Cena milczenia – Jakub Pawełek
Jestem ogromną fanką starego, porządnego fantasy napisanego soczystym, barwnym językiem. Walki i magia wystarczają mi w zupełności, nawet nie potrzebuję jakichś fantastycznych stworzeń do tego. Dlatego też skuszona opisem, zdecydowałam się na lekturę Ceny milczenia Jakuba Pawełka.
Jaki świat jest, każdy widzi. Brudny, śmierdzący i chciwy. Pełen zboczeńców i przekraczającego wszelkie wyobrażenie kurestwa.
Wszystkie opowiadania są napchane akcją od początku do końca. Tak naprawdę najspokojniejsze z nich to opowieść o Maeidzie, czyli Jeszcze przywitamy słońce. W pozostałych sześciu historiach ciągle coś się dzieje, cały czas autor skutecznie podtrzymuje napięcie. Jakub Pawełek ma świetny styl pisania – obrazowy, plastyczny, oddający znakomicie realia epoki. Co prawda czasami zgrzytały mi określenia typu patogeny i misiurka jako pancerz (w rzeczywistości jest to specyficzny hełm pochodzenia wschodniego, którego używali np. Tatarzy w Ogniem i mieczem), ale to już moje czepialstwo i marudzenie. Świat przedstawiony określiłabym jako epokę tak mniej-więcej naszego XVII-XVIII wieku – mamy już broń palną, ale miecze i kusze są wciąż w powszechnym użyciu. Dlatego tak przeszkadzały mi te zbyt współczesne słówka, których na szczęście nie ma zbyt wiele i można na to przymknąć oko.
Morze to hazard, a zwykle jak kto stawia wszystko na jeden rzut kośćmi, to wszystko potem traci.
Bohaterowie to żywe, interesujące postacie. Najemnik Wernar, którego poznajemy już w pierwszym opowiadaniu, to twardy człowiek, mający jednak pewne zasady, chociaż jego miecz jest do wynajęcia za odpowiednie pieniądze. Po wypadku, jaki ma miejsce na wyspie Fenvar, jego ciało nabywa przypadkiem specyficznych właściwości, które jednak sprawiają, że Wernar wcale nie czuje się lepiej sam ze sobą. Gryzie się, roztrząsa w swoim sumieniu wiele spraw i próbuje jakoś poukładać sobie na nowo życie w kompanii czarownika imieniem Arlo, nadętego i momentami zbyt pewnego siebie, który nie potrafi odejść w cień i zrezygnować ze sławy, jaka mu się marzy i marzyła. Natomiast rotmistrz Hakard to poważny, rozsądny człowiek, dla którego prawo jest wszystkim. Nie odstępuje od tej zasady właściwie na krok, bo prawo jest prawem. Jest pod tym względem tak niezachwiany, że zostaje odsunięty ze swojego stanowiska przez zazdrośników i zesłany na daleką prowincję (zamiast do lochu), dzięki wstawiennictwu inżyniera Erlikona. Ten jest odpowiednikiem Arla w świecie magów – pewny siebie aż do przesady, uważający, że wszystko mu wolno i że cel uświęca środki.
Gdzieś tam, za górami, czai się świat, jakiego nie znamy, odpowiedzi na pytania, których do tej pory nie zadawaliśmy. Większe, mniejsze, całkiem prozaiczne [...].
Muszę zwrócić uwagę na opis z tyłu książki. Wspomniany jest tam Kanion, który tak naprawdę w samej fabule nie pojawia się ani razu. Dodatkowo mowa też o jakichś Najeźdźcach, którzy jednak przewijają się tylko pod postacią odkrytych w trakcie wykopalisk ruin budynków. Tak całkowicie szczerze – opis w ogóle nie ma nic wspólnego z samą fabułą książki. Nie wiem, czy to celowy zabieg autora albo wydawnictwa, ale po przeczytaniu tego, co znalazłam na tyle okładki, spodziewałam się czegoś innego. Na szczęście – nie rozczarowałam się mimo tej drobnej niespodzianki.
Uciekać możesz zawsze, uciekać możesz wszędzie, ale na końcu ucieczki może czekać wielkie rozczarowanie.
To, co przychodzi mi do głowy po lekturze fantastycznego debiutu Jakuba Pawełka, to to, że byłaby z tego świetna, pełnoprawna książka zamiast zbioru opowiadań. Te siedem historii (właściwie to sześć, bo ta o Maeidzie jest, jak dla mnie, taka trochę ni przypiął, ni wypiął) aż się prosi o wspólną klamrę, o rozbudowanie i pogłębienie świata przedstawionego. Byłabym pierwsza w kolejce po taką książkę, wierzcie mi. Mimo to szczerze i serdecznie polecam Wam Cenę milczenia – to porywająca lektura na kilka wieczorów, od której będzie Wam trudno się oderwać.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Cena milczenia Jakuba Pawełka.
Nie słyszałam o tej książce, jednak być może dam jej kiedyś szansę, bo wygląda dosyć ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tym gatunkiem. Choć nie mówie ostatecznego nie .
OdpowiedzUsuń