Czytelnicze podsumowanie września

Właśnie spojrzałam w kalendarz i zorientowałam się, że do końca roku pozostały już tylko dwa miesiące. Rany, ale ten czas pędzi! Dopiero co rozpoczynaliśmy ten 2021 rok w cieniu pandemii, a tu już za progiem czai się jego koniec. Nie wiem, jak was, ale mnie to lekko przeraża... Cóż, pozostaje tylko mieć nadzieję, że gorzej już nie będzie.

Czytelnicze podsumowanie września
Jesień to czas sprzyjający czytaniu książek – nie ma to jak zawinąć się w kocyk, zaparzyć sobie ulubioną kawę lub herbatę i oddać lekturze grubej książki. Mniej więcej właśnie tak wyglądają teraz moje wieczory i weekendy. Dzięki temu wrzesień skończyłam z czterema książkami na koncie, czyli wynikiem, jak na mnie, całkowicie nieodbiegającym od normy:


  1. Nomen omen – Marta Kisiel (4,5/5) - recenzja

  2. Gniew imperium – Brian McClellan (5/5) - recenzja

  3. Płacz – Marta Kisiel (5/5) - recenzja

  4. Wnyki – Michał Śmielak (5/5) – recenzja


Nomen omen okazała się być najsłabszą powieścią ze wszystkich, jakie do tej pory przeczytałam od Marty Kisiel. Zupełnie nie pasuje mi do pozostałych części Cyklu Wrocławskiego. Wiem, że powstała przed Toń i wyraźnie widać, że chyba w pierwszej chwili nie była planowana z tego trylogia. Denerwował mnie tu wybitnie Niedaś i miałam go momentami naprawdę serdecznie dość, i to właśnie chyba jego postać miała tak negatywny wpływ na moją ocenę całej książki.


Gniew imperium to kontynuacja Bogów Krwi i Prochu, czyli kolejnej trylogii od Briana McClellana. Solidna porcja dobrej rozrywki i militarnego fantasy, w którym bitwy mają miejsce jedna po drugiej, a akcja cały czas rwie do przodu. Swoją drogą, postanowiłam, że zacznę powoli kończyć te serie, które mam rozgrzebane w czytaniu, żeby móc się wziąć za kolejne, których przybywa na półkach. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.


Potem wróciłam do Cyklu Wrocławskiego, a konkretnie do jego ostatniego tomu, czyli Płacz. I, jak sam tytuł nakazuje, płakałam jak dziecko na końcu. Możecie mi nie wierzyć, ale zdarza mi się bardzo rzadko, żebym aż tak wzruszała się nad książką, ale Marta Kisiel potrafi mnie rozłożyć na łopatki jak żaden inny autor. Co do samej powieści, to podobała mi się dużo bardziej niż jej poprzedniczka w cyklu, miała dużo poważniejszą fabułę i odniosłam wrażenie, że jednocześnie dużo bardziej przemyślaną.


Miesiąc zakończyłam ze Wnykach Michała Śmielaka, a recenzję tej książki możecie przeczytać na portalu Nerdheim. Kryminał z duszną, niepokojącą atmosferą małego miasteczka, w którym wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich i kryją się nawzajem, czy to z lęku, czy z przyzwyczajenia. To druga powieść od tego autora i muszę przyznać, że jego debiut literacki, o którym pisałam tutaj, podobał mi się dużo bardziej. Wnyki nie ujęły mnie aż tak, jak się tego spodziewałam, postaci nie zawsze do mnie przemawiały, a nagromadzenie pewnych faktów chwilami było dla mnie zbyt przerysowane.


Jeśli jeszcze nie zauważyliście, to zdecydowałam się na pewną zmianę w miesięcznych postach – od teraz nie będzie tutaj spisu nowości, jakie do mnie dotarły w danym miesiącu. Zamiast tego, zapraszam Was na mojego Instagrama, gdzie będą pojawiać się regularnie zdjęcia z nowymi nabytkami w mojej biblioteczce. Ot, taka mała ewolucja na blogu ;)


A Wy co interesującego przeczytaliście w zeszłym miesiącu? Podzielcie się swoimi odkryciami książkowymi, jestem ich strasznie ciekawa.

Komentarze

  1. Z chęcią przeczytałabym Wnyki. Jestem ciekawa czy mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz