Gdy nie masz już nic do stracenia, co zrobisz ze swoim życiem? - recenzja "Pogańskiego pana" Bernarda Cornwella
Aż się chce powiedzieć: Co
ten Cornwell wyprawia?! Siódmy
tom Wojen Wikingów w niczym nie ustępuje wszystkim poprzednim
sześciu, a wręcz mam wrażenie, że autor sam sobie coraz bardziej
dokręca śrubę i wiesza wyżej poprzeczkę. Strach się bać, co to
będzie przy dziesiątym tomie!
Kilka lat po wydarzeniach ze Śmierci królów na całej Wyspie panuje
względny pokój. Synowie Uhtreda wchodzą w wiek męski, a jego
pierworodny, noszący zgodnie z tradycją takie samo imię, co
ojciec, postanawia zostać księdzem i wstąpić do klasztoru. Główny
bohater nie zamierza jednak do tego dopuścić i w dzień święceń
czeka na syna pod bramą kościoła, by wybić mu z głowy te głupoty
i wykląć z rodziny, przy czym pozbawia go też rodowego imienia. Na
skutek niefortunnego zbiegu okoliczności zabija szanowanego opata,
uważanego niemal za świętego już za życia. W efekcie zostaje
wyklęty, a jego majątek spalony i skonfiskowany, sam Uhtred zaś
staje się banitą. Nie mając już nic do stracenia, Sas postanawia
wyruszyć z niewielką grupą wciąż wiernych mu towarzyszy do
swojej rodzimej twierdzy, by odbić ją z rąk zdradzieckiego wuja
Aelfrica i by móc samemu osiąść na ojcowiźnie, co wcale nie
będzie takie łatwe.
I co ja mogę więcej dodać niż to, co już czytaliście w moich
wszystkich poprzednich recenzjach? Cornwell nic a nic nie odpuszcza
sobie, jeśli chodzi o intrygi i knowania polityczne, a także
rozmach scen batalistycznych. Naprawdę można odnieść wrażenie,
że autor sam sobie wyznacza za cel pisanie każdego tomu jeszcze
lepiej niż poprzedniego i za każdym razem mu się to udaje. Język
serii nic się nie zmienia, opisy wciąż tak samo pobudzają
wyobraźnię, a sceny bitew jeżą włosy na karku i sprawiają, że
krew szybciej płynie w żyłach. Ważną rzeczą jest to, że autor
w posłowiu wyraźnie zaznacza, które wydarzenia i postacie opisane
w książce są historyczne, a które zostały dodane i wymyślone
przez pisarza. Dla każdego fana historii stanowi to sporo cennych
informacji i ciekawostek, więc warto za każdym razem przeczytać te
dwie-trzy strony, by dowiedzieć się czegoś nowego.
Jeśli chodzi o bohaterów, to w tej części nie mamy wprowadzonych
praktycznie żadnych nowych postaci. Każde imię kojarzymy z
poprzednich tomów, a jeśli o którymś z bohaterów zapomnieliśmy,
to autor zręcznie przemyca krótkie, jedno- lub dwuzdaniowe
przypomnienia, skąd się wziął. Uhtred wciąż pozostaje tym
samym, dobrze nam znanym mężczyzną, czasem zbyt upartym, czasem
zbyt działającym pod wpływem impulsu. Czytając ten tom, ma się
wrażenie, że po raz kolejny spotykamy przyjaciela, którego nie
widzieliśmy od dłuższego czasu. To, co cieszy w kreacji postaci,
to fakt, że Uhtred nie jest wiecznym młodzieniaszkiem, którego
czas i ograniczenia wiekowe się nie imają. Prawdą jest, że mimo
pięćdziesiątki na karku (a więc, jak na tamte lata, bycia bez
mała sędziwym człowiekiem), wciąż trzyma się prosto w siodle i
nie unika stawania w murze tarcz czy pojedynków z młodszym i
szybszym wrogiem. Jednak sam ze zdziwieniem odkrywa, że rany
otrzymane w trakcie mnóstwa stoczonych walk zaczynają mu się dawać
coraz bardziej we znaki, a i pojawiają się w jego życiu pewne
utrudnienia wynikłe z wieku. Mimo to wciąż nie pozwala sobie na
odpoczynek i, gdy tylko trzeba stanąć w obronie saskich ziem,
zawsze można liczyć na Uhtreda z Bebbanburga.
W tym tomie została chyba jeszcze wyraźniej niż w poprzednich
podkreślona niechęć Uhtreda do chrześcijaństwa, a przede
wszystkim do księży. Co prawda, jego nienawiść do
chrześcijańskiego Boga jest podszyta pewnym niechętnym szacunkiem
i lękiem, ale klechów Uhtred nie znosi całym sercem. Dlatego też
wyklina swojego pierworodnego syna, który wstępuje do zakonu, i
pozbawia go jego imienia, nie chcąc mieć z nim nic wspólnego.
Uniesieni gniewem po zabójstwie czcigodnego opata chrześcijanie
palą mężczyźnie dwór i zabudowania gospodarskie, ale gdy
Duńczycy stają na granicach i grozi im po raz kolejny zagłada, od
razu zwracają oczy na Uhtreda jako swojego wybawiciela i obrońcę.
Cóż, jak to mawia się nawet obecnie jak trwoga – to do Boga,
a w Wessexie w X wieku powinno być – jak Duńczycy, to do
Uhtreda. Sam bohater to zauważa i podchodzi do siebie z ogromną
dozą samokrytyki, wiedząc, że nieważne, jakby się odżegnywał,
gdy przyjdzie chwila próby, od razu pojedzie na ratunek. Nie
chrześcijaństwu samemu w sobie, a ukochanej kobiecie, która jest
chrześcijanką.
Pogański pan to kolejny tom
Wojen Wikingów, przy którym nie można się nudzić. Bitwy, ciągłe
knowania i intrygi polityczne, mitologia skandynawska i ślepa wiara
chrześcijan w moc relikwii, to wszystko tworzy ciekawą i wciągającą
mieszankę. A zakończenie pozostawia czytelnika z kacem książkowym
(co prawda, sam autor nieco niszczy ten efekt ostatnim zdaniem
posłowia, ale i tak chęć sięgnięcia po kolejną część tej
serii pozostaje w człowieku ogromna). Dlatego powtarzam, jak przy
każdym tomie – jeśli jeszcze nie czytaliście tej serii, to nie
zastanawiajcie się, tylko bierzcie i nadrabiajcie, bo warto!
Tytuł: Pogański pan
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Jakub Jedliński
Cykl: Wojny Wikingów, tom VII
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 412
Rok wydania: 2019
Ciekawe, ciekawe :)
OdpowiedzUsuńJednak mało mam czasu na czytanie, ale będę mieć tę serię na uwadze :)
Ja też nie narzekam na jego nadmiar, ale przy tej serii nic się nie liczy. :D Może się nawet obiad spalić. :D
UsuńCiekawe. Zazwyczaj pierwszy tom najlepszy a potem już tylko gorzej a tu proszę.
OdpowiedzUsuńCornwell obala ten mit - pierwszy tom był świetny, ale pozostałe w niczym mu nie ustępują.
UsuńBardzo cenię sobie tego Autora, ale mam jego książki w starych wydaniach. To nowe jest naprawdę ładne.
OdpowiedzUsuńTo nowe wydanie jest po prostu przecudowne. :) Nie mogę się na nie na półce napatrzeć. :D
UsuńNie moja tematyka, ale kto wie, może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńNie każdy lubi taką tematykę, jest dość specyficzna. :)
UsuńPięknie się ta seria prezentuje. Fajnie że z każdym kolejnym tomem jest lepiej, pisanie tak rozbudowanej historii na pewno nie jest łatwe więc tym bardziej podziwiam autora
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu dla autora, że potrafi zapanować nad rozmachem tej serii. Ma chłop łeb jak sklep, jak to się mawia. :D
UsuńKusi mnie zaczęcie tej serii. Już samo wydanie kusi, a co dopiero po przeczytaniu recenzji. Mało czytam książek o Wikingach.
OdpowiedzUsuńKiedyś na jakimś blogu przewinęło mi się kilka komiksów o wikingach, to byłaby chyba bardziej Twoja bajka, co nie?
UsuńKupiłam pierwszy tom tej serii i gdy tylko do mnie przyjdzie to zabiorę się za czytanie i sprawdzę czy to coś dla mnie. Ta seria zbiera takie świetne recenzje, że kuszą mnie nią wszyscy ;)
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj, bo zaprawdę powiadam Ci, że warto! :D
UsuńMam tę serię na oku już od dłuższego czasu, jednak ciągle mi z nią nie po drodze. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się przeczytać te książki, szczególnie, że sama tematyka jest bardzo intrygująca :)
OdpowiedzUsuńA rozmach całej serii potrafi naprawdę porwać. :)
UsuńCzas niestety nie pozwala na tak wymagająca serię :)
OdpowiedzUsuńTeż nie mam zbyt wiele wolnego czasu, ale i tak nie odpuszczam i połykam każdy tom serii. :)
UsuńEh musiałabym całą serię nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńUwierz, czyta się ją piorunem. ;)
UsuńNiestety ostatnio mam bardzo mało czasu na czytanie. Zmiana pracy wiąże się z ogromną ilością nowych obowiązków.
OdpowiedzUsuńRozumiem to, ale z własnego doświadczenia Ci powiem, że śmiało możesz sięgnąć po tę serię, bo czyta się ją błyskawicznie. :)
UsuńNie moja tematyka :-) A ilość tomów mnie przeraża ze względu na brak czasu.
OdpowiedzUsuńOj tam, to akurat nie jest problem. ;)
UsuńJestem w 5 tomie i dużo jeszcze przede mną, jak widzę :D Ale w pewnym momencie musiałam zacząć sobie dawkować Cornwella, bo choć bardzo go cenię za warsztat i wizję, to po pochłonieciu 4 tomów ciągiem czułam przesyt...
OdpowiedzUsuńJa czytam miesięcznie jeden, maksymalnie dwa tomy tak, jak do mnie przychodzą. Nadmiar też nie jest zbyt dobry, nawet tak przyjemnej i dobrej serii jak Wojny Wikingów.
UsuńSerię chcę przeczytać, ale ilość tomów, które pojawiły się tak nagle,w dosyć sporej ilości trochę mnie przeraża i zniechęca ;)
OdpowiedzUsuńNie powiedziałabym, że nagle, jeden tom na miesiąc to znowu nie taka wielka ilość. ;)
UsuńKusisz! Choć intrygi polityczne to nie moja bajka, ale skoro autor tak świetnie pisze, to może i ja się wciągnę:)
OdpowiedzUsuńKuszę, bo i est czym kusić. :D Intrygi polityczne to tylko tło dla wydarzeń, nie są głównym wątkiem, więc nie masz się czego bać. :)
UsuńJuż samo dotykanie tej serii powoduje u mnie ciarki. Muszę sobie ją sprawić. Jak jakąś książkę czy serię mam u siebie to jakoś szybciej czytam, niż jak sobie zapiszę tytuł do wypożyczenia.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo, dlatego w pewnym momencie przestałam korzystać z bibliotek - cały czas odkładałam przeczytanie wypożyczonych książek na później i w efekcie w ogóle do nich nie zaglądałam.
UsuńTo nie moje klimaty, ale kojarzę ta serię z poprzednich twoich recenzji. Super, że autor tak się rozwija :)
OdpowiedzUsuńJa jestem pod ogromnym wrażeniem, jak autor w trakcie tej serii się rozwinął i jak bardzo dba o szczegóły. Nie wspominając o tym, że panuje nad każdym detalem i nie ma praktycznie błędów logicznych w treści, poza bodajże jednym, jaki wyłapałam.
UsuńAni odrobinę nie kusi mnie ta seria, ale muszę pochwalić autora. Skoro to już kolejny tom, a trzyma poziom, to nie osiada na laurach i pracuje w pocie czoła, dopieszczając każdy najdrobniejszy element. A w świecie, gdzie niektórzy pisarzy lecą na ilość, a nie jakość, to jest godne pochwały!
OdpowiedzUsuńO Cornwellu można wiele powiedzieć, ale ta seria to istny majstersztyk, tak wszystko jest w niej dopracowane i upilnowane. Wręcz boję się myśleć, ile autor ma notatek do tej serii, chyba drugie tyle, co tomów, żeby nad tym zapanować. :D
UsuńChyba nie miałabym gdzie trzymać tej serii ;) Ciągnie mnie niby do niej, ale w pewnym momencie mogła by mi się znudzić, skoro z niej taki "tasiemiec" ;)
OdpowiedzUsuńTasiemiec, ale naprawdę ciekawy. W każdym tomie wiele się dzieje i czyta się go z zapartym tchem. I nie ma czegoś takiego, jak brak miejsca na książki, moje są już nawet w szafie z ciuchami. :D
UsuńLubie wikingów, nawet przeczytałam dwa tomy. Tylko jakoś wybiłam sie z rytmu i odechciało mi sie kolejnych części
OdpowiedzUsuńOj, to nawet nie wiesz, ile tracisz. Ja już kończę dziesiąty tom i jest mi niesamowicie wręcz przykro z tego powodu.
UsuńTo dobrze, że autor w treść wplata krótkie przypomnienia o tym, kim są bohaterowie. To sporo ułatwia - zwłaszcza, gdy po poprzedni tom sięgnęło się jakiś czas temu.
OdpowiedzUsuńFakt, tutaj się to przydaje, szczególnie że niektórzy pojawiali się po raz ostatni kilka tomów wcześniej i czytelnik miał pełne prawo zapomnieć, kim byli.
UsuńWidzę, że jesteś zafascynowana tą serią i że Ci się ona bardzo podoba. Tak, jak wspominałam w poprzednich Twoich recenzjach wikingowie to nie moja bajka, więc ja nie skorzystam z polecenia, ale cieszę się, że Ty jesteś zachwycona :)
OdpowiedzUsuńJa nie jestem zachwycona, ja jestem totalnie zakochana w tej serii i życia sobie bez niej na półce nie wyobrażam. :D
UsuńWysoka ocena i filozoficzne pytania. Musi być ciekawa.
OdpowiedzUsuńOj, jest i to bardzo. I czyta się całą serię z zapartym tchem.
Usuń10 tomów jest co czytać :-) Nie wiem czy znalazłbym czas...
OdpowiedzUsuńChociaż recenzja bardzo dobra...
Na te książki zawsze się czas znajdzie, oczywiście, jeśli ktoś lubi wikingów i powieści historyczne. ;)
Usuń