"Śmierć jednakże była zarówno jej klątwą, jak i jej darem, a do tego dobrą przyjaciółką od wielu, wielu lat." - recenzja "Korony w mroku" Sarah J. Maas


Niektóre serie mają to do siebie, że mimo tego, że nam się podobają, to jednak nie mamy ochoty do nich wracać ze względu na np. bohaterów. Nie będę ukrywać, że mam tak z serią Szklany tron – niby podoba mi się, bo pomysły i fabuła ciekawe, ale bohaterowie są tak słabo prowadzeni, że do tej pory mam do niej mieszane uczucia (o czym możecie przekonać się sami tu i tu), a to już drugi tom (w sumie to trzeci, jeśli doliczyć Zabójczynię). Ale skoro już klamka zapadła, że przeczytam całość, to zobaczmy, czy Korona w mroku dalej była dla mnie tylko połowicznym sukcesem.

Celaena Sardothien zdobyła tytuł Królewskiej Zabójczyni, co daje jej względną wolność i, z całą pewnością, przedłużony żywot. Jednak służba na dworze nie jest tak różowa, jakby się mogło wydawać, szczególnie wtedy, gdy jest się podwładną swojego największego wroga. A już w ogóle ma się przechlapane, jak wykazuje się zdolności magiczne, wszak w Adarlanie magia została całkowicie zabroniona i zniknęła z tego rejonu świata. Celaena jednak stara się wypełniać rozkazy króla ze szklanego zamku, chociaż te coraz bardziej komplikują jej życie, a jednocześnie kryć się ze swoimi uczuciami i rosnącymi stopniowo zdolnościami magicznymi. Wciąż też usiłuje zdecydować się na jednego z mężczyzn idealnych, jakich życie postawiło jej na drodze – Chaol czy Dorian? Dorian czy Chaol? Nie może też zapomnieć o prześladujących ją niebezpiecznych siłach z mrocznego wymiaru, które chcą ją zlikwidować, a jakby problemów było mało, to Dorian, następca tronu, też wykazuje się pewnymi wystawiającymi go na niebezpieczeństwo w tym świecie zdolnościami.
Jak widać książka po raz kolejny jest napakowana wartką akcją, a problemy przed Celaeną mnożą się jak najęte. Co nie zmienia faktu, że wciąż pozostaje ona klasyczną Mary Sue i z każdych opresji prędzej czy później wychodzi cało. Nie wspominając o tym, że dalej jest tak samo rozwydrzoną i egoistyczną nastolatką, jak wcześniej, chociaż, muszę to niechętnie przyznać, pod koniec książki nieco dorośleje na skutek wiedzy, jaką nabywa o swoim pochodzeniu. W Sardothien przeszkadza też to, że niby ma traumę z dzieciństwa, która zaważyła na całym jej życiu i wywróciła je do góry nogami, ale w zasadzie przypomina sobie o niej wtedy, kiedy ją na to wena twórcza najdzie. Tak, jakby autorka dalej nie miała pomysłu, jak ten wątek wcisnąć w całą tę historię.
Znowu muszę ponarzekać na trójkąt miłosny. Rany boskie, to się będzie tak ciągnęło przez wszystkie tomy, czy wreszcie zabójczyni zdecyduje się na jednego? Niby w tym tomie w końcu się zadeklarowała, ale potem i tak wszystko się sypie i wracamy do punktu wyjścia. Wybaczcie szczerość, ale odniosłam wrażenie, że Celaena cierpi na coś, co moja znajoma określiła kiedyś „syndromem niedopchnięcia” - nagle, jak znalazła sobie partnera i skonsumowali ten związek, to zrobiła się jakaś znośniejsza i bardziej myśląca, jakby burza hormonów jej się uspokoiła. Naprawdę, Maas, musiałaś to tak rozwiązać?
Ależ pomarudziłam tym razem. Żeby jednak nie było, że ten tom jest taki całkiem zły, to muszę przyznać, że sam pomysł na fabułę i na zwroty akcji jest pierwsza klasa. Czyli tak, jak w poprzednim tomie serii i, mam nadzieję, kolejnych. Maas wie, jak prowadzić fabułę, żeby zaskoczyć czytelnika – nie udało jej się mnie zdziwić tylko przy zakończeniu, które było tak łatwe do przewidzenia i sztampowe, że stanowiło ogromny zgrzyt w całości. No, ale nie można w końcu mieć wszystkiego prawda? Ten dysonans wynagradza cała reszta powieści, w której pojawiają się raz po raz kolejne pałacowe intrygi, coraz więcej magii i tak do końca nie wiadomo, komu można w pełni zaufać, a komu nie...
Podsumowując, wciąż jestem w ocenie Szklanego tronu rozdarta pół na pół – z jednej strony podoba mi się fabuła, wartka akcja i przemyślane uniwersum, z drugiej główna bohaterka i jej dwaj lowelasi doprowadzają mnie regularnie do rozpaczy i szału (Chaol chyba najmniej z tej trójki). Ale nie bójcie się – jestem wytrwała i trzeci tom, Dziedzictwo ognia, już czeka na mojej półce hańby, żeby go przeczytać. A więc, Celaeno, która z nas wytrzyma dłużej? :)




Tytuł: Korona w mroku

Autor: Sarah J. Maas

Cykl: Szklany Tron, tom III

Wydawnictwo: Uroboros

Liczba stron: 495

Rok wydania: 2014

Komentarze

  1. Muszę nadrobić w końcu książki tej autorki :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia i oby Tobie spodobały się bardziej, niż mi :D

      Usuń
  2. U mnie nadal czeka na swoją kolej na półce :)

    Uściski!
    rozchelstanaowca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe jak ja bym odebrała tą książkę, bo mnie zaciekawiła recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiam się czy tylko u mnie jest coś nie tak, bo przeczytałam pierwszy tom, zakochałam się, ale jakoś nie mam ochoty czytać dalej. Od tej serii zdecydowanie wolę dwory i może przez to się zraziłam? Mimo to chciałabym przeczytać do końca tę serię, ale poczekam aż zostanie wydana do końca.
    Buziaki :*
    Fantastic books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dworów nie czytałam, po tej serii, której i tak jeszcze nie skończyłam, chyba na jakiś czas zakończę swoją przygodę z Maas ^^"

      Usuń
  5. Dużo już czytałam o tej serii, a jednak wciąż nie mogę się do niej przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie, nie dla mnie - kiedyś na tę książkę zerkałam, ale kolejne recenzje, w tym Twoja, wypominające błędy w kreacji postaci, skutecznie mnie zniechęciły. Dla mnie nawet najlepszy pomysł i uniwersum nie obronią się, gdy bohaterowie będą... no, tacy. Dodatkowo mam alergię na trójkąty miłosne, więc lepiej nie ryzykować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, widać po Maas, że ma jeszcze sporo do dopracowania w swoim warsztacie. A akurat trójkąt miłosny jest położony jak dla mnie totalnie :/

      Usuń
  7. Czyli za sporym marketingiem nie idą umiejętności pisarskie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, nie idą... Marketing to jedno, a warsztat to drugie ;)

      Usuń
  8. Jestem bardzo do tyłu z tą serią... aż wstyd. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie utknęłam na 2. tomie, zobaczymy kiedy dalej ruszę :D

      Usuń
  9. Mam za sobą całą serię i muszę przyznać że mi się podobała ^^ co prawda wolę mroczniejsze klimaty ale autorka ma świetny styl pisania :) my-dream-is-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze sporo ma do nadrobienia Maas jeśli chodzi o jej warsztat literacki i kreowanie postaci w szczególności.

      Usuń
  10. Ja nie czytałam jeszcze żadnej z książek tej autorki i mam co raz bardziej mieszane odczucia co do tego, czy warto po nie sięgać. Nie wiem, czy bym się odnalazła 😏
    Pozdrawiam! włóczykija z Imponderabiliów literackich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja doszłam do wniosku, że raz kozie śmierć, będzie co ma być :D

      Usuń
  11. Po przeczytaniu recenzji wiem już, że po te książki nie sięgnę - mam jakiś uraz do tego typu prowadzenia postaci (i jeszcze ten trójkąt, to już chyba kombo) :-) Pozostaje mieć nadzieję, że trzeci tom nie rozczaruje aż tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli zmieni się chociaż odrobinę główna bohaterka i ten trójkąt miłosny pójdzie w odstawkę, to będzie dobrze ;)

      Usuń
  12. Dzięki za szczerą recenzję - upewniła mnie, że to nie jest seria i autorka dla mnie. Wolę książki, które skupiają się nie na problemach sercowych, ale raczej pokazują złożoność świata i ludzkiej natury. A ta się wyraźnie nie mieści w tej kategorii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten fatalny trójkąt miłosny psuje wszystko, że aż się niedobrze robi :/ Gdyby Maas skupiła się bardziej na fabule, zamiast na lataniu Celaeny między Dorianem a Chaolem, to wyszłoby to na lepsze całej serii.

      Usuń

Prześlij komentarz