Żółte ślepia – Marcin Mortka

Moda na słowiańskość trwa w najlepsze i na każdym rogu atakują nas książki związane z tą tematyką. Jednak mało który autor potrafi napisać tak zgrabną powieść fantastyczno-historyczną z wątkami słowiańskimi jak Marcin Mortka. I po raz kolejny dowiódł tego, tworząc Żółte ślepia.

Żółte ślepia - Marcin Mortka

Czy ja już wspominałam, że jestem psychofanką powieści tego autora? Jeśli nie, to właśnie to robię. Uwielbiam styl Marcina Mortki bez wyjątku, jednak tego, co zrobił w Żółtych ślepiach jak na razie nic nie przebiło w żadnej innej jego książce. Jest to chyba najpoważniejsza i najbardziej melancholijna powieść w dorobku Marcina Mortki, jeśli wezmę pod uwagę te tytuły, które już przeczytałam. Pisarz w swojej historii przedstawia tęsknotę za odchodzącym światem słowiańskich bóstw, demonów i zjaw; stopniowo, ale coraz bardziej ekspansywnie w ten świat Słowian wchodzi chrześcijaństwo, a wraz z nim ścinanie świętych dębów i rugowanie dawnej wiary. Autor nie opowiada się po żadnej ze stron, ale wyraźnie można wyczuć żal za dawną kulturą i smutek, że ta rewolucja kulturowo-obyczajowa wymazuje z kart historii naszą słowiańską przeszłość.

Ta nowa wiara jest tu nieznana. Ile wśród nas siedzi? Rok? Dwa? Ci zaś - wskazał sękatym palcem kierunek, w którym pognał wilkołak - włóczą się tu od tysięcy lat.

Nieodmiennie siłą powieści są bohaterowie. Medved to tajemniczy doradca księcia Bolka, który żyje samotnie w głuchym lesie i zaleca kniaziowi, jak ten ma radzić sobie z demonami starej wiary czy żercami. Jego melancholijna natura sprawia, że dobrze widzi, jak dawny świat odchodzi w zapomnienie, a ludzie tacy jak on stają się niepotrzebni i będą musieli odejść. Tak samo jak wiedźma Gosława, której na każdym kroku towarzyszy wredny, czarny kocur. Czarownica nawet mocniej niż Medved odczuwa wiatr nadchodzących zmian i jest zdeterminowana, by się do nich dostosować. Sprawcą tej rewolucji kulturalno-obyczajowej jest książę Bolko, który politycznie stara się lawirować między tym, co stare, a tym, co nowe, nie zdając sobie sprawy, że jeden z jego najwierniejszych sług jest zakochany w jego żonie, węgierskiej księżniczce Hajnie. Losy wszystkich bohaterów są tak splecione, że jedno bez drugiego nie poradziłoby sobie w ferworze kolejnych przygód i w starciu z pojawiającymi się na każdym kroku wrogami.

W kniei, Gosławo, nikt uczuć nie nazywa. Nikt słowami nie psuje ciszy. Nikt nie daje rzeczom miana, bo to tylko zamęt pogłębia, kolejne pytania budzi, spory wywołuje. W kniei żyjesz chwilą i cieszysz się nią.

Czytając Żółte ślepia, cały czas byłam pod ogromnym wrażeniem atmosfery tej powieści. Mimo smutku i melancholii była ciepła jak kocyk albo herbata w jesienny wieczór. Historia, opowiadająca o starciu starego z nowym i odchodzeniu w niebyt tego pierwszego, na co łezka się w oku kręci, jednocześnie pozostawia w nas uczucie spokoju. Język, jakim posługuje się Marcin Mortka, jest z jednej strony dość ostry, bo postaci potrafią nieźle zakląć (a prym w tym wiedzie Gosława), a z drugiej bywa niemal liryczny. Widać to wyraźnie, gdy autor opisuje spotkania Medveda z ukochaną Hajną albo jego rozterki na temat przemijania dawnych bogów i tradycji. Ogromnym plusem tej powieści są słowiańskie stwory, demony, żercy i bogowie. Na stronach książki spotykamy leszego, brzeginki, utopce czy domowika. Szczególnie ten ostatni zapada w pamięć, bo towarzyszy Medvidowi i Gosławie przez całą książkę, przy czym bardziej przeszkadza, niż pomaga, bohaterom, będąc upierdliwym, wiecznie trajkoczącym stworkiem. A przy tym wprowadza sporo humoru w historię, podobnie jak pozostali bohaterowie, co jest znakiem charakterystycznym powieści Marcina Mortki. Słowiańskość w tej powieści nie jest tylko pustym określeniem, ale rządzi się tu pełną gębą.

Wojna, myślał Medvid. Ze wszystkich rzeczy, jakie wymyślił człowiek, zdecydowanie najgorsza. I to nadciąga wtedy, kiedy nie mogę - po prostu nie mogę - wrócić do puszczy...

Nie będę owijać w bawełnę – Żółte ślepia to kolejna książka Marcina Mortki, którą polecam wszystkim całym sercem. To świetna zabawa, idealna na jesienne i zimowe wieczory, z fabułą trzymającą w napięciu, wydarzeniami gnającymi jedno za drugim i przesympatycznymi bohaterami oraz słowiańskimi demonami wyskakującymi zza każdego drzewa w lesie. Sami powiedzcie: jak tu nie sięgnąć po taką powieść? Jeśli autor zdecyduje się na wydanie kolejnej książki o słowiańszczyźnie, to lecę od razu kupować i czytać.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Żółte ślepia Marcina Mortki.


Pięć na pięć żołędzi

Tytuł: Żółte ślepia

Autor: Marcin Mortka

Wydawnictwo: Uroboros

Liczba stron: 416

Data premiery: 26.02.2020

ISBN: 9788328045149

Żółte ślepia - Marcin Mortka

Recenzja powstała przy współpracy z wydawnictwem:

Wydawnictwo Uroboros

Komentarze