Nie przewidzisz, co się stanie, gdy bogowie zejdą na ziemię – recenzja "Zgasić Słońce. Szponów Smoka" Roberta J. Szmidta


Dla zwykłego Europejczyka Azja to tajemniczy kontynent, szczególnie Daleki Wschód. Polityka izolacjonistyczna sprawiła, że wciąż na nowo odkrywamy tamte rejony świata. Czy kiedykolwiek jednak zastanawialiście się, co by było, gdyby te wszystkie mitologie azjatyckie zeszły na Ziemię? I to jeszcze w trakcie wojny? Gwarantuję Wam, że może być wtedy bardzo ciekawie.

Andrzej Horodyński, niby Polak, a urodzony i wychowany w zaborze rosyjskim, zostaje siłą wcielony do armii carskiej i po krótkim szkoleniu wysłany na front wojny rosyjsko-japońskiej. Zjednoczone siły większości państw europejskich, USA i Rosji wyruszają nad Tokio, żeby zmieść stolicę Kraju Kwitnącej Wiśni z powierzchni ziemi. Jednak cała akcja okazuje się wielkim niewypałem, gdy do akcji wkraczają smoki. Armia koalicyjna ulega całkowitemu zniszczeniu, a młody Horodyński trafia do niewoli. W tle rozgrywa się jednak dużo ważniejsza gra o niepodległość Polski. Józef Piłsudski usiłuje przekonać Japonię, że wolna i niepodległa Polska będzie cennym sojusznikiem w rozgrywce przeciwko Rosji i pomoże zmieść państwo carów z map świata. Nie będzie to jednak takie proste, jakby się wydawało...
Wiedział, co to honor z racji tego, że należał do nieistniejącego - jego zdaniem chwilowo - narodu, który również stawiał tę cnotę ponad wszystko i ze względu na to nieraz zdążył popełnić własną wersję masowego rytualnego samobójstwa, stając do przegranej z góry walki i wytracając całe pokolenia.

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Roberta J. Szmidta, ale na pewno nie ostatnie. Nie jestem wielką fanką wątków azjatyckich w powieściach, tak samo podchodzę bardzo ostrożnie do alternatywnych wersji historii i do steampunku, ale Zgasić słońce. Szpony smoka naprawdę mnie do siebie przekonały. Pośród sterowców, które unoszą się pod niebo dzięki cavorytowi, metalowi wielokrotnie lżejszemu od powietrza, po niebie śmigają smoki, wśród cudów techniki spotykamy Amaterasu, japońską boginię słońca. Z pozoru to połączenie mogłoby budzić śmiech i politowanie, a w rzeczywistości działają na człowieka jak magnes.
A jednak wszyscy kurczowo trzymali się nadziei, tej samej, która każe człowiekowi wygramolić się z okopu, mimo ciężkiego ostrzału i ruszyć na umocnienia wroga.

Powieść zaczyna się od naprawdę wysokiego C. Pierwsze bite sto stron to opis jednej, wielkiej podniebnej bitwy nad Tokio – matko jedyna, w życiu nie czytałam tak epicko rozbudowanej i cały czas trzymającej w napięciu sceny batalistycznej! A to nie lada wyczyn, przez tyle stron utrzymać zainteresowanie czytelnika i nie znużyć go szczegółami maszyn, ataków, manewrów i tego wszystkiego, z czym wiąże się walka i bitwa. Jestem pod ogromnym wrażeniem! Potem akcja dość mocno zwalnia, by na koniec nabrać cech dobrego thrillera politycznego. Takie pomieszanie gatunków z poplątaniem działa jednak na korzyść całej powieści i czyta się ją bardzo szybko – duża w tym również zasługa autora, który ma lekki, plastyczny styl, dzięki któremu przez fabułę wręcz się płynie.
[...] nie ma łatwiejszej rzeczy do uformowania niż umysł zagorzałego idealisty, w dodatku nieletniego i mającego tak słabe pojęcie o świecie.

Głównym bohaterem opowieści jest nastoletni Andrzej Horodyński – chłopaka nie sposób nie lubić. To młody kadet, wcielony siłą do armii rosyjskiej, który nie bardzo sam wie, kim jest: Polakiem czy Rosjaninem. Łatwo ulega wpływom innych, chce służyć ojczyźnie, a jednocześnie pragnie wciąż pozostać lojalnym wobec przyjaciół i tych, którzy okazali mu serce, a którzy są wrogami ojczyzny. Rozdarty, próbuje znaleźć słuszną ścieżkę między tymi wyborami, co wcale nie jest łatwe, a wręcz wszystko komplikuje. Natomiast Piłsudski okazuje się wyrafinowanym i, mówiąc wprost, zimnym graczem politycznym, który po trupach chce dążyć do celu, jakim jest dla niego niepodległa Polska. Nie boi się przy tym manipulacji innymi ludźmi, kłamstw i oszczerstw – zrobi wszystko, byle tylko osiągnąć cel, który sobie postawił. Pozostali bohaterowie to już osoby z drugiego planu, a raczej to bohaterowie zbiorowi: Japończycy, którzy są przedstawieni jako zimni, podli ludzie, którzy torturują swoich wrogów i nie mają dla nich ani krzty litości. Natomiast Rosjanie, co ciekawe, opisani są raczej jako dość ludzcy i pomocni, chcący chronić młodego Horodyńskiego i opiekujący się nim. To ciekawy zabieg, jeszcze bardziej gmatwający całą fabułę.
Mowa przecież o dumnym, bitnym narodzie, który trwał i walczył zawzięcie, choć aż trzy potężne mocarstwa skazały go na wieczne zapomnienie.

Zgasić słońce. Szpony smoka to opowieść o bohaterstwie i niezłomnej woli przetrwania, o tym, jak łatwo wróg może stać się przyjacielem i odwrotnie. I o tym, że nigdy nie wiadomo, kto może wbić ci nóż w plecy, i że w polityce nie ma przyjaciół ani miłosierdzia dla innych. Napisana z rozmachem i łącząca mnóstwo zdałoby się nie do zgrania pomysłów i wątki, zaciekawia i jest świetnym wstępem do dalszych części. Mam nadzieję, że już niedługo w nasze ręce trafi drugi tom tej opowieści, bo jestem go ogromnie ciekawa.


Książka przeczytana w ramach Olimpiady Czytelniczej u Pośredniczki Książek.



Tytuł: Zgasić Słońce. Szpony Smoka

Autor: Robert J. Szmidt

Cykl: Zgasić Słońce, tom I

Wydawnictwo: SQN

Liczba stron: 448

Rok wydania: 2020




Za egzemplarz serdecznie dziękuję:

Komentarze

  1. Czytałam inne powieści tego autora i przypadły mi do gustu, ale tej nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to było pierwsze spotkanie z twórczością Szmidta, ale jestem ciekawa innych jego książek. :)

      Usuń
  2. Super, że ksiażka okazała się tak pozytywnym zaskoczeniem. Pomysł na fabułę niecodzienny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze przyjemnie, kiedy ksiązka daje poczucie satysfakcji, czas spędzony z nią zaliczamy do udanego. :)

      Usuń
    2. Bardzo mi się podobała i nie żałuję czasu, który jej poświęciłam, a to nieodmiennie cieszy. :)

      Usuń
  3. Jak czytam recki książek Szmidta, to zawsze mam ochotę przeczytać. A potem, jak już czytam, jestem rozczarowany. Jakoś ten autor zupełnie do mnie nie trafia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, a po recenzji zapowiada się tak ciekawie

      Usuń
    2. No dla mnie ta powieść to taki mocny średniak akurat. XD

      Usuń
    3. Może to kwestia zbyt wygórowanych wymagań? :P Poza tym, jak to mawiają starzy górale, o gustach się nie dyskutuje. :D

      Usuń
  4. Łał, brzmi mega dobrze! Dodaję do listy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Autora kojarzę, ale książki nie miałam okazji czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja też autora kojarzyłam od dawna, dlatego skusiłam się na jej lekturę. :)

      Usuń
  6. Sama książja chybq nie dla mnie,choć Azja faktycznie mnie fascynuje - ale wolę przewodniki turystyczne i piękne albumy ze zdjęciami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co kto lubi, mnie przewodniki trochę nudzą, ale albumami nie pogardzę. ;)

      Usuń
  7. Nie czytałam nic tego autora, ale ostatnio kolega mi polecał książki Szmidta więc może się skuszę

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie sięgnę po książkę, zapowiada się nader interesująco, tytuł już dopisuję do listy czytelniczych wyzwań. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie miałam okazji poznać książek tego autora, ale po twojej recenzji definitywnie muszę to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Azjatyckie piszesz? Samo słowo AZJA działa na mnie dość kojącą ale i emocjonująco. Taki must have ? - kto to wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie do tej pory działało raczej odstraszająco, ale wreszcie się przełamałam!

      Usuń
  11. Odpowiedzi
    1. Okładka jest genialna, też mi wpadła w oko i bardzo przypadła do gustu. :)

      Usuń

Prześlij komentarz