Diuna – Frank Herbert

Na świecie są takie książki, które zapadają nam na długi czas w pamięć. Takie, które zostają z nami niemal na zawsze i po które chętnie byśmy sięgnęli po raz kolejny, chociaż ledwo skończyliśmy je czytać. Właśnie tak czułam się, gdy czytałam Diunę Franka Herberta, powieść, która porusza mnóstwo tematów i nic a nic się nie zestarzała od czasu, gdy została napisana w 1965 roku.

Recenzja pierwszego tomu Kronik Diuny pod tytułem Diuna Franka Herberta.
Tytułowa Diuna to planeta Arrakis. Tylko na niej można znaleźć melanż – niesamowitą substancję, która wydłuża życie i pozwala na podróże poza świadomością. Panowanie nad planetą po Harkonnenach przejmuje ród Atrydów. Jest to jednak tylko pozór, bo sprzymierzone armie Harkonnenów i Padyszacha Imperatora atakują zdradziecko Arrakis. Efektem tej zdrady jest śmierć księcia Leto Atrydy, powrót Diuny w ręce Harkonnenów i ucieczka dziedzica rodu, młodego Paula Atrydy, wraz z matką, Lady Jessica, na pustynię. Coraz gęstsza sieć powiązań i spisków zaciska się wobec księcia, który zamierza pomścić swego ojca i odzyskać utracone dziedzictwo...

Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło.

W tej powieści jest wszystko, czego mógłby czytelnik zapragnąć. Są pościgi, walki, spiski, polityczne intrygi... Mamy świat przyszłości, w którym nie ma robotów, zakazanych po wielu krwawych wojnach, a użycie broni atomowej równa się zlikwidowaniu planety. Mimo tego, że książka powstała w latach 60. XX wieku, to wizje kolejnych lat rozwoju naszego społeczeństwa i jego ekspansji w kosmos nic a nic się nie zestarzały. Wręcz przeciwnie – są tak samo aktualne, jak w czasie, gdy Herbert pisał swoją powieść. Świat przedstawiony wręcz onieśmiela czytelnika swoim rozmachem, a jednocześnie znakomitą wprost spójnością. Wszystko ma tu swoje logiczne uzasadnienie, nie jest oderwane od rzeczywistości i jest wysoce prawdopodobne. Ten rozmach, ta epickość na myśl przywodzi bez dwóch zdań tolkienowskie Śródziemie i to, jak profesor z Oksfordu stworzył swoje uniwersum. Zarówno świat Diuny, jak i świat Tolkiena są przepełnione drobiazgowymi szczegółami, które zespalają każdy z nich w jedną całość.

Kiedy usiłujemy ukryć nasze najskrytsze uczucia, zdradzamy się całym sobą.

Mimo tego, że w powieści jest naprawdę sporo akcji, to nie czyta się jej łatwo. Autor często odbiega od głównej osi wydarzeń, wdając się w mnogie dygresje dotyczące wielu tematów. Porusza takie tematy jak ekologia, kształtowanie się świadomości narodowej, religia, problematyka eugeniki... Nie da się zaprzeczyć, że właściwie nie ma tutaj nawet jednej strony, żeby Frank Herbert nie raczył czytelnika swoimi rozważaniami o tych kwestiach, wkładając je w usta bohaterów. Ilość tych problemów sprawia, że czytelnik wielokrotnie odkłada książkę, by spokojnie je przemyśleć i dopiero potem może wrócić do lektury. Trzeba jednak przyznać, że dzięki temu ta powieść nabiera wielowymiarowości i oderwanie się od niej zaczyna niemal graniczyć z cudem.

Szukaj swobody, a staniesz się niewolnikiem swoich pragnień. Szukaj dyscypliny, a znajdziesz wolność.

Fabuła w Diunie skupia się głównie na losach młodego Paula Atrydy, który jest efektem eugenicznego projektu zakonu Bene Gesserit, który chce wyhodować mesjasza, Kwisatz Haderach, i to jest sensem ich istnienia. Obserwujemy stopniowo rozwój tego młodego człowieka – od jeszcze mentalnie chłopca, wychowywanego na dziedzica rodu Atrydów, aż do stania się mężczyzną, Jeźdźcem Czerwia, prawdziwym synem swojego ojca. Śmierć ojca, ucieczka na pustynię, gdzie można znaleźć przyprawę, spiski, które toczą się na dworze Padyszacha Imperatora, a jednocześnie przeznaczenie, które idzie krok w krok za młodym Atrydą, kształtują go jako mężczyznę. Oprócz Paula spotykamy na kartach książki również jego matkę, członkinię Bene Gesserit, Lady Jessicę, która jednocześnie chce podążać ścieżką wyznaczoną jej przez zakon, a z drugiej strony obserwuje, jak syn wymyka się spod jej władzy i staje się całkowicie niezależny. Nie sposób tutaj wymienić wszystkich bohaterów: odważnego Duncana Idaho, gotowego poświęcić własne życie, by ratować ród Atrydów; sprytnego jak lis Thufira Hawata, będącego uszami i oczami księcia Leto; Barona Harkonnena, który chce zlikwidować cały ród Atrydów i zdobyć na powrót władzę na Arrakis, by czerpać zyski ze sprzedaży melanżu. Ich losy splatają się w tak skomplikowany wzór, który czytelnik śledzi z wypiekami na twarzy.

Każda przebyta do końca droga prowadzi dokładnie donikąd. Wdrap się na górę tylko tyle, by sprawdzić, że jest górą. Nie zobaczysz góry z jej szczytu.

Pierwszy tom Diuny to genialne wprowadzenie do całego uniwersum, pozostawiające czytelnika z ogromną chęcią, by sięgnąć jak najszybciej po kolejne części tej historii. Nie jestem wielką miłośniczką science-fiction, ale ta powieść wciągnęła mnie bezgranicznie i sprawiła, że na długie godziny oderwałam się od rzeczywistości, przewracając kolejne strony z wypiekami na twarzy. Diuna to stanowczo klasyk gatunku i historia, którą każdy fan tego typu powieści powinien poznać.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Diuna Franka Herberta.


Tytuł: Diuna

Tytuł oryginału: Dune

Autor: Frank Herbert

Tłumaczenie: Marek Marszał

Cykl: Kroniki Diuny, tom I

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Liczba stron: 670

Rok wydania: 2007
Recenzja pierwszego tomu Kronik Diuny pod tytułem Diuna Franka Herberta.

Komentarze

  1. fabuła tej książki zawiera sporo elementów, które lubię. Jestem więc na tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takich książek sporo, o których pamiętam. Tego cyklu niestety jeszcze nie miałam okazji poznać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz