Rękopis znaleziony w Saragossie - Jan Potocki

Ludzki mózg uwielbia szufladkowanie. Każdą książkę, jaką czytamy, wkładamy w naszej głowie na jakąś półeczkę podpisaną nazwą gatunku: a to romantasy, a to fantasy, czy powieść obyczajowa. Gorzej, gdy trafimy na powieść, której nie da się tak łatwo zamknąć w sztywnych ramach jednego typu opowieści. I po raz pierwszy w życiu natknęłam się właśnie na taki tytuł.

Rękopis znaleziony w Saragossie - Jan Potocki

Rękopis znaleziony w Saragossie powstał na przełomie XVIII i XIX wieku, a napisany został po francusku – tak, książkę pisał Polak w obcym języku i to, co czytamy obecnie to przekład. Powodów takiego zjawiska było kilka: w tamtych czasach francuski był językiem elit intelektualnych, literatury i dyplomacji, jak teraz angielski. Tworzenie w nim pozwalało na zdobycie szerszego grona czytelników. Co więcej, Potocki jako działacz naukowy i polityczny był mocno osadzony mentalnie w kulturze francuskiej, więc nic dziwnego, że ten język stał się dla niego najlepszym do tworzenia. Jan Potocki, arystokrata, stworzył powieść, która jest nowatorska, wymyka się wszelkim kategoriom i może być interpretowana na tak wiele sposobów, że głowa pęka. Teoretycznie czytamy historię o przygodach Alfonsa von Wordena, pułkownika gwardii wallońskiej, z roku 1739. 66 dni z jego podróży po Andaluzji stają się pretekstem do snucia baśni zawieszonej w czasie i przestrzeni, która tak naprawdę nie ma żadnej konkretnej fabuły, a właściwie ma ich milion drobnych.

Mało jest ludzi, którzy nie przeżyli bodaj kilku szczęśliwych dni, ale nie wiem, czy jest kto, co by mógł szczęście rachować na lata.

Do rąk dostajemy powieść szkatułkową wymagającą ogromnego skupienia i uwagi. Trudno tu znaleźć jakąkolwiek linearność. Podróż von Wordena jest punktem wyjścia, od którego zaczynając, przechodzimy do kolejnych opowieści. Struktura Rękopisu... jest jak matrioszka – w jednej opowieści znajdujemy inną historię, a w niej jeszcze jedną. Ogarnięcia fabuły nie ułatwiają obce nazwiska i podobne imiona, ale historia wynagradza każdą chwilę, którą jej poświęcimy.

Z tym wszystkim przyznaję, że wielkie zmiany zaszły w świecie duchów. Tak na przykład upiory, jeżeli śmiem tak wyrazić się, należą do nowych odkryć. Rozróżniam między nimi dwa rodzaje, mianowicie upiory węgierskie i polskie, które są po prostu trupami, wychodzącymi śród nocy z grobów dla wysysania krwi ludzkiej, i upiory hiszpańskie, czyli duchy nieczyste, które, wchodząc w pierwsze lepsze ciało, nadają mu dowolne kształty...

Jeśli ktokolwiek oczekuje, że tę książkę przypiszę jasno do jakiegokolwiek gatunku literackiego, to muszę wszystkich rozczarować. W Rękopisie... znajdziemy wszystko: fantastykę, horror, powieść obyczajową, powieść łotrzykowską, romans, powieść płaszcza i szpady... Jest tu tego mnóstwo, a wszystko wymieszane w jednym kotle tak, że nie da się oddzielić jednego gatunku od drugiego. Można odnieść wręcz wrażenie, że Potocki nie miał zamiaru stworzyć jakiejś konkretnej historii, a raczej bawiło go samo pisanie Rękopisu znalezionego w Saragossie. Bo tu naprawdę nie ma jednego, jasnego celu, do którego dąży cała fabuła tej opowieści. Przynajmniej ja go nie widzę. Za to jasno widzę zabawę konwencją, której efektem jest książka niespotykana, bodaj jedyna w swoim rodzaju.

Bóg jest wielki i daje ludziom lub też odbiera im rozum wedle swego upodobania. Szaleńcy są żywym dowodem potęgi boskiej i nicości rozumu ludzkiego. Szaleńcy, nie znając złego ani dobrego, przedstawiają nam oprócz tego dawny stan niewinności człowieka. Są oni na pierwszym stopniu świętości.

Rękopis znaleziony w Saragossie to powieść błądząca po meandrach tematyki. Potocki zgłębia ludzką naturę, oddaje się filozoficznym, religijnym czy matematycznym rozważaniom. Dywaguje nad moralnością człowieka, a zaraz potem przeskakuje do historii kosmosu lub rozwoju nauk przyrodniczych. Z jednej strony mamy konwencję horroru, a na następnej stronie spotykamy już romans. Owszem, ta historia jest mocno zakorzeniona w hiszpańskiej historii, pojawia się tu mnóstwo postaci z XVIII wieku, ale to tylko punkty odniesienia lub wyjścia do snucia opowieści von Wordena.

Religie, równie jak wszystkie rzeczy tego świata, ulegają powolnym, lecz nieustannym oddziaływaniom, które bezustannie usiłują odmienić ich formy i istotę, tak że po kilku wiekach ta sama religia przedstawia wierze ludzkiej całkiem odmienne zasady, alegorie, których myśli ukrytej niepodobna już odgadnąć, lub dogmaty, którym ogół wierzy zaledwie przez połowę.

Wielość interpretacji zależna od czytelnika i od tego, co będzie chciał w niej wyczytać. Historia w niej opowiedziana zostawia pole do popisu dla czytającego, by odnalazł w niej jak najwięcej i zgubił się jak najskuteczniej, biorąc do ręki tę książkę. Napisana w XIX wieku nie zestarzała się absolutnie, a jej szkatułkowa narracja czyni ją nowoczesną nawet w XXI wieku.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Rękopis znaleziony w Saragossie Jana Potockiego.


Cztery i pół żołędzia na pięć
Tytuł: Rękopis znaleziony w Saragossie

Tytuł oryginału: Manuscrit trouvé à Saragosse

Autor: Jan Potocki

Tłumaczenie: na podstawie przekładu Edmunda Chojeckiego

Wydawnictwo: Vesper

Liczba stron: 640

Data premiery: 08.2007

ISBN: 9788360159422
Rękopis znaleziony w Saragossie - Jan Potocki

Komentarze