Dżin - Marcin Mortka
Po świetnym Maleficjum opowiadającym o losach Bruno Calazzo (a właściwie Scozzi) poprzeczka dla drugiego tomu zawisła naprawdę wysoko. Sięgając więc po Dżina, miałam nadzieję na równie dobrą rozrywkę, ba, nawet jeszcze lepszą. I chwała autorowi, bo wcale się nie zawiodłam.
Nadal znajdujemy się na Malcie w drugiej połowie XVI wieku. Bruno uciekł od zakonnego życia i wraz ze swoim francuskim przyjacielem, Hugo, oraz uratowaną w poprzednim tomie klaryską, Soave, prowadzi intratny biznes, jakim jest sprzedaż maleficjów. Uratowane przed zakusami szpitalników i inkwizycji skarby po rodzicach, czyli posiadające magiczne właściwości przedmioty, przynoszą ogromne pieniądze, dzięki którym wszyscy mogą wieść spokojne życie i prowadzić coś w rodzaju przytułku dla osieroconych w trakcie pirackich napadów dzieci. Idylla jednak nie może trwać wiecznie.
Praca to fascynujący żywioł [...]. Koi nerwy, łagodzi dylematy, tępi wszelkie porywy.
Plusem tego tomu jest to, że mamy w nim dużo więcej akcji, dzięki czemu czyta się go jeszcze szybciej niż poprzedni. Znowu spotykamy tych samych bohaterów, których losy śledziliśmy już w Maleficjum i trzymamy za nich kciuki, gdy pakują się w kolejne tarapaty. Szczególnie gdy powodowany dobrymi chęciami Bruno wypuszcza na tureckich piratów dżina, który później prześladuje jego i jego przyjaciół. Szkoda tylko, że tego demona było tak mało, bo będąc postacią tytułową, pojawił się tylko na początku i końcu książki. Nie pogardziłabym, gdyby bardziej pomęczył naszych bohaterów, ale nie będę narzekać przecież na taką drobnostkę.
Tylko przeszłość nadaje się do tego, by o niej śpiewać. Teraźniejszość wszak zasługuje tylko na stek przekleństw, a przyszłość ledwie na nieśmiałe westchnienie.
Więcej akcji w tej części nie oznacza zaniedbania przez autora relacji między bohaterami i ich charakterów. Pojawia się tu po raz pierwszy wątek romantyczny i, co cenię sobie ponad wszystko, nie pcha się on na pierwszy plan. W dobie romantasy wylewających się z każdego kąta czy zalewu powieści erotycznych (lub wyrobów powieściopodobnych, w których chodzi tylko o jedno), to było jak ożywczy łyk wody na pustyni. Można napisać powieść, gdzie seks nie będzie jedynym sensem istnienia bohaterów, a relacja między nimi będzie rozwijać się powoli i stopniowo. I da się wpleść romans w fabułę tak, by był tylko dodatkiem do akcji, lepiej zarysowującym sylwetki psychologiczne postaci i dodającym im głębi.
Wielu rzeczy nauczyłem się o was, chrześcijanach [...] ale jednej jestem pewien. Każdy z was mocny w gębie, a czym dłużej przed krzyżem leży, tym mocniejszy.
Napięcie w trakcie powieści nie słabnie i czytelnik cały czas śledzi uważnie perypetie bohaterów. Na dodatek w powietrzu już wisi oblężenie Malty, którego mamy być świadkami w trzecim tomie tej historii, i to jest taka cisza przed burzą. Co więcej, Marcin Mortka nie tylko znakomicie kreśli postaci w swoich książkach, ale również świetnie wychodzą mu opisy pojedynków i scen batalistycznych. Czuć tę krew, pot i łzy, wysiłek i strach, jakie towarzyszą ich uczestnikom. Jeśli miałabym porównać te relacje do czegokolwiek innego w powieściach, to przychodzi mi na myśl tylko i wyłącznie moja ukochana seria o Matthiasie Tanhäuserze od Tima Willocksa również opisująca oblężenie Malty. Podstawowa różnica między nimi polega na tym, że ta brytyjska seria jest typowo historyczna oraz dużo bardziej krwawa i brutalniejsza niż Trylogia Maltańska.
Klechdy, baśnie, bajki [...]. Skaczą po świecie jak pchły po koziej skórze, tyle że otrzepać się z nich trudniej.
Nie umiem przestać chwalić Trylogii Maltańskiej oraz pióra Marcina Mortki i chyba nigdy nie przestanę. Fantastyka pomieszana z elementami historycznymi, bohaterowie jak żywi, potrafiący zaskarbić sobie sympatię czytelnika i wartka akcja, to tylko trzy z wielu zalet tych powieści. Od chwili, gdy skończyłam lekturę Dżina, niecierpliwie czekam na trzeci, finalny tom, a jednocześnie nie chcę go czytać, wiedząc, że będzie to koniec tej wspaniałej przygody.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Dżin Marcina Mortki.
Komentarze
Prześlij komentarz