Nowe imperium. Szmaragdowy sztorm - Michael J. Sullivan
Niesławny duet łotrzyków, czyli Hadrian i Royce, wraca do gry. Potwora pokonano, nową marionetkową imperatorką ma zostać dziewczyna ze wsi, a nasi złodzieje, wbrew samym sobie, zostają wplątani w tę polityczną grę.
Książki Sullivana mają w sobie to coś. Chociaż czytając, widzi się niedociągnięcia, błędy, czasami dialogi drażnią sztywnością, to i tak nie sposób się oderwać od lektury. Prostota stylu autora przemawia do czytelnika i pozwala na zatopienie się w fabule. Do tego specyficzny duet Ryiria, czyli Hadrian i Roycem, którzy świetnie się uzupełniają charakterami, więc nic dziwnego, że jeden za drugiego by skoczył w ogień. To ten typ, którego nie da się nie lubić – z jednej strony obaj są poważni i filozoficznie nastawieni do życia, a z drugiej biorącą od życia to, co im ono daje. I, co najważniejsze, pod powierzchnią twardzieli ukrywają gołębie serca i ludzkie odruchy, które raz po raz pakują ich w nieliche kłopoty.
Jak człowieka otaczają sami wrogowie, to nie może być wybredny w kwestii przyjaciół.
Fabuła kolejnych dwóch tomów Odkryć Riyrii to mieszanka fantastyki, powieści łotrzykowskiej i powieści przygodowej. Autor rzuca bohaterów od jednej przygody do drugiej, a do tego obserwujemy polityczne rozgrywki za kulisami dworu nowej imperatorki. Sullivan odsłania też nieco zasłonę, która do tej pory zakrywała szczelnie przeszłość Royce'a i Hadriana, dzięki czemu lepiej poznajemy tych bohaterów. Największym problemem fabuły jest fakt, że notorycznie zdarzają się w niej dziury logiczne (jak chociażby fakt, że w quasi średniowiecznym świecie na wsi kobiety mają w domach zlewy, co sugeruje istnienie kanalizacji), rozwiązania typu deus ex machina, a co bardziej obeznany z literaturą fantasy czytelnik nie będzie tu absolutnie niczym zaskoczony.
Nie ma szlachetnych spraw. Nie ma dobra ani zła. Złymi nazywamy jedynie tych, którzy występują przeciwko nam.
Bohaterowie to dalej te same postaci, które poznaliśmy w pierwszych dwóch tomach. Autor mógł sobie oszczędzić wątku romansowego, który umieścił pod koniec Nowego imperium. Całkowicie nie pasuje on do postaci księżniczki Aristy, jest infantylny, zamknięty na kilku stronach, a reakcja bohaterki na śmierć ukochanego jest taka, jakby ta relacja trwała co najmniej dwadzieścia lat, a nie ledwo chwilę. Royce i Hadrian to duet, o którym aż miło się czyta – bawią do łez, wzruszają, a przy tym, w porównaniu do postaci pobocznych, są naprawdę dobrze zarysowani psychologicznie. Sullivan jednak powinien odpuścić sobie obsadzanie postaci kobiecych jako głównych bohaterek. Nie bardzo wychodzi mu ich tworzenie, są bardzo dziecinne w zachowaniu i uwielbiają niepotrzebnie dramatyzować. Moim zdaniem o wiele lepiej byłoby, gdyby został tylko przy mężczyznach. Oprócz sympatycznych bohaterów plusem tych książek jest świat przedstawiony, rozbudowywany w miarę rozwoju historii. W tych tomach poznajemy też inne państwa i rasy, dzięki czemu zyskujemy lepszy obraz świata, w którym się obracamy.
Ci, którzy mają władzę, sterują słabymi. Bogaci wykorzystują biednych. Zawsze tak było i będzie.
Odkrycia Riyrii nie jest trudną lekturą. To historia lekka do czytania, w sam raz, gdy chcemy odpocząć od poważniejszych książek i dobrze się bawić. Fabuła, w której nie mamy niepotrzebnych przerw, bohaterowie, których lubimy od pierwszych chwil, i świat przedstawiony rozwijany w miarę czytania opowieści. W porównaniu do pierwszych dwóch tomów dzieje się tu więcej, ale Sullivanowi daleko jeszcze do tego, by uznać tę serię za coś więcej niż potoczyste czytadło, gdy pogoda i okoliczności nie pozwalają się skupić na trudniejszych tytułach.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Nowe imperium. Szmaragdowy sztorm Michael J. Sullivana
Komentarze
Prześlij komentarz