Wampirze cesarstwo – Jay Kristoff

Żyć bez książek jest jak nie żyć w ogóle.

Recenzja pierwszego tomu serii Wampirze Cesarstwo Jay'a Kristoffa "Wampirze Cesarstwo", wyd. MAG.

Świat został opanowany przez bezdzień – słońca nie ma, a roślinność i życie, jakie znamy, powoli umiera. Władzę objęły wampiry pod przywództwem swojego bezlitosnego cesarza. Przeciwko nim staje zakon srebroświętych z klasztoru San Michon. Zakonnicy to wyłącznie mężczyźni, w których żyłach płynie zmieszana krew ludzi i wampirów. Tatuują się płynnym srebrem, które przynosi im ból, ale jednocześnie oczyszcza i sprawia, że wampiry lękają się podejść do nich. Jednym ze srebroświętych jest, a właściwie był, Gabriel de León. Niegdyś sławny i uwielbiany w całym kraju, teraz jest nikim, upadł niżej, niż ktokolwiek mógł podejrzewać. Uwięziony przez wampiry, opowiada jednemu z nich swoje życie, ze wszystkimi jego wzlotami i upadkami.

Od głupca gorszy jest tylko głupiec, który ma się za mądrego człowieka.

Po przeczytaniu Wojen Lotosowych zakochałam się na amen w twórczości Jay'a Kristoffa. Australijski pisarz trafił na moją listę top autorów i niecierpliwie czekałam na kolejną książkę spod jego pióra (skrzętnie pomijając milczeniem fakt, że na półce czeka jeszcze jedna trylogia). Dlatego, gdy dowiedziałam się o tym, że na polskim rynku pojawi się Wampirze cesarstwo, dark fantasy o, jak sam tytuł wskazuje, wampirach, wręcz tupałam nogami z niecierpliwości. Po lekturze musiałam jednak trochę ochłonąć, dlatego recenzja czekała na napisanie tak długo.

Dopiero w ciszy możemy się naprawdę poznać, dopiero milcząc słyszymy pytania naprawdę ważne [...]. Zamknij człowieka na sto lat w pokoju z tysiącem książek, a pozna milion prawd. Zamknij go na rok w ciszy, a pozna siebie.

Trafiamy do świata przypominającego średniowieczną Francję. Nazwy i imiona od razu skojarzyły mi się z językiem francuskim, ewentualnie hiszpańskim, jak w przypadku naszego głównego bohatera. Do tego religia panująca na tym terenie bardzo przypomina dobrze nam znany katolicyzm, z jego umartwianiem się, świętymi i kościołami. Autor jednak bezlitośnie podkreśla wady tej religii, takie jak fanatyzm i zaślepiona wiara, które zamiast do dobrego, prowadzą do złego. I mamy Świętego Graala... Powiem tylko tak: Jay Kristoff chyba naczytał się Kodu Leonarda Dana Browna, gdy tworzył ten wątek. Autor bardzo dopracował świat przedstawiony. Wampiry są podzielone na klasy: szlachetnokrwiści – nie znający skrupułów i inteligentni oraz nieszczęśnicy – ich przemiana trwała zbyt długo i teraz są tylko bezdusznymi skorupami pragnącymi ludzkiej krwi. Długowieczni – żyją od niepamiętnych czasów i posiadają tak potężne moce, że są właściwie niemożliwi do uśmiercenia, i nieopierzeńcy – wampiry, które dopiero zostały przemienione i rozpoczynają swoją nieśmiertelną przygodę. Nie da się nie zgodzić z faktem, że Kristoff się postarał i bardzo szczegółowo przedstawił nam świat, w którym Gabriel de León prowadzi swoje życie i krucjatę przeciwko wampirom.

Twoja przeszłość to kamień, ale twoja przyszłość to glina. Sam kształtujesz swoje życie.

Głównym bohaterem, jak już wspominałam, jest Gabriel de Leon – srebroświęty, półczłowiek-półwampir. Przyjęty jeszcze jako dziecko do zakonu San Michon nie ma łatwego życia, aż w końcu zostaje właściwie bohaterem narodowym, gdy jemu i jego przyjacielowi udaje się powstrzymać nieumarłą armię wampirzego cesarza. Gwałtowny, szybciej mówi i działa niż myśli, bezczelny i z tupetem, nie boi się nikogo i niczego, pewien, że zawsze wszystko musi mu się udać. Typ takiego niegrzecznego chłopca, który jednak przechodzi przemianę pod wpływem okoliczności. Miłość, przyjaźń, nienawiść... To wszystko przeplata się nierozerwalnie w jego życiu, pozostawiając go z bliznami i ranami na wiele lat. Polubiłam tego gościa, chociaż z pozoru był tak antypatyczny i odpychający wobec wszystkich dookoła. Pod tą maską kryje się jednak całkowicie inny Gabriel, którego życia okrutnie doświadczyło.

[...] ani razu nie widziałem, by pokorni odziedziczyli coś poza ochłapami ze stołu silnych.

Język powieści jest wulgarny, chociaż niektóre przekleństwa wywoływały we mnie bardziej śmiech niż jakiekolwiek inne uczucia. Autor nie cacka się z czytelnikiem, momentami bywa krwawo i dość brutalnie, dlatego proponowałabym lekturę raczej dla osób w wieku 16+. Czyta się jednak szybko i lekko, aczkolwiek zdarzyło mi się kilka przestojów, szczególnie na początku powieści, gdzie mamy takie typowe from zero to hero story. Gatunkowo króluje tutaj dark fantasy, ale znajdzie się też wątek powieści drogi, którą jest większość życia Gabriela, jest też mocno rozbudowany wątek miłosny. Dzieje się naprawdę dużo, więc tych kilka dłużyzn nie jest wielkim problemem, chociaż niektórych może nieco przytłoczyć atmosfera powieści. Jest duszno, mrocznie, niepokojąco, wręcz depresyjnie momentami, a wiem, że nie każdemu czytelnikowi będzie odpowiadać taki klimat.

Czy to takie dziwne, że po tym, jak spędzamy całe życie w ciemności, ciemność w końcu w nas zamieszkuje?

Jay Kristoff potwierdził, że potrafi sponiewierać czytelnika historiami, które tworzy. Wampirze cesarstwo to powieść wypełniona akcją, jej zwrotami i pozostawiająca czytelnika niecierpliwie oczekującego na drugi tom. Może nie jest to literatura najwyższych lotów i znajdą się jej przeciwnicy, ale jako niezła rozrywka na kilka wieczorów nada się idealnie. Szczególnie zważywszy na fakt, że za pasem jesień, a nieco dołująca atmosfera powieści idealnie zgra się z jesiennym klimatem. 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Wampirze cesarstwo Jay'a Kristoffa.


Pięć na pięć żołędzi
Tytuł: Wampirze cesarstwo

Tytuł oryginału: Empire of the Vampire

Autor: Jay Kristoff

Tłumaczenie: Wojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec

Cykl: Wampirze Cesarstwo, tom I

Wydawnictwo: MAG

Liczba stron: 896

Data premiery: 24.11.2021

ISBN: 9788367023139
Recenzja pierwszego tomu serii Wampirze Cesarstwo Jay'a Kristoffa "Wampirze Cesarstwo", wyd. MAG.

Komentarze

  1. O tak, to bardzo solidnie napisana książka, która targa czytelniczymi emocjami - albo się ją kocha, albo nienawidzi. Ja należę do tej pierwszej grupy i też polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem, sponiewierała mnie psychicznie :D Aczkolwiek bardziej chyba mnie zniszczyli Tancerze Burzy.

      Usuń
  2. Genialna książka trzymająca w napięciu, momentami nawet zabawna. Sceny walki opisane w fajny sposób. Nawet nie odczułam tak dużej ilości stron. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, z niektórych tekstów głównego bohatera można się było pośmiać ;) Lubię takie solidne fantasy, a Jay Kristoff trafił do topki moich ulubionych autorów. :)

      Usuń

Prześlij komentarz