Jaśminowy Tron – Tasha Suri
W fantastyce europejskiej od dawien dawna triumfy święci średniowiecze jako epoka, w której autorzy osadzają swoje fabuły. Ostatnio do mainstreamu przebiła się też słowiańskość – czas niby ten sam, ale całkowicie inne realia kulturalne. Na szczęście żyjemy w epoce globalizmu, w której docierają do nas również powieści z całkowicie odmiennych kręgów kulturowych. Tak zrobiła powieść Tashy Suri, pierwszy tom serii Płonące Królestwa, czyli Jaśminowy Tron.
Autorka zabiera nas w podróż po magicznym świecie, którego realia przypominają dawne Indie. Historia porywa niemal od pierwszych stron, ba! od pierwszych zdań. Śledzimy życie Prii, ubogiej służącej żony regenta Cesarstwa Paridźatdwipy. Niby zwykła dziewczyna zajmuje się tak prozaicznymi rzeczami, jak zakupy, gotowanie i sprzątanie, ale od samego początku wyczuwamy w niej coś tajemniczego, wręcz magicznego. Stopniowo poznajemy jej przeszłość, towarzysząc naszej bohaterce w teraźniejszości, w trakcie której poznaje siostrę cesarza, Malini. Losy tych dwóch kobiet splatają się nierozłącznie, a obie mają jeden cel – obalić Ćandrę, cesarza Paridźatdwipy.
Nikt nie idzie na wojnę za poetów i kurwy.
Wszystko w tej powieści aż tchnie bogactwem Orientu i od pierwszej linijki czuć, że Tasha Suri, chociaż sama urodziła się w Wielkiej Brytanii, to pełnymi garściami czerpie z kultury i realiów ojczyzny jej rodziców. Te kolory, atmosfera, przepych i bogactwo! Czytając o pobycie Prii na bazarze, wręcz się czuje zapachy przypraw Dalekiego Wschodu, jak kurkuma, kmin czy kardamon. Stroje elity cesarstwa wprost kapią od złota i klejnotów. Dla kontrastu mamy przedstawioną miejską biedotę, która ledwo wiąże koniec z końcem, a na dodatek jest prześladowana przez klątwę prowadzącą do zdrewnienia ciała (ot, sprawiedliwość świata, bo butwienie dotyka również tych szlachetnie urodzonych). To z jednej strony piękny i wspaniały świat, a z drugiej pokazuje on swoje ponure, surowe oblicze.
Prawda nie stanowi groźby.
Jaśminowy Tron to opowieść o kobietach, które w świecie rządzonym przez mężczyzn próbują wziąć stery swojego losu we własne ręce i wywalczyć w zmieniającej się rzeczywistości należne im miejsce. To silne osobowości, które kształtują się w trakcie fabuły. Szczerze przyznaję, że początkowo Prija denerwowała mnie swoim zachowaniem i niezdecydowaniem; ustawicznie uciekała przed przeszłością, a jednocześnie pragnęła ją poznać i zmierzyć się z nią. Dużo bardziej stanowcza pod tym względem była Malini, która miała od samego początku jasno określony cel w swoim życiu, potrzebowała tylko sprzymierzeńców i dogodnych okoliczności, by rozpocząć jego wypełnianie. Obok tych dwóch głównych bohaterek jest jeszcze Bhumika, żona regenta, która po cichu próbuje ułatwić życie przynajmniej niektórym mieszkańcom swojej okupowanej ojczyzny. To trio ma jeden cel, ale dąży do niego innymi sposobami i przez to niejednokrotnie ścierają się na tej drodze, na której staną również buntownicy, którzy chcą oswobodzić Ahiranję spod władzy Paridźatdwipy.
Będą musieli zachowywać się brutalnie. Będą musieli palić i patroszyć Ahiranję, zabić swoich, żeby zniszczyć cesarstwo. Nie da się czysto pielić chwastów. Rozpocznie się wojna, na skutek której całe pola zbóż ogarnie ogień i po której zostanie jedynie popiół i głód.
System magiczny jest tu zaiste intrygujący i czerpie pełnymi garściami z hinduizmu. Świątynne dzieci, które po przejściu przez wody w świątyni Hirany zdobywają umiejętności nie z tej ziemi, jako jedno- dwu- lub trzykrotnie zrodzone, co od razu skojarzyło mi się z rytualnym oczyszczaniem w Gangesie. Do tego jakszowie, również pochodzący z mitologii indyjskiej i uznawane za duchy lasów i gór. To powiew świeżości w fantastyce i bardzo mi się spodobało. Mam tylko nadzieję, że w kolejnych tomach zostaną wyjaśnione pewne tajemnice, które do tej pory utrzymała autorka, a które dotyczą przeszłości Ahiranji i Paridźatdwipy oraz naszych bohaterek.
Tak uczono nas siły, byśmy mogli przetrwać i rządzić. Ból może być troskliwym nauczycielem. Duchy mi świadkiem, że mi go nie brakowało.
Tasha Suri snuje lekkim piórem opowieść o feminizmie, o zmianie własnego losu, nie boi się też poruszyć wątków LGBT. Są one jednak tak subtelnie zarysowane, romans rodzi się stopniowo i na przestrzeni dość długiego czasu, że nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze książki. Cóż mogę powiedzieć – czekam na drugi tom, w którym zapewne świat spłonie, a potem narodzi się na nowo, inny, niż był do tej pory znany w Cesarstwie Paridźatdwipy.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Jaśminowy Tron Tashy Suri.
Komentarze
Prześlij komentarz