Oleandrowy miecz – Tasha Suri

Jak głosi słynne powiedzenie, rewolucja zjada własne dzieci. Właśnie tak wygląda życie Malini i Priji. Jedna sięga po władzę, a jako podstawę swojego władania przyjmuje proroctwo bezimiennego boga. Druga natomiast próbuje oswobodzić swój kraj spod jarzma cesarskiego panowania, a to oznacza konflikt nie tylko z cesarzową, ale też z istotami, o których czytano do tej pory tylko w legendach.

Oleandrowy miecz - Tasha Suri

Ta książka to istne czary. Pióro Tashy Suri porywa czytelnika już od pierwszego zdania. Jest magicznie, klimat stworzony przez autorkę pozwala całkowicie zatopić się w lekturze. Z jednej strony czujemy tę gęstą, duszną atmosferę Ahiranji, pełną mitów i legend, które nabierają w niej fizyczności i stają się rzeczywistością. Natomiast z drugiej strony prześladuje nas palący boski ogień i słońce pustyni, jej suche powietrze i wszechobecne gorąco. Wojna jest opisana szczerze, autorka nie unika brutalnych opisów. A przedstawienie wydarzeń w Ahiranji aż jeży włos na karku atmosferą niepokoju i lęku, która panuje w tym kraju. Niełatwo mnie przestraszyć, ale w tym przypadku siedziałam cała spięta i aż bałam się czytać, co wydarzy się dalej. Oleandrowy miecz jako drugi tom serii Płonące Królestwa, znakomicie kontynuuje wątki przerwane na koniec Jaśminowego tronu, czyli tomu pierwszego. Obracamy się wśród znanych nam już bohaterów, ale Tasha Suri nie poprzestaje tylko na tym, wprowadza na scenę także nowe postaci, które są świetnym uzupełnieniem tych głównych i sprawiają, że ta historia staje się jeszcze ciekawsza, bardziej żywa. A fabuła jest aż gęsta od politycznych spisków i intryg – nikomu nie można ufać, na nikim polegać, a każdy może się w chwili próby okazać wrogiem, a nie przyjacielem.

Doświadczenie nauczyło ją, że najbardziej udane bitwy wygrywa się słowami. Starannie dobrane sformułowania mogą być niczym nóż: groźne, obiecujące, raniące.

Relacja dwóch głównych bohaterek łamie czytelnikowi serce. Malini i Prija, cesarzowa i niegdysiejsze świątynne dziecko, teraz trzykrotnie zrodzona w bezkresnych wodach. Każda z nich ma inny cel, wykluczający się z celem tej drugiej, a jednocześnie ich losy są nierozerwalnie splecione i jedna nie może żyć bez drugiej. Obserwujemy rozkwit ich uczucia, czego zalążek mieliśmy już w pierwszym tomie, ale ten romans, na szczęście, nie dominuje fabuły. Jednak w trakcie jego rozwoju zastanawiamy się, jak to się skończy i nie mamy raczej dobrych przeczuć. Malini, jako cesarzowa w świecie zdominowanym przez mężczyzn, nie cofnie się przed niczym, by utrzymać władzę, a w imię tego chciwego bóstwa jest w stanie poświęcić to, co najważniejsze w życiu – miłość i rodzinę. Prija, gotowa poświęcić samą siebie w imię tej relacji, dopiero po czasie zaczyna rozumieć, że Malini jest skłonna ją zniszczyć, byleby nie dać się strącić z właśnie objętego tronu. Każda z nich podejmuje trudne decyzje, od których nie ma już odwrotu, ale najsmutniejszą postacią, najbardziej tragiczną w tej części historii jest Bhumika – to, na co się zdecydowała i w jakich okolicznościach to zrobiła, bez dwóch zdań sprawiło, że pękło mi serce i do tej pory, kiedy myślę o tej postaci, mam łzy w oczach.

Bitwa to nie tylko bilans życia i śmierci [...]. Cesarzowo, bitwa to opowieść zapisana krwią.

Wyraźnie widać inspirację Tashy Suri zarówno religiami Indii, jak i wyglądem hinduskiego społeczeństwa. Autorka pochodzi z pendżabskiej rodziny i często odwiedzała Indie w trakcie wakacji z rodzicami, co z całą pewnością wywarło wpływ na jej późniejszą twórczość. Cały system religijny w Ahiranji jest odbiciem hinduistycznych wierzeń. Jakszowie, którzy w mitologii indyjskiej są personifikacją sił przyrody, tutaj nabierają demonicznego wyrazu. Bezimienny bóg, którego przepowiednia uczyniła Malini cesarzową, to wpływ sikhizmu. Najbardziej jednak poruszyło mnie to, jak bardzo zdominowany przez mężczyzn jest ten świat. Kobieta nie ma w nim niemal żadnych praw, nie może stanowić sama o sobie, powinna zawsze podporządkowywać się decyzjom mężczyzny. Zarówno Prija, jak i Malini, i Bhumika, nie godzą się na to i postanawiają wziąć swój los we własne ręce. Z największym sprzeciwem mierzy się Malini – jej teoretyczni sprzymierzeńcy nie traktują swojej cesarzowej tak, jak traktowaliby cesarza, a gdy tylko noga jej się powinie, od razu zaczynają knuć za jej plecami. Niełatwo jest być kobietą w takim społeczeństwie, ale żadna z naszych bohaterek nie zamierza złożyć broni i bezwolnie podporządkować się męskiej woli.

Malini pomyślała o mocy opowieści - o tym, jak mogła rozprysnąć się na drzazgi i podciąć gardło własnemu twórcy. Opowieść o następcy tronu, który został kapłanem, o pierworodnym, wciąż miała większe znaczenie niż mit, który splotła wokół siebie z proroctwa, ognia i czystej ambicji.

Oleandrowy miecz to genialna kontynuacja pierwszego tomu. Przez całą książkę dzieje się mnóstwo, jesteśmy obserwatorami politycznych intryg, romansu, wojny, ale także chwili, gdy mity stają się rzeczywistością i to tak przerażającą, że mamy ochotę na powrót włożyć je w sferę bajek. Niestety, prawda jest okrutna, a jakszowie, chociaż mienią się wybawicielami Ahiranji, to są skłonni zgotować jej gorszy los niż dopiero co obalony cesarz. Jestem bardzo ciekawa, co też autorka szykuje dla nas w tomie trzecim, zamykającym tę opowieść i mam nadzieję, że już niedługo się tego dowiemy.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Oleandrowy miecz Tashy Suri.


Pięć na pięć żołędzi

Tytuł: Oleandrowy miecz

Tytuł oryginału: The Oleander Sword

Autor: Tasha Suri

Tłumaczenie: Piotr Kucharski

Cykl: Płonące Królestwa, tom II

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 645

Data premiery: 17.11.2023

ISBN: 9788379649723

Oleandrowy miecz - Tasha Suri

Recenzja powstała przy współpracy z wydawnictwem:

Fabryka Słów

Komentarze

  1. Raczej nie dla mnie, ale na pewno znajdzie swoich zwolenników :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz