"Po prostu... Tak było trzeba." - recenzja "#WAWskiego14" Jakuba Pawełka


Każdy z nas zna datę 1. sierpnia 1944 roku i wie, co to jest godzina W. Jedyna taka godzina 17:00 w roku, kiedy cała Warszawa zamiera, oddając hołd powstańcom z roku '44 i ofierze, jaką ponieśli w walce z nazistowskim okupantem. I chociaż historycy od dawna twierdzą, że z punktu militarnego ten ruch nie miał żadnych realnych szans, to wszyscy szanujemy tych nierzadko nastolatków albo młodych dorosłych, którzy chwycili za broń. Ale co by było, gdyby to nie w 1939 roku, a w 2009 nazistowskie Niemcy napadły na Polskę? Jakby wyglądało powstanie w 2014 roku, w dobie smartfonów, laptoptów, Facebooka i Instagrama? Tego tematu podjął się Jakub Pawełek w swojej powieści #WAWskie14. Jeśli jesteście ciekawi, jaką miał wizję, to zapraszam do lektury.

Na początku powieści trafiamy do Warszawy pod koniec lipca 2014 roku. Całe miasto, jak i kraj, są okupowane przez nazistowskie Niemcy – łapanki i wywożenie do obozów koncentracyjnych są na porządku dziennym, Polacy są traktowani jak podludzie i szykanowani na każdym kroku. Nie mają dostępu do sieci, która jest cenzurowana, Facebook i Instagram to media zakazane. I w takich realiach spotykamy naszych bohaterów – Julkę, Damiana oraz Katarzynę Rajską. Julia już od samego początku powieści jest zaangażowana czynnie w ruchu oporu, jest kurierem, a także, pracując w barze dla Niemców jako barmanka oraz prostytutka, wyciąga od nich informacje. Damian to dla odmiany zwykły chłopak, któremu na tym świecie została już tylko matka – brata, szwagra i ojca zabrała wojna w 2009 roku. Pracuje w sklepie ze sprzętem elektronicznym dla Niemców i po prostu stara się przeżyć okupację, nie wchodząc nikomu w drogę. Rajska – przed wojną znana blogerka i vlogerka, teraz żyje w związku z jednym z oficerów Wehrmachtu, dzięki czemu może pławić się w luksusie, czego dowodem są zakupy – chociażby najnowszy, złoty iPhone. Traktowana przez innych Polaków jako zdrajczyni swojego narodu i kraju, postanawia w końcu wziąć los w swoje ręce... I tak to, nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, cała trójka trafia ostatecznie do Armii Krajowej tuż przed pierwszym sierpnia i godziną W, by walczyć za ojczyznę.
Autor w swojej książce przedstawił dość szerokie spektrum postaw wobec Niemców – od biernego poddania się swojemu losowi, byleby przeżyć (Damian), przez taką lub inną kolaborację (Rajska) po aktywny opór w państwie podziemnym (Julia). Nie da się zaprzeczyć, że takie postawy dodały głębi psychologicznej całej historii. Przy czym spektrum postaci nie ogranicza się do tych trzech postaw: pojawiają się tu też zdrajcy, jak również grupa, którą określiłabym stereotypowymi kibolami – zamaskowani, wykrzykujący wulgarne hasła nacjonaliści, których obecnie widujemy na pochodach w dniu jedenastego listopada. W dodatku bohaterowie są tak przedstawieni, że nie da się ich nie lubić i im kibicować, chociaż od samego początku wiemy, jaki będzie koniec ich losów. Mimo to sama trzymałam za nich kciuki do ostatniej strony książki. I jeszcze jedno – autorowi udało się uniknąć zbytniego patosu. Pisanie o tak ważnych dla nas, jako narodu, wydarzeniach wiąże się zawsze z uderzaniem w wysokie tony – tutaj tego nie ma, uczestnicy powstania są przedstawieni jako zwykli ludzie, którzy chwycili za broń, bo uznali, że tak muszą zrobić. Poza tym: klną, piją, palą i zachowują się jak najzwyklejsi ludzie, którymi przecież byli, ciesząc się każdą chwilą wytchnienia. Nie sposób też nie wspomnieć o tym, jak zostały przedstawione zmieniające się nastroje społeczne w okupowanej Warszawie: na początku powstania mamy euforię i wśród walczących, i wśród cywilów, ale w miarę trwania walk i coraz większej ilości ofiar to podejście się odmienia. To powstańcy są teraz obrzucani stekami wyzwisk jako ci, co sprowadzili zagładę na stolicę kraju. Przy czym nie ma tu figur czarno-białych: nawet walczący za Warszawę są opisani czasami jako osoby zwyrodniałe, które znęcają się nad swoimi, gwałcą, torturują i mordują. Oczywiście, to Niemcy i Rosjanie są przedstawieni jako ci konsekwentnie źli, ale chwała za to Pawełkowi, że nie wybielił niepotrzebnie walczącyh.
Fabuła jest wartka i ciągle coś się dzieje – ataki, strzelaniny, nie mamy praktycznie chwili spokoju. A kiedy już udaje nam się złapać oddech między jednym szturmem a drugim, to czujemy w kościach, że to nie na długo, że zaraz coś się stanie. Nie jestem specjalistką od powstania warszawskiego, ale jeśli Pawełek wymyślił większość punktów oporu, to są przedstawione one w taki sposób, że równie dobrze mogły istnieć faktycznie (aczkolwiek wydaje mi się, że jeśli chodzi o te główne miejsca, to są one historycznie udokumentowane). Oczywiście, wszystko to jest okraszone znaną nam, współczesną technologią. W momencie, gdy pada PASTa, czyli (jeśli dobrze zrozumiałam) niemieckie centrum zarządzania siecią, a powstańcy uzyskują nieograniczony dostęp do internetu, rozpoczyna się wielka kampania prowadzona przez Rajską – do sieci trafiają zdjęcia z powstania, filmiki z walk, wywiady z walczącymi. Na Facebooku zostaje założony profil polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej. I chociaż lajki sypią się jak z rękawa, to nie ma to żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Warszawa została tak samo pozostawiona sobie, jak w 1944 roku. To gorzkie podsumowanie otaczającego nas świata – dla ratowania czegoś klikniemy lajka, ale to nie ma wpływu na to, co dzieje się dookoła: tym jednym kliknięciem nikogo nie nakarmimy, nie uratujemy od śmierci. Na plus muszę też zaliczyć wplecenie w historię piosenki Moniki Brodki pt. Varsovie – aż się sama uśmiechnęłam, widząc ją tam i uświadamiając sobie, że faktycznie piosenkarka mogłaby ją zaśpiewać w trakcie powstania. To dodało w moich oczach jeszcze większego realizmu całości historii.
Jedna ważna rzecz – jeśli jesteście wyczuleni na przekleństwa, to, no cóż, raczej Wam ta książka nie przypadnie do gustu. Sypią się tu one jak z rękawa, ale nie przeszkadzają, są umieszczone w tekście tak, że podkreślają sytuację i stosunek bohatera do wydarzeń. Ponadto pojawiają się tu też sceny seksu – daję za nie mikroskopijny minus, bo ich opis przypominał mi trochę instrukcję rozkładania i składania broni, chociaż z drugiej strony rozumiem, że celem autora nie było przedstawianie jakichś górnolotnych uniesień miłosnych.
Polecam. Naprawdę gorąco polecam tę książkę każdemu. Czyta się ją bardzo szybko, a bohaterowie przedstawieni w tej historii to ludzie dokładnie tacy sami jak my. I chyba dzięki temu, że całość dzieje się w czasach nam współczesnych, to łatwiej ich zrozumieć – dlaczego chwycili za broń, chociaż gdzieś w głębi serca wiedzieli, że to z góry przegrana walka. Jednocześnie ta historia pozwala nam się zastanowić: co my byśmy zrobili w takiej sytuacji? Ilu z nas zachowałoby się jak Rajska czy Damian, a ilu jak Julia? Na to pytanie każdy z Was musi sobie sam odpowiedzieć, najlepiej zaraz po lekturze #WAWskiego14.




Tytuł: #WAWskie14


Autor: Jakub Pawełek

Wydawnictwo: Warbook

Liczba stron: 389

Rok wydania: 2017







Za egzemplarz serdecznie dziękuję:


Komentarze

  1. Bardzo ciekawa recenzja, chętnie sięgnę po ten tytuł

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem możliwe, że umówię się z książką na spotkanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że nie na pytanie, co byśmy zrobili tak naprawdę nie odpowiemy sobie nie będąc w konkretnej sytuacji i na całe szczęście nie musimy go sobie zadawać. Niemniej książka może być ciekawa - alternatywne historie pozwalają zupełnie inaczej spojrzeć na otaczająca nas rzeczywistość i prawdziwą historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na to pytanie nie jesteśmy w stanie sobie odpowiedzieć, mnie przed oczyma wyobraźni wciąż tkwią obrazy z relacji mojej babci, świadka dramatycznych powstańczych wydarzeń.

      Usuń
    2. Książka jest bardzo ciekawa i bardzo dobrze się ją czyta. :)

      Usuń
  4. Z chęcią bym przeczytała :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest to pozycja, którą mogłabym i chciałabym przeczytać. Jednak ciekawi mnie to, co działoby się współcześnie w takich okolicznościach. Myślę, że jesteśmy na etapie ograniczonej świadomości a jednocześnie ogromnego wpływu mediów. I to niestety nie jest dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, nie jest, dlatego telewizję staram się ograniczać, jak tylko mogę :)

      Usuń
  6. wulgaryzmy mnie nie odstraszają ;-) a fabularnie mi się podoba więc na pewno zajrzę w wolnej chwili :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz