Bezkost – Joanna Kanicka
Co powiecie na historię o nieco bezwzględnym policjancie i jego niegodnym zaufania, nowym zmiennokształtnym partnerze-demonie? I do tego sprawa komplikującego się od pierwszych chwil morderstwa? Bo ja mówię głośne TAK i również Was zachęcam do takiej odpowiedzi.
Akcja toczy się w małej miejscowości Milczyn, w jednej z jej dzielnic zwanej Przylesiem. Każde miasto ma taką ulicę, gdzie strach zapuszczać się po zmroku, a i za dnia lepiej być tam w towarzystwie i często oglądać się za siebie. Właśnie takim miejscem jest Przylesie – depresyjnym, gdzie domy ledwo trzymają się kupy, a lokalni kryminaliści wymierzają sprawiedliwość. Już samo miejsce akcji podkreśla atmosferę tej książki. Bezkost to nie lekka powieść, wypełniona po brzegi żartami i humorem; panuje tu raczej przygnębienie i refleksja nad tym co było, zaś przyszłość nie maluje się w radosnych barwach. Tym bardziej że nie tylko ludzie zamieszkują Milczyn i Przylesie, ale też istoty nie z naszego świata, nie zawsze przyjazne człowiekowi.
Na szafce, majtając nogami, siedział domowik. Gdyby stał, sięgałby dorosłemu człowiekowi najwyżej do pasa. Większość jego drobnego ciałka zasłaniała długa siwa broda, dobrze widocznymi elementami ubrania były tylko czerwona czapka i równe czerwone buty ze śmiesznie zawiniętymi czubkami.
Na miejsce zbrodni przybywa Sylwester Sonecki, funkcjonariusz WKD, czyli Wydziału Kontroli Demonów, wraz ze swoim nowym partnerem, Dariuszem Grzędą. W willi, będącej wspomnieniem lepszych czasów Przylesia, znaleziono zwłoki młodego chłopaka. Wszyscy zakładają, że sprawcą był demon, chociaż wiele poszlak na to wcale nie wskazuje. Niestety, Sonecki podejmuje kilka niefortunnych decyzji, które doprowadzają do wypadku, a w konsekwencji do czynu, po którym Sylwestra czeka już tylko odsiadka i koniec kariery w policji. Jedno błędne postanowienie pociąga za sobą kolejne i tak policjant wikła się w sieć kłamstw, jednocześnie usiłując rozwiązać sprawę zamordowanego chłopca. A ponieważ traci partnera, to komendant podejmuje decyzję o przydzieleniu mu kogoś nowego... demona.
Przychodzi taki czas, że... zaczynasz podejrzewać wszystkich. Po prostu dociera do ciebie, że ludzie nie muszą być źli, żeby robić złe rzeczy. [...] Ale to nie umniejsza ich win. Dociera do ciebie, że to, co zawsze wydawało się skrajnością, znajdziesz tuż za rogiem. Że osoby, z którymi na co dzień rozmawiasz, mogą skrywać sekrety, o jakich nie masz pojęcia...
I tu, proszę państwa, dopiero zaczyna się robić ciekawie. Joanna Kanicka śmiało zapełniła Milczyn słowiańskimi demonami, poczynając od tak niegroźnych, jak domowik, przez całkiem neutralne (póki im się na odcisk nie nadepnie) jak rusałki, aż po takie paskudy, jak bezkost, wieszczy, fajermon czy zmora. Partnerem Soneckiego zostaje właśnie Bezkost – demon, który potrafi zmieniać dowolnie kształt i wślizgnie się wszędzie. Teoretycznie nie ma w tym nic złego, problem tkwi w tym, czym żywią się demony – jest to ludzka krew, a nie każdy stwór ma przyjazne zamiary i nie chce krzywdzić swoich żywicieli. Właśnie to spowodowało powstanie WKD i rozwinięcie ich działalności. Pozostawmy jednak jednostkę policji na boku, a skupmy się na Sylwestrze. Jest zgryźliwy, bywa chamski, a przede wszystkim ciągnie za sobą ponurą przeszłość, która wpływa na całe jego życie. To człowiek o bardzo szarej moralności, który w imię specyficznie pojmowanej sprawiedliwości nie cofnie się przed niczym. Owszem, targają nim wyrzuty sumienia, nie raz i nie dwa powątpiewa w słuszność swoich wyborów, a dla sensu własnego życia nie cofnie się przed zdradą, ale czytelnik może znaleźć zrozumienie dla podejmowanych przez niego decyzji. Joanna Kanicka stworzyła naprawdę ciekawego, wielowymiarowego bohatera, opierając się na tak popularnym motywie policjanta/detektywa z wątpliwą przeszłością.
Ale nie dostaną już szansy, by zacząć od nowa, bo popełnił błąd. Jeden z tych głupich, niewybaczalnych błędów, które popełnia się pod wpływem chwili, a które potem dręczą człowieka całe życie. Tyle że ten był już ostatnim.
Portret Soneckiego pogłębia też jego podejście do demonów. Gdy większość ludzi uważa ich za dopust Boży i najchętniej pozbyłaby się ich z tego świata, Sylwester chce chronić stwory, szczególnie te, które przestrzegają prawa i nie czynią krzywdy innym. Nawet w tym przypadku mężczyzna stoi gdzieś pośrodku, na granicy między dwoma światami, próbując je pogodzić ze sobą i odnaleźć kompromis. Stąd też jego chęć do współpracy z Bezkostem, bardzo dobre stosunki z Mei, zmorą, która mieszka w Przylesiu. Większość jego życiowych problemów ma właśnie w tym dualizmie swój rodowód.
Ciężką, nieco duszną atmosferę książki łagodzi trochę humor, od którego autorka mimo wszystko nie ucieka. Zachowanie Bezkosta, wypuszczonego z trumny po dłuższym czasie, przypomina zachowanie kilkuletniego dziecka. Demon jest nieporadny, wszystkiego musi się uczyć od nowa, a tak zwyczajne dla nas rzeczy, jak smartfon, wywołują w nim ogromną ciekawość. Przypomina w tym Ellę Baxter z Biednych istot, z tym że jedynym, czego pragnie Bezkost, jest praca w policji. Bawią również teksty Sylwestra i jego bezczelne odzywki do wszystkich wokół. To trochę równoważy pozostałe ciężkie aspekty powieści i dodaje jej wielowymiarowości.
Marka czystej była dla niego tylko słowem. Słyszał je wiele razy, więc mógł wywnioskować, że jest popularna. To dobrze. Eksperymentować należy dopiero, gdy opanuje się podstawy.
Czytałam kilka recenzji, w których zarzucano autorce, że zakończenie było kiepskie. Mnie ono się bardzo podobało, zostawia pewną furtkę, co do dalszych losów Sylwestra (chociaż raczej zbyt optymistyczne to one nie będą). Uważam, że Joanna Kanicka napisała jedną z lepszych książek fantasy, na jakie natrafiłam ostatnio, mieszając fantastykę z kryminałem i chętnie korzystając z bestiariusza demonów słowiańskich. Jeśli macie ochotę na taką mieszankę, to sięgajcie śmiało, a ja wpisuję Bezkosta do mojego top 2025 roku.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Bezkost Joanny Kanickiej.
Komentarze
Prześlij komentarz