Natura nie wybacza – recenzja "Przedwiecznego zewu" Andrzej Wardziaka

Otrzymaliśmy od Natury mnóstwo – całą Ziemię. I obecny kryzys klimatyczny, o którym tyle się mówi, pokazuje jasno, że nie potrafiliśmy tego uszanować i docenić tego ogromnego daru. Jednak czy kiedykolwiek, chociażby przemknęło nam przez głowę, co by się stało, gdyby Natura zbuntowała się przeciwko takiemu wykorzystywaniu i postanowiła ukarać gatunek homo sapiens?

Lena Piskorczyk to dumna, dwudziestokilkuletnia córka profesor Katarzyny Piskorczyk. Jej matce udaje się w końcu spełnić wieloletnie marzenie – otrzymuje zgodę na wejście na najwyższy szczyt Bhutanu, niezdobyty siedmiotysięcznik, Gangkhar Puensum. Władze Bhutanu zakazały wędrówek na tę górę ze względu na poszanowanie dla lokalnych wierzeń. Okazuje się jednak, że ta zgoda to nie zasługa jej wiedzy czy zdolności, ale nieznanego jej bliżej doktora Rittnera, który zorganizował całą tę wyprawę, w skład której oprócz pani profesor wchodzą również specjaliści z zakresu innych nauk, alpiniści i grotołaz. Gdy cała ekipa wspina się na niezdobytą górę, Lena jest świadkiem, jak na całym świecie zwierzęta dziwnie się zachowują – atakują ludzi, mordują ich, zachowują się nadzwyczaj inteligentnie. Czy lawina na szczycie Gangkhar Puensum i odkryta przez nią nieznana jaskinia oraz niespotykane do tej pory zachowanie zwierząt mają wspólny mianownik?

Jeden gatunek nie może dominować na całej planecie, nie może narzucać wszystkim swojej bezmyślnej, destrukcyjnej woli.

Właśnie takie książki lubię! Przedwieczny zew od pierwszej strony trzyma w napięciu i nie odpuszcza do samego końca. Znakomicie napisana powieść akcji w klimatach postapokaliptycznych – fabuła pędzi już od pierwszych stron i rozwija się nieustannie. Czytelnik nie ma nawet chwili na złapanie oddechu, czuje tak samo niepokój, jak bohaterowie, przy lekturze siedzi cały spięty i nie raz, nie dwa ogląda się przez ramię. Pod tym względem absolutnie nic nie można zarzucić tej książce, a 500 stron, które zajmuje, przewraca się same.

Czy człowiek, wiedząc, że umiera, może czuć się spełniony, czy może raczej przepełniony poczuciem niesprawiedliwości z racji braku możliwości dokończenia setek spraw, które wydawały się tak ekstremalnie ważne... a tak naprawdę nie znaczyły zupełnie nic?

Nie dość, że powieść jest wypełniona akcją, to jeszcze daje dużo do myślenia, a to jest połączenie idealne. Wielu ludzi ma psa, kota, chomika, niektórzy hodują węże czy pająki albo jaszczurki. Jednak czy kiedykolwiek zastanawiali się, co by było, gdyby te zwierzaki postanowiły odwdzięczyć się nam za ich złe traktowanie? Za to, że trzymamy je w zoo albo cyrku, tresujemy, uważamy się za najlepszy gatunek na Ziemi? Co by się stało, gdyby Matka Natura zdecydowała, że ludzie to jeden wielki, ropiejący wrzód na powierzchni naszej planety i należy się go pozbyć. Bo jest nas za dużo, bo nie dbamy o środowisko naturalne – plastik jest obecny wszędzie, nawet w opadach czy powietrzu naukowcy znajdują jego mikrocząsteczki; smog to zjawisko już tak normalne w naszych czasach, że wręcz na niego nie reagujemy. Nie mamy już wojen (dzięki Bogu!) takich, jak pierwsza czy druga wojna światowa, które w pewien sposób „regulowały” naszą liczebność. Zabijamy zwierzęta dla zabawy lub dla zysku, doprowadzając do wyginięcia kolejnych gatunków, kupujemy za dużo (nie tylko jedzenia, ale też przedmiotów), napędzani ciągłymi reklamami i chęcią posiadania. I za to wszystko prędzej czy później przyjdzie nam zapłacić – kryzys klimatyczny jest faktem, czy komuś to się podoba, czy nie, wielkie wymieranie gatunków przybrało na sile i na tempie. Andrzej Wardziak przedstawia nam wizję świata, w którym Matka Natura postanawia ukarać ludzi za to, jak zniszczyli planetę, która miała być ich domem, którą mieli szanować. I robi to bezlitośnie, bez chwili wahania, prowadząc swoją misję nieubłaganie i eksterminując ludzkość na masową skalę. I, bądźmy szczerzy, w dużej mierze sobie na to zasłużyliśmy.

Wystarczyło parę miesięcy, aby natura wyselekcjonowała i odrzuciła najsłabsze osobniki, pozostawiając przy życiu tylko te najsilniejsze.

Fabuła powieści biegnie dwutorowo – z jednej strony mamy Lenę i jej przyjaciółkę Kryśkę żyjące w Polsce, w której również zwierzęta oszalały. Z drugiej mamy Katarzynę Piskorczyk, a potem Chrisa i Sarę, dwójkę znakomitych górskich wspinaczy, którzy wyruszają na wyprawę do Bhutanu i jako jedyni z całej ekipy uchodzą z życiem po przebudzeniu Matki. Ich losy prowadzą do jednego, wspólnego punktu – pokonania przebudzonego demona i uratowania jak najwięcej ludzkich istnień za wszelką cenę. Wykazują się przy tym ogromną desperacją i wytrwałością, nie poddają się, chociaż miewają chwile zwątpienia. W dodatku w tle jest jeszcze doktor Rittner – nie do końca wiadomo, niestety, co go napędza i do czego dąży (autor pozostawił to domysłom czytelników), ale od pewnego momentu wydaje się dość oczywiste, że nie ma on dobrych intencji. I jest jeszcze bliżej nieokreślony Zakon, który już wiele lat temu uwięził Matkę w głębinach Gankhar Puensum, chroniąc przed boginią ludzkość. Wprowadzenie Rittnera i tej dziwnej organizacji dodaje napięcia całej fabule i wprowadza atmosferę thrillera (trochę to przypomina powieści Dana Browna albo Clive'a Cusslera).

Nie wiedziała, czy czas leczy rany, czy po prostu przyzwyczaja człowieka do cierpienia. Może robi i jedno, i drugie. A może nie ma pomiędzy tym i tamtym żadnej różnicy.

By podsumować to wszystko, mogę powiedzieć krótko – polecam gorąco. Przedwieczny zew to książka, która spodoba się fanom powieści pełnych akcji. Czyta się ją naprawdę szybko i nie sposób się od niej oderwać, a w dodatku podjęty w niej temat daje sporo materiału do przemyśleń. Jedynym zarzutem, jaki można wobec niej mieć, to może mało satysfakcjonujące zakończenie, jednak można na to przymknąć oko i cieszyć się sporą dawką rozrywki i dobrej zabawy przy lekturze.



Tytuł: Przedwieczny zew

Autor: Andrzej Wardziak

Wydawnictwo: WarBook

Liczba stron: 512

Rok wydania: 2020


Recenzja powstała dla portalu:

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:

Komentarze

  1. kusiła mnie ta książka, ale jakoś zabrakło na nią czasu, teraz żałuję, bo po przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że dobrze bym się bawiła :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz nie mam ochoty na takie książki, ale kiedyś chętnie przeczytam :D

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Po opisie już wiem, że to zdecydowanie coś dla mnie. Prawdopodobnie będę po stronie Matki Natury, bo uważam gatunek ludzki za destrukcyjny dla nas samych i dla wszystkiego wokół, ale bardzo chętnie zobaczę próby ratowania ludzkości. Dzięki za polecenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie tylko, czy ludzkość zasługuje na ten ratunek, może lepiej, gdyby jej nie było. ;)

      Usuń
  4. Książka ma ciekawą fabułę. Czytając jej opis miałam deszcze. Realność tej powieści uderza. Bardzo chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak strasznie, bardzo, okropnie chcę ją przeczytać! A u mnie w hurtowni biblioteki nie ma, żeby kupić! Grrrr!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytuł będę miała na uwadze, lubię, kiedy scenariusz zdarzeń wypełniają dynamiczne rytmy akcji. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy pomysł na fabułę,lubię takie klimaty. Twoja recenzja sprawiła,że aż nie mogę się doczekać momentu,w którym ta książka trafi w moje ręce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznaję, że mocno zaciekawiłaś mnie tą książką. Chyba muszę jej poszukać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię książki, w których akcja biegnie dwutorowo, ale na tę jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie tak! Dzisiaj mąż pytał czy mam już świąteczne marzenia... Teraz już wiem co chce dostać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawa książka i recenzja, warto przeczytać, bo góry to dla mnie raczej z daleka na nie patrzę :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz