"W mroku lochów nienawiść nie szuka sprzymierzeńców, lecz ofiar" - recenzja "Uwięzionych w Galerii Lochy" Jolanty Bartoś
Po pierwszym book tourze w jakim uczestniczyłam (był to book tour z Garstką, o którym możecie przeczytać tu) niewiele potrzebowałam czasu do namysłu, by wziąć udział w kolejnym tego typu przedsięwzięciu. Tym razem, skuszona bardzo pozytywną recenzją Ani z bloga Z fascynacją o książkach, zgłosiłam się do przeczytania książki autorstwa Jolanty Bartoś Uwięzieni w Galerii Lochy. Czy również mi, tak jak Ani, przypadła ona do gustu? No cóż... To już musicie sprawdzić sami.
W powieści trafiamy do Leszna, gdzie śledzimy kroki Iwony, szczęśliwej żony i matki. Wraz ze swoją „przyjaciółką” (ten cudzysłów wyjaśnię później), Anitą, idzie ona do leszczyńskiej biblioteki na spotkanie autorskie z poczytnym autorem kryminałów, Markiem. Spotkanie ma miejsce w Galerii Lochy, piwnicach biblioteki przerobionych na miejsce spotkań i niewielkich imprez. W spotkaniu, oprócz przyjaciółek i pisarza, bierze udział jeszcze kilka osób, w tym dyrektorka biblioteki. Kiedy rozpoczyna się spotkanie, nad Lesznem rozpętuje się istny huragan i burza niemalże tysiąclecia, w budynku brakuje prądu i swój szatański plan zaczyna wcielać w życie morderca...
Uwielbiam czytać thrillery i oczekuję od nich, że będą trzymać mnie w napięciu, że z dreszczem emocji będę śledziła ich akcję, modląc się, żeby bohaterowie przeżyli i złapali prześladowcę... A tu klops. W trakcie lektury Uwięzionych... było mi zasadniczo wszystko jedno, czy bohaterowie przeżyją, czy nie. Polubiłam tylko Marka, pisarza, reszta była mi tak boleśnie obojętna aż strach. Już od samego początku wiemy, kto jest tym złym, w dodatku postaci rzucają między sobą tak „tajemnicze” spojrzenia, że od razu rozgryzłam, kto jeszcze namiesza. Owszem, nie domyśliłam się, jak bardzo, ale fakt pozostaje faktem...
Wracając do postaci i mojego początkowego cudzysłowu... Wybaczcie, nie kupuję przyjaźni między dwiema kobietami, gdzie jedna na powitanie mówi do drugiej „Wyglądasz jak ździra!”. Eee..? No, nie. Jakby tak powiedziała do mnie moja przyjaciółka, to przyłożyłabym z liścia i kazała iść w cholerę. A Iwona takie zachowanie Anity bagatelizuje i jeszcze się z tego śmieje wyrozumiale... Kobieto, może odrobinę szacunku do samej siebie, halo? Pisałam też wyżej, że polubiłam tylko pisarza Marka, który jako jedyny miał dla mnie jakąś głębię i charakter. Reszta bohaterów zlała mi się w jeden niewyraźny tłumek, z którego było mi naprawdę wszystko jedno, kogo nasz psychopata zabije. Co do naszego mordercy... Na plus liczę mu wyobraźnię i sposoby, jak mordował (tak, dobrze przeczytaliście) – przynajmniej się nie nudziłam, bo było to naprawdę ciekawe. Plusem jest też dobre przedstawienie jego psychiki, wejście w nią, pokazanie powodów, dlaczego się tak wypaczyła... Tutaj autorka zrobiła kawał dobrej roboty, naprawdę. Niestety, na resztę postaci chyba zabrakło mocy albo pomysłu.
Jeśli chodzi o fabułę, to akcja gna do przodu (w końcu na 200 stronach pomordować plus minus kilkanaście postaci to nie taka prosta sprawa) i cały czas coś się dzieje. Z drugiej strony, nie kupuję niektórych zachowań. Bo, jeśli ja bym się dowiedziała, że ktoś zamordował moje dziecko, a jednocześnie sama jestem w niebezpieczeństwie, to nie krążyłabym po pokoju, myśląc o tym, żeby ktoś mnie przytulił, ale kombinowała, jak wydostać się z beznadziejnej sytuacji i skopać dupę temu, kto mnie skrzywdził. Mogę na to jednak przymknąć oko, bo różni ludzie różnie reagują na tak ekstremalne sytuacje, ale ten tekst naprawdę mi nie pasował w całej fabule. Tak samo, jak nie wyobrażam sobie, żeby chędożyć się ze swoim chłopakiem, kiedy za ścianą grasuje morderca i w każdej chwili może mnie zamordować – trochę to jakąś patologią albo fetyszem zalatuje. Nie wiem, mam bardzo mieszane uczucia wobec tych wydarzeń... A już całkiem powaliło mnie na łopatki, jak Iwonka widziała ducha i dusze, które powstrzymało mordercę przed jej ubiciem... Ja się pytam, po co to było?! Na litość boską, można to było rozwiązać na milion sposobów, a tu taka wstawka. Nie, to jednak nie dla mnie, bardzo przepraszam.
Ostatnim plusem, jaki mi przychodzi do głowy, w przypadku Uwięzionych... to język – książka jest napisana lekkim, łatwym do przyswojenia stylem, czyta się to naprawdę dobrze i szybko. Nie wiem tylko, po co wstawki na temat historii Leszna – cieszę się, że autorka wykazała się w tym temacie, ale z fabułą nie miało to nic wspólnego, a czytanie czwarty raz z rzędu o placu dobrego doktora było co najmniej irytujące. Może następnym razem niech pani Bartoś napisze książkę osadzoną w przeszłości Leszna, wtedy da upust swojej wiedzy? Plamę dało też wydawnictwo przy korekcie. Prywatnie jestem ortograficznym nazistą i jestem na takie błędy okropnie wyczulona, więc kiedy zobaczyłam „zwarzyła niemowlę” i „rządzą mordu”, to mało nie wyrzuciłam książki oknem. Pominę już fakt, że przy „zwarzyła niemowlę” miałam wizję dziecka w sosie ze śmietaną... :D
Tytułem podsumowania. To nie jest zła książka, nie zrozumcie mnie źle. Ma swoje plusy i minusy, z całą pewnością spodoba się sporej ilości osób. Ale mnie tu czegoś zabrakło – być może ze względu na jej długość nie mogłam się w nią dobrze wgryźć, a postaci były dla mnie płaskie i jednowymiarowe. Może gdyby autorka napisała ją jeszcze raz tak długą, to bardziej by mnie do siebie przekonała. Ale to tylko gdybania na obecną chwilę. Mimo wszystko bardzo dziękuję Ani za możliwość przeczytania tej książki i życzę innym uczestnikom book touru, by bawili się przy niej lepiej ode mnie :)
Tytuł: Uwięzieni w Galerii Lochy
Autor: Jolanta Bartoś
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
Liczba stron: 199
Rok wydania: 2018
Raczej się nie skuszę :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie odradzam wte ani wewte ;)
UsuńSzkoda, że książka nie okazała się lepsza, ale myślę, że kiedyś mogłabym dać jej szansę. Nie mówię jej 'nie'. :)
OdpowiedzUsuńDla mnie nie była najlepsza, ale mam nadzieję, że Tobie się spodoba :)
UsuńZastanowię się nad lekturą :)
OdpowiedzUsuńGdybyś się zdecydowała, to miłej lektury :)
UsuńTeż lubie brać udział w book tour :) Czytałam "Jad" tej autorki, ten tytuł sobie odpuszczę, ale poszukam innej książki pani Jolanty
OdpowiedzUsuńMoże inne są lepsze, ja na razie rezygnuję z poznawania twórczości tej pani.
Usuńwpychamy do kosza 'może'
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
rozchelstanaowca.blogspot.com
Powodzenia! :)
Usuń„zwarzyła niemowlę"...
OdpowiedzUsuńza dużo "Zabójczych Umysłów" :D
A nie, książki nie przeczytam ;) Nie zachęca, niestety.
"zwarzyła niemowlę" sprawiło, że kwiczałam ze śmiechu :D
UsuńHistoria może okazać się ciekawa, raczej sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńhttp://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/07/zatoka-agnieszka-wolinska-wojtowicz.html
Historia była ciekawa, ale czegoś mi w niej jednak brakowało.
UsuńOstatnio trafiałam często na książki, które były ok, ale nie były dobre, w sensie były takie nijakie. Więc chyba nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńMam ostatnio to samo - niby wszystko w porządku, ale to jednak nie to, czego się spodziewałam :/
UsuńChyba jednak nie dla mnie, szkoda czasu skoro mogłaby być lepsza :-D
OdpowiedzUsuńJeśli jej nie przeczytasz, to świat się nie zawali :D
UsuńDługa lista czytelnicza książek, które czekają na spotkanie, zatem ten tytuł raczej sobie podaruję.
OdpowiedzUsuńNikogo do niczego zmusić się nie da :)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale chyba zacznę poznawać jej twórczość od innego tytułu :)
OdpowiedzUsuńJeśli już masz coś od niej czytać, to stanowczo lepiej inny tytuł, bo ten tutaj to pomyłka...
UsuńGdybym miała więcej czasu, dałabym tej książce szansę... Ale teraz jeste
OdpowiedzUsuńm tak zabiegana, że nie dam rady...
Jest króciutka, lektura to godzinka-dwie maksymalnie, ale i tak szkoda na nią czasu według mnie.
UsuńKsiążka wydaje się być bardzo ciekawa propozycją :)
OdpowiedzUsuńZależy, co kto lubi, mnie ona przypadła średnio na jeża do gustu. :)
Usuń