Znak i omen – Marah Woolf

Co byście zrobili, gdyby wszystko, w co wierzyliście, okazało się jednym wielkim kłamstwem? Gdyby najbliższa i uważana za jedyną żyjącą osoba z rodziny stała się waszym wrogiem numer jeden? Przed takimi pytaniami staje dwudziestoletnia Valea, której życie niespodziewanie wywraca się do góry nogami, nie tylko dzięki spotkaniu pewnego przystojniaka.

Znak i omen - Marah Woolf

W obskurnej, niewielkiej gospodzie w stolicy królestwa ludzi, Muntenii, poznajemy Valeę, naszą główną bohaterkę, a jednocześnie narratorkę całej powieści. I  teoretycznie dorosłą dziewczynę, niestety o umyśle piętnastolatki. Valea jest tak naiwna i po prostu beznadziejnie głupia, że ręce opadają. Nie przyjmuje do wiadomości faktów, nie akceptuje tego, co ją spotyka, i nie pozwala większości wydarzeń się do swojej świadomości. Jasne, dwadzieścia kilka lat żyła w świecie ludzi, odcięta od pobratymców i osób, które tak jak ona, są obdarzone magią, ale, na litość wszystkich bogów, chyba dziewczyna ma mózg i oczy, umie myśleć i patrzeć? Cóż, na pewno nie Valea. A już, szczególnie gdy w jej pobliżu pojawia się niejaki Nikolai, ciemnowłosy, bladolicy przystojniak, z którym oczywiście nasza główna bohaterka już kilka godzin po poznaniu się ląduje w łóżku. Ja nie wiem, może ze swoimi trzydziestoma i pięcioma latami na karku stara jestem, ale jak dla mnie to było tak słabe, że witki mi opadły. Facet na horyzoncie i Valei mózg ucieka jakieś pół metra niżej, między uda, i tam się zatrzymuje. Cały wątek romansowy był zbudowany w mojej opinii na chybcika i bez jakiegokolwiek uzasadnienia: pojawił się przystojniak i bęc! Valea zakochana. Logiki zero, rozumu też zabrakło. Rzadko mi się zdarza, żebym od samego początku modliła się o zgon głównej bohaterki, ale to była właśnie jedna z tych książek. Tak brak pomyślunku Valei, jej naiwność i zwyczajna, ludzka głupota działały mi na nerwy. Po głębszym namyśle dochodzę do wniosku, że mogła tu jednak zawinić perspektywa pierwszoosobowa, w której pisana jest książka. Niestety, tego typu fabułę trzeba umieć pisać i tutaj wyraźnie zabrakło autorce umiejętności.

Ludzie nie rozumieją, że przede wszystkim sami odpowiadają za swoje szczęście.

Jeśli spodziewacie się w tej powieści akcji, to cóż... Uzbrójcie się w cierpliwość, bo więcej zaczyna się dziać na ostatnich stu stronach. Całość ma ich trochę ponad pięćset, więc tylko najwytrwalsi zostaną nagrodzeni. Większość historii ma miejsce w szkole, gdzie wszystkie rasy zamieszkujące ten świat i toczące między sobą niegdyś wojnę spotykają się w całkowicie pokojowych warunkach. Autorka zajmuje się bardziej tworzeniem relacji i zastawianiem pułapek na czytelnika na zasadzie: kto okaże się zdrajcą, kto przyjacielem. Bardzo brakowało mi tutaj czegoś więcej, większego napięcia i akcji. Sama fabuła jest bardzo przewidywalna i Marah Woolf mnie właściwie niczym nie zaskoczyła. Jej rozwój, to, kto się kim okazuje być i jak całość zaczyna się toczyć – cóż, wszystko to przewidywałam sporo do przodu i potem tylko kiwałam głową ze znudzeniem. Podrzucane głównej bohaterce podpowiedzi są tak łopatologiczne, a plot twisty tak bardzo na siłę, że nie dowierzałam, jak można aż tak podawać wszystko na tacy. Aczkolwiek za plus uznaję stworzenie świata opartego o trzy magiczne rasy: strzygi, czarownice i wiccan. Szczególnie ta trzecia grupa była dla mnie sporym zaskoczeniem, bo nie widziałam do tej pory książek z tego typu bohaterami. Marah Woolf umiejętnie wplotła w fabułę elementy wiccańskie i nawiązania do tego systemu wierzeń, aczkolwiek chciałoby się tego więcej. Sama kreacja świata przedstawionego też jest interesująca: po wojnie ludzkie królestwo zostało oddzielone od świata magicznego pilnie strzeżonym murem, a magia w Muntenii została całkowicie zakazana. Z opowieści bohaterów dowiadujemy się, że strzygi, wiccanie i czarownice toczyli ze sobą wojny, że magia nie jest niczym, czego nie można utracić, a ich świat stoi na krawędzi kolejnego konfliktu, który może ich całkowicie pogrążyć. Także, jeśli mam znaleźć jakieś zalety tej powieści to tak, właśnie tak się one przedstawiają.

Tylko my sami odpowiadamy za swoje szczęścia. Żadna inna osoba nie ma takiej siły, żeby uczynić nas szczęśliwymi, niezależnie od tego, czy jest obdarzona magią, czy nie.

Miałam ochotę po stu stronach rżnąć tę książkę w kąt, ale wytrwałam i to jest drugi plus. Sama nie wiem, czy sięgnę po kolejny tom. Na dzisiaj bardzo w to powątpiewam, ale nie mówię stanowczego nie. Raczej na pewno nie zdecyduję się na zapoznanie się z innymi tytułami Marah Woolf. Najwyraźniej książki tej autorki po prostu nie są dla mnie i to całkowicie normalna sprawa. Natomiast jeśli lubicie tak obecnie popularne romantasy i nie przeszkadza wam powoli rozwijająca się akcja, to Znak i omen powinny się wam spodobać.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Znak i omen Marah Woolf.


Dwa na pięć żołędzi
Tytuł: Znak i omen

Tytuł oryginału: Zeichen und Omen

Autor: Marah Woolf

Tłumaczenie: Agata Teperek

Cykl: Wiccańskie Credo, tom I

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 512

Data premiery: 07.02.2024

ISBN: 9788382663518

Znak i omen - Marah Woolf

Recenzja powstała dzięki udziałowi w book tourze organizowanym przez:

Książeczkowy Potwór

Komentarze