardzo dobrze. To, co wychodzi spod pióra Marty Kisiel to chyba jedyne powieści, które łykam na raz, nieważne, ile stron mają (a moim zdaniem mają ich zawsze za mało!).
Możesz albo się zagrzebać w gruzach i pomalutku wykrwawiać na śmierć w jakiejś ciemnej jamie, albo wstać, otrzepać się z tego pyłu... przejść żałobę. Możesz czekać na śmierć albo zrobić coś z nimi, z tymi gruzami, na własnych warunkach. Wznieść coś nowego, innego, a czy lepszego? Gorszego? Nie wiem.
Nie potrafię być obiektywna przy ocenie książek tej autorki. Uwielbiam je całym sercem i mogłabym ich czytać dwa, a nawet trzy razy więcej. Na koniec Płacz sama płakałam jak bóbr, a zdarza mi się to niezwykle rzadko (jak do tej pory było to przy dwóch książkach: Władcy Pierścieni i Lassie, wróć!). I niech to będzie najlepszą zachętą do lektury dla was.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Toń Marty Kisiel.
Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńBardzo lubię tę trylogię :)
OdpowiedzUsuńJa też, chociaż najmniej przypasował mi drugi tom. ;)
UsuńPodobała mi się ta książka! Miło było czytać książkę osadzoną w miejscach, które miałam okazję poznać osobiście.
OdpowiedzUsuńMnie przy lekturze naszła ochota na wyprawę na Dolny Śląsk, żeby pozwiedzać miejsca, które opisuje autorka.
Usuń