Stara baśń - Józef Ignacy Kraszewski

Jeszcze w gimnazjum oglądałam w kinie Starą baśń. Czyli kiedy Słońce było bogiem. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym wtedy również nie przeczytała książki Józefa Ignacego Kraszewskiego, na podstawie której powstała ta ekranizacja. Po prawie dwudziestu latach nic już praktycznie nie pamiętałam i z seansu, i z lektury, więc zachęcona akcją Wiktorii slavicbook w te wakacje sięgnęłam po raz kolejny po ten tytuł.

Stara baśń - Józef Ignacy Kraszewski

Stara baśń to pierwszy tom monumentalnej, bo liczącej sobie dwadzieścia dziewięć części serii Dzieje Polski Józefa Ignacego Kraszewskiego. Historia rozpoczyna się w na pół mitycznych czasach, gdy ziemie współczesnej Polski zamieszkiwały różne plemiona Słowian, a o państwowości nawet nikt nie marzył. Kraszewski sięga tutaj do znanej obecnie każdemu dziecku legendy o Popielu, którego myszy zjadły. I, jak to w baśni, mamy tych kategorycznie złych i tych idealnie dobrych, nic pośrodku. Do tych pierwszych zaliczają się z całą pewnością Popiel i jego niemiecka żona, Brunhilda, oraz ich poplecznicy zamieszkujący wraz z nimi gród leżący nad jeziorem Gopło. Natomiast dobrzy to spokojny Piast, któremu przypada władza po Popielu, czy też kmieć Wisz. Ten podział jest wręcz aż łopatologicznie podkreślany niemal na każdym kroku, ale skoro to legenda i baśń, to w pełni tłumaczy to jej moralizatorski charakter.

A gdzie to na świecie niewiast się o ich wolę pytają? Gdzie się inaczej żonę bierze, jak ręką zbrojną? Tak jest u was, u nas i na całym świecie, bo one woli nie mają.

Wiele osób odbije się od tej powieści przez styl, jakiego używa autor. Mnóstwo opisów i to bardzo rozwleczonych, niemal do niemożliwości, sprawia, że czytelnik ma ochotę rzucić książkę w kąt. Jednak kiedy już się do tego przyzwyczaimy, to Starą baśń czyta się bardzo dobrze. Nawet te opisy przyrody przestają przeszkadzać, a zaczynamy zwracać uwagę na ich piękno i obrazowość. Mnie kupił całkowicie już pierwszy opis lasu w trakcie świtu, od którego zaczyna się powieść. Jest tak plastyczny, tak znakomicie oddaje atmosferę tego momentu, że niemal czujemy rosę na gołych stopach i zapach mokrego igliwia. Wspaniale się to czytało i oglądało oczami wyobraźni te właściwie nieruszone ludzką ręką puszcze na ziemiach Polan, rwące strumyki i dziką zwierzynę wyłaniającą się spośród zielonego lasu.

Przecie dzieci uczymy kamień szanować, bo go pierwsi bogowie pokazali, jak obrabiać, praojcom naszym. I każdemu do grobu wkładamy młot, siekierę bożą, kamienną, aby się u swoich bogów nią wyświadczył, kim jest i skąd idzie. Inaczej by go nie poznali. A będzie tak na wiek wieków i u wnuków naszych.

Akcji jest sporo, z drobnymi przestojami. Główne skrzypce gra tu wątek polityczny próby zdobycia autorytarnej władzy przez knezia Chwostka (Popiela) nad kmieciami zamieszkującymi okolice grodu, w którym władyka przebywa. Opór kmieci doprowadza do wybuchu powstania i upadku Chwostka, a władzę po nim przejmuje mądry i skromny Piast, założyciel nowej dynastii. Osobny wątek, chociaż częściowo łączący się z tym pierwszym, to historia miłości dzielnego i młodego woja i kmiecia, Domana, oraz córki Wisza, Dziwy. Na przeszkodzie temu uczuciu staje wola dziewczyny, o której wszyscy wokół mówią, że jest przeznaczona bogom i nigdy nie powinna wyjść za mąż. Sama Dziwa uważa, że taki jest jej los i, chociaż Doman bardzo jej się podoba, to i tak nie daje mu żadnych nadziei. Oczywiście, jak to w baśni, mamy tu szczęśliwe zakończenie, jednak nadmiernie wyidealizowane jak na mój gust.

Nie te święte czasy, co bywały [...] nie te czasy, gdy u nas gęśli bywało więcej niż żelaza, a śpiewu niż płaczu. Dziś ślepy gęślarz lasom pieje, a słuchać go nie ma komu. Niech się uczą lasy, ja żyli ci, co śpią po mogiłach, po kamiennych. A jak pomrą starzy, pieśń z nimi pójdzie do ziemi, synowie o sprawach ojców wiedzieć nie będą, zamilkną mogiły. Stary świat padnie w ciemność.

Poza tym, że Kraszewski opisuje na pół mityczne początki państwa polskiego, to również wtrąca tu słowiańskich bogów, demony i opisy zwyczajów takich, jak noc Kupały. Pióro autora znowu święci tu triumfy, bo o tym wszystkim czytało się niemal tak, jakbyśmy widzieli to na własne oczy. Ja byłam zachwycona, czytając te fragmenty, bo słowiańskości, jak wszyscy wiemy, nigdy dość.

Był to dzień ślubowin niebieskich słońca z księżycem. Radowała mu się ziemia, otwierała skarby swoje, noc ta nie miała tajemnic, wszystko zaklęte wracało do swobody, duchy jasne zstępowały z niebios i poiły ludzi własnym weselem. Śmierć i czarne widma kryły się w przepaści, pod ciemny płaszcz Jamy.

Ta powieść ma swoje plusy i minusy, przez które wielu osobom bardzo przypadnie do gustu lub wręcz przeciwnie. Ja po drugiej lekturze po prawie dwudziestoletniej przerwie zakochałam się i jestem zachwycona. Po pierwszych kilkunastu stronach można przywyknąć do specyficznego stylu autora, a plastyczne opisy są istnym majstersztykiem, za który należą się ukłony Kraszewskiemu. Dla każdego, kto ma ochotę na sporą dozę słowiańskości w swoim życiu, pozycja właściwie obowiązkowa i nawet nie mamy się tu o co sprzeczać.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Stara baśń Józefa Ignacego Kraszewskiego.


Pięć na pięć żołędzi

Tytuł: Stara baśń

Autor: Józef Ignacy Kraszewski

Cykl: Dzieje Polski, tom I

Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza

Liczba stron: 362

Data premiery: 31.10.1971

Stara baśń - Józef Ignacy Kraszewski

Komentarze