Gdy miłość i sztuka idą ze sobą w parze – recenzja "Portu macierzystego" Nory Roberts
Każda kobieta pragnie spotkać
mężczyznę idealnego – szarmanckiego, przystojnego, czułego,
itd. Niestety (albo stety), takich zazwyczaj spotykamy tylko w
książkach. I nie da się ukryć, że mistrzynią kreacji męskich
ideałów jest Nora Roberts. Królowa romansów, jej książki
sprzedały się w milionach egzemplarzy, a ona na tym nie
poprzestaje, tylko tworzy kolejne. I właśnie jeden z nich, Port
macierzysty, chciałam Wam
przedstawić.
Miranda Jones to historyk sztuki i młoda, zdolna kobieta. Po śmierci
babci dziedziczy jej położony na uboczu dom w Jones Point w stanie
Maine, gdzie może znaleźć swój mały azyl z daleka od wielkiego
świata. Niestety, wkrótce zostaje wezwana do Wenecji w sprawie
konsultacji. Ma stwierdzić, czy znaleziony posążek Czarnej Damy
jest dziełem samego Michała Anioła. Ku swemu zdumieniu, ale też
ogromnej dumie stwierdza autentyczność renesansowego posążku.
Kolejni specjaliści, wezwani do potwierdzenia jej teorii, nie
zgadzają się z młodą badaczką i obalają jej twierdzenie.
Ostatecznie, pokonana, Miranda wraca do Jones Point, ale i tu nie
dany jest jej spokój. Do jej domu włamuje się Ryan Boldari,
właściciel słynnej nowojorskiej galerii dzieł sztuki... i bardzo
uzdolniony złodziej. Aby potwierdzić swoją tezę o prawdziwości
Czarnej Damy, Mirana musi zawiązać spółkę z Ryanem. Okazuje się
jednak, że nie tylko im zależy na posążku, a rozwiązywanie
nowych zagadek zamiast ułatwiać im życie, komplikuje je coraz
bardziej...
Bardzo lubię powieści Nory Roberts
i są to chyba jedyne romanse, jakie czytam. Tym bardziej, że w
sporej części mamy nie tylko czysty wątek romantyczny, ale też
dodatek innego gatunku literackiego. Tym razem, w Porcie
macierzystym, trafiamy na
zagadkę kryminalną, powiązaną z renesansowym dziełem sztuki.
Mamy tu zagadkę na zagadce, szukamy wraz z naszymi bohaterami
kolejnych wskazówek i usiłujemy znaleźć rozwiązanie tajemnicy.
Sensacja trzyma w napięciu, problem goni problem, a kolejne kartki
powieści umykają jedna za drugą. Mimo sporej objętości, bo
trochę ponad 500 stron, to książkę czyta się błyskawicznie,
mnie jej lektura zajęła jakieś trzy dni. I to jest niewątpliwy
plus tej historii.
Bohaterowie, niestety, tym razem dość mocno mnie zawiedli, tak jak
cały wątek romantyczny. Miranda mnie kompletnie do siebie nie
przekonała. Wydawała mi się trochę zbyt mdła i bez charakteru.
Kobieta żyła pod ogromnym wpływem swojej matki, zarządzającej
rodzinną firmą. Nie potrafi uciec od tego wpływu, chociaż
szczerze podziwia swoją babcię, która potrafiła żyć własnym
życiem i nie robić tego, co Jonesom z Jones Point wypadało i
wypada robić. Ray okazał się być niezłym ziółkiem, o ciętym
języku, którego polubiłam od pierwszego spotkania na kartach
książki. Czasami wredny i złośliwy, ale potrafi też być
opiekuńczy i troskliwy. Nie sposób go nie polubić, a każdą
kobietę uwiedzie swoją niewątpliwą urodą.
Myślę, że każdej fance Nory Roberts ta książka przypadnie dość
mocno do gustu. Sensacja połączona z romansem to idealna mieszanka
na upalne lato, które znowu zawitało w nasze progi. Mnie nie do
końca zachwyciła fabuła, ale i tak czytało mi się książkę
dobrze i przyjemnie, więc mogę ją wam polecić (mimo mojej dość
słabej oceny).
Tytuł: Port macierzysty
Autor: Nora Roberts
Tłumacz: Bożena Krzyżanowska
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 512
Rok wydania: 2012
Jako nastolatka lubowalam się w książkach Nory Roberts. Teraz mi przeszło. Za szybko wszystko się tam działo. W większości miłość od pierwszego wejrzenia. Chyba bardziej już wolę serię o Eve Dallas, którą Roberts piszę pod pseudonimem.
OdpowiedzUsuńTeż czytałam tę serię, tylko nie dobrnęłam do końca. I też ją bardzo lubię, każdy tom takie lekkie i przyjemne czytadło na jeden wieczór.
UsuńJa już dawno nie czytałam żadnego tomu. Natomiast dawniej czytałam je naprawdę często i chętnie szukałam ich w bibliotece.
UsuńRobię sobie czasami odskocznię od fantastyki i kryminałów właśnie książkami Nory Roberts, nie trzeba nad nimi bardzo myśleć.
UsuńRaczej nie czytam takich książek :-)
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy sięgam po książki Roberts, to już naprawdę muszę dać mózgownicy odpocząć. :D
Usuń2/5 to jednak nie jest ocena książek, które chciałabym przeczytać. Może jednak nie tym razem ;)
OdpowiedzUsuńNie jest zła, ale wielu rzeczy mi w niej zabrakło tym razem. :)
Usuń5 punktowa skala ocen to trochę tak jak na studiach, dla książek to niestety zbyt mała skala ;/
UsuńA znowu skala mająca dziesięć punktów, to by było dla mnie trochę za dużo... Może zrobię jakieś siedem punków albo co? :D
UsuńNie czytałam nic od Nory Roberts chociaż ma kilka tytułów, które mnie bardzo interesują. Jednak na razie nie mam czasu na takie książki, praca dom i wyjazdy pochłaniają mój czas całkowicie.
OdpowiedzUsuńPlusem jej książek jest to, że czyta się naprawdę szybko i błyskawicznie mimo dość sporej objętości.
Usuńtak moja mama ma wielką kolekcję jej książek bo uwielbia tę autorkę ;)
UsuńU mnie też się trochę tego na półkach panoszy, ale tylko wybrane tytuły, wszystkiego nie biorę od Roberts w ciemno. :)
UsuńChyba kojarzę tę autorkę, jednak nie znam żadnej jej książki. Po Twojej recenzji kompletnie nie ciągnie mnie do „Portu macierzystego” i raczej odpuszczę sobie te historie.
OdpowiedzUsuńMa dużo znacznie lepszych powieści niż akurat ta. :)
UsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam żadnej książki tej autorki :/
OdpowiedzUsuńWstyd to kraść. :D Ja też nie czytałam książek wielu autorów. ;)
UsuńCzytam książki tej autorki, kiedyś z przyjemnością, dziś już zdecydowanie mniejszą. :)
OdpowiedzUsuńZ czasem się nudzą, bo są dość schematyczne, dlatego ja je traktuję jako lekki i przyjemny, nie wymagający myślenia przerywnik między bardziej skomplikowanymi lekturami. :)
UsuńNie znam twórczości tej autorki. Jakoś z romansami mi nie po drodze, dlatego w moim przypadku to aż bardzo nie dziwi. Jednak po przeczytaniu tego opisu już myślałam, że będzie coś dobrego, ale skoro sama główna bohaterka jest mdła (czyli słynny rozcieńczony kisielek), to nie mam czego tutaj szukać. ;)
OdpowiedzUsuńJa czasami sięgam po tego typu książki, ale to zdarza się naprawdę rzadko. :)
UsuńNie czytałam nic wcześniej tej autorki. Gdy znajdę wolna chwilę i nie będę miała co czytać może się skusze na nią 😀
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😀
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
To życzę miłej lektury, jeśli już się skusisz. ;)
UsuńMam co do twórczości Nory Roberts podobne odczucia co Ty. Z jednej strony czyta się ją fajnie i szybko, a z drugiej zazwyczaj nie pisze tego, co chciałabym przeczytać, mimo że opis na okładce bardzo mnie zachęcił.
OdpowiedzUsuńW większości to, co Roberts pisze mnie się podoba, ale czasami zdarzają jej się wtopy jak tutaj. Wiadomo, każdy pisarz ma lepsze i gorsze książki.
Usuńjak widzę szkoda czasu, a szkoda, bo mogłoby być ciekawie
OdpowiedzUsuńTym razem trochę szkoda, mam nadzieję, że kolejna będzie lepsza. :)
UsuńPrzeczytałam książkę Roberts tylko dlatego, że była na półce, ale więcej raczej nie chcę. Zupełnie nie moja bajka więc i tę odpuszczę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com
W moim przypadku to jest tak, że sięgam po te jej tytuły, które nie są czystymi romansami i wtedy całkiem nieźle się bawię. :)
UsuńRaczej nie wezmę się za tę książkę. Wydaje się nie w moich gustach
OdpowiedzUsuńWiadomo, każdy lubi co innego. ;)
UsuńNie wiem czemu, ale mnie takie książki strasznie właśnie męczą. Są nudne i jakieś takie... beznamiętne. Dlatego musiałabym nie mieć wyboru, by po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńMnie po prostu głowa odpoczywa przy takich książkach i dobrze mi się je czyta z nudów. ;)
UsuńCzęsto spotykałam książki Nory, ale muszę przyznać, że chyba nigdy żadnej nie przeczytałam. Jakoś nie potrafię się do niej przekonać.
OdpowiedzUsuńA warto, to dobry odmóżdżacz. ;)
UsuńSłyszałam o Norze Roberts raczej pochlebne opinie. Wiele osób chwili jej książki i styl pisania. A ty taka niespodzianka i kiepska książka..Cóż wiem na pewno', że jeśli będę chciała zacząć przygodę z tą autorka na bank nie zacznę od tej książki. Kinga
UsuńNie zawsze dany autor ma tylko bardzo dobre książki, czasami każdemu może się zdarzyć wpadka. ;)
UsuńJakoś mi się nie kojarzyłaś z fanką Nory Roberts do tej pory :D Bardziej Cię kojarzę z recenzji fantastyki :) A tu takie zaskoczenie! Szkoda, że książka nie przypadła Ci do gustu, ale czasem się tak zdarza, nawet w przypadku bardzo lubianych autorów.
OdpowiedzUsuńFakt, czytam głównie fantastykę, Nora Roberts to raczej taka chwilowa odskocznia. ;) Chociaż bardzo lubię jej serię In Death, którą pisze pod pseudonimem J. D. Robb.
UsuńCzytałam jedną książkę tej autorki (fantastykę oczywiście) i całkiem mi się podobała. Może zdecyduję się na więcej, gdy zorganizuję więcej czasu na czytanie.
OdpowiedzUsuńWięcej czasu na czytanie... To brzmi tak abstrakcyjnie, że mój mózg tego nie ogarnia. :D
Usuń