Duch z wyspy - Krzysztof A. Zajas
Moja relacja z horrorami ograniczała się do tej pory właściwie tylko do czytania powieści Stephena Kinga, jednak opis nowej książki Krzysztofa Zajasa zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłam po nią sięgnąć. I chociaż nie umierałam z przerażenia w trakcie czytania, to absolutnie nie żałuję swojej decyzji.
Wiktor, główny bohater, a jednocześnie narrator tej historii, to pisarz na co dzień mieszkający w Krakowie. Pewnego dnia postanawia obejrzeć film, który widział w przeszłości o tajemniczym mnichu i dzieciach uwięzionych na wyspie, ale zamiast tego, po wyszukaniu filmiku, uparcie włącza się dziwny, nieznany fragment. Pozornie przypomina on tamtą produkcję, ale zamiast zapamiętanej historii, na ekranie Wiktor widzi tunel i mnicha z dziwnie znajomą twarzą. Aby odkryć, o co chodzi w tym cudacznym filmiku, mężczyzna będzie musiał wrócić do rodzinnej wsi i odgrzebać (i to dosłownie!) kilka trupów.
Przeszłość jest uporczywa. Bije nocą w okno jak ćma i chce zaistnieć, nim psyknie w płomieniu świecy i przepadnie.
Warstwa horroru w tej książce nie do końca siadła, ujmując kolokwialnie. Tajemniczy film ze znajomym mężczyzną zapowiadał prawdziwą historię z dreszczykiem. Jednak im dalej w las, tym bardziej ten horror się rozmywał i stawał mało przydatną dekoracją, którą trzeba było jakoś dowieźć do końca. Co więcej, pojawia tutaj wątek obyczajowy, a także pewien wątek kryminalny, który całkiem rozmywa grozę. Gdzieś po jednej trzeciej książki machnęłam ręką na ten horror i bardziej skupiłam się nad całą resztą historii, która do samego końca była naprawdę nieźle skonstruowana.
Bo pamięć mówi nie tylko o tym, co pamiętamy, ale i co zapomnieliśmy. Jest dowodem na to, w jak dziurawym świecie żyje każdy z nas. Więcej tam zapomnienia niż pamiętania.
Pod płaszczykiem dreszczowca Duch z wyspy to całkiem dobra opowieść o powrocie do korzeni i do bardzo głęboko zagrzebanych traum z przeszłości. Wiktor, chcąc rozwikłać sprawę tajemniczego filmu i mężczyzny z internetu, musi zmierzyć się ze swoimi minionymi latami i problemami, jakie zostawił w domu rodzinnym. Sytuacja wydaje się beznadziejna – siostra Wiktora nie ma żadnej możliwości zwycięskiego wyjścia z małżeństwa z lokalnym kryminalistą, który na dokładkę odbiera jej córkę. Pisarz próbuje jakoś pomóc rodzinie, ale wszystkie te próby rozbijają się o jego totalną nieporadność i zagubienie. Wiktor, mieszkaniec wielkiego miasta, który opuścił wieś lata temu, nie potrafi odnaleźć się w kontaktach i układach, jakie panują w tym miejscu. Nieważne, co próbuje zrobić, co chwila coś go hamuje, a siostra raz po raz uświadamia go, jak bardzo nie jest zorientowany w sytuacji w miasteczku. Wszędzie panuje ciężka, dobijająca atmosfera małego miasteczka, gdzie ręka rękę myje i nikt nie wtrąca się w sprawy sąsiadów, szczególnie jeśli są to szemrane tematy z pogranicza prawa. Krzysztof Zajas świetnie odmalował te społeczne stosunki, ten nastrój i obezwładniającą niemoc, bezsilność, układy i układziki, a czasami wręcz zwykła, brutalna przemoc, sprowadzą cię do parteru i pozbawią wszelkich złudzeń.
Zanim się odezwiesz, pomyśl, czy to, co masz do powiedzenia, jest lepsza od ciszy.
Parę uwag w stosunku do bohaterów. Są nieporadni życiowo, Wiktor bardziej przypomina zagubionego w życiu dwudziestolatka niż dorosłego faceta, który powinien pomóc siostrze i być dla niej wsparciem. Rozumiem, że uciekł z rodzinnej wsi i nie chciał do niej wracać, bo wiązała się ze zbyt traumatycznymi dla niego przeżyciami, ale mimo wszystko uważam, że rodzeństwo powinno się wspierać, szczególnie jeśli bohater wiedział, że jego siostra jest neurotyczką i ma za sobą epizody depresyjne. Nierealnie dla mnie było też przedstawione to, że poboczne postaci za szybko i zbyt łatwo potrafiły uwierzyć w fantastyczną historię o duchu z internetowego filmu, jaką opowiadał im Wiktor. Wiem, że dookoła nas dzieje się mnóstwo niestworzonych rzeczy, ale to było jednak przegięcie.
Nie wiem, dlaczego w Polsce z uporem stawia się grobowce wielkie i pancerne, jakby to były bunkry przeciwatomowe, a nie miejsca spoczynku zmarłych, którym żaden wybuch krzywdy już nie zrobi. Na zdjęciach satelitarnych te nekropolie wyglądają jak obozy pracy przymusowej z barakami z kamienia. Albo tajne bazy wojskowe do szkolenia cichociemnych.
Czy można było napisać Ducha z wyspy lepiej? Pewnie tak. Czy uważam tę książkę za dobrą lekturę? Tak, owszem. Uważam, że gdyby odrzucić otoczkę horroru i zostawić tylko jako opowieść obyczajową z pogranicza kryminału, to historia sporo by zyskała. Chociaż, zapewne, zniknięcie duchów z fabuły trochę utrudniłoby powrót do rozgrzebanych traum i problemów z przeszłości. Mimo pewnych wad, przy lekturze spędziłam miło czas i istnieje duże prawdopodobieństwo, że sięgnę po inne książki tego autora.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Duch z wyspy Krzysztofa A. Zajasa.
Komentarze
Prześlij komentarz