Pan Błysk - J. R. R. Tolkien

Święta już za nami, a w taki czas każdy z nas odkrywa w sobie dziecko. A skoro moje wewnętrzne dziecko wręcz samo wyłazi ze mnie, to na tej fali rzuciłam się na Pana Błyska, czyli kolejną bajkę spod pióra J. R. R. Tolkiena.

Pan Błysk - J. R. R. Tolkien

Historia opowiada kilkudniowe perypetie Pana Błyska, angielskiego dżentelmena bardzo lubiącego nosić wysokie cylindry i posiadającego w swoim ogródku dziwaczne stworzenie, jakim jest Żyrólik. Pan Błysk wpada na pomysł kupna samochodu, ale zamiast zainteresować się tym, by jego pojazd miał hamulce, bardziej skupia się na kolorze i innych detalach... Co już w trakcie pierwszej jazdy sprowadza na niego spore, zabawnie pechowe kłopoty, które finalnie będą go kosztowały kilka ładnych funtów.


Sama opowieść jest króciutka, ale jej siła tkwi w nieco absurdalnym poczuciu humoru, czułości, jaką wyczuwa się w każdym zdaniu, i cieple, jakie emanuje z kartek. A także w ilustracjach, które zostały stworzone przez autora. Nie tylko uzupełniają one fabułę książeczki, ale również ją ożywiają i sprawiają, że postaci stają się dla nas dużo bardziej rzeczywiste. Początkowo stworzona przez Tolkiena dla jego dzieci, podobnie jak Łazikanty, wydana została dopiero po śmierci autora, chociaż jego wydawca porównywał ten tytuł do już wtedy bestsellerowej Alicji w Krainie Czarów. Niestety, na przeszkodzie stanęły kwestie finansowe, a konkretnie brak środków na zilustrowanie książki. Wielka szkoda, że musieliśmy czekać aż czterdzieści sześć lat na publikację tego uroczego utworu, który ukazuje nam autora Władcy Pierścieni od innej, czulszej i delikatniejszej strony.


Jedna to, co zmiotło mnie z planszy, to sposób, w jaki ta książka została wydana w Polsce. Ma nie tylko twardą okładkę z obwolutą, ale w środku są... dwie wersje historii. Jedna jest po polsku, ozdobiona oryginalnymi, jakże urokliwymi ilustracjami wykonanymi przez Tolkiena, natomiast druga, położona poziomo na kartkach jest po angielsku. I to na dodatek w wersji drukowanej na jednej stronie, a na drugiej znajduje się reprint odręcznego pisma autora! Piszczałam jak pięcioletnie dziecko, kiedy to zobaczyłam, i dłużej przeglądałam oraz podziwiałam to wydanie, niż czytałam samą historię. Taki układ ma również jeszcze jedną, istotną zaletę – książka może posłużyć do nauki języka angielskiego dla dzieci, a dla tych, którzy już znają język Szekspira będzie okazją, by poznać oryginalny styl autora Władcy Pierścieni. Oczywistym jest jednak, że Wydawnictwo Zysk wygrało chyba w moim tegorocznym top najpiękniejszych wydań książek, jakie przeczytałam, i to bez dwóch zdań.


Przy tej książce będą świetnie bawić się zarówno dorośli, jak i dzieci. Nie będę ukrywać, osiemnaście lat mam dawno za sobą, a i tak miałam mnóstwo radości z poznawania tej ciepłej, przepełnionej uśmiechem i absurdalnym humorem historii. A gdy na jej kartach został wspomniany niejaki Dziadunio Gamgee, mój pisk było chyba słychać na drugim końcu miasta. Nieważne, czy Tolkien pisze dla dzieci, czy dla dorosłych – jego opowieści z chęcią poznają zarówno jedni, jak i drudzy, i pozostaną one w nich na zawsze. To prawdziwy Mistrz Pióra, którego, jestem o tym święcie przekonana, będą czytać także kolejne pokolenia, za każdym razem odkrywając coś nowego i fascynującego w jego twórczości.


Pięć na pięć żołędzi
Tytuł: Pan Błysk

Tytuł oryginału: Mr. Bliss

Autor: J. R. R. Tolkien

Tłumaczenie: Paulina Braiter

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 192

Data premiery: 19.11.2024

ISBN: 9788383354057
Pan Błysk - J. R. R. Tolkien

Recenzja powstała przy współpracy z wydawnictwem:

Zysk i S-ka

Komentarze