Jak uciec spod stryczka - recenzja "Złodzieja z szafotu" Bernarda Cornwella
Wreszcie się udało. Będę szczera - bloga założyłam już ponad kilka miesięcy temu, ale cały czas coś było przeciwko temu, żebym napisała pierwszą notkę - a to praca, a to jakiś wyjazd, brak zdjęć, etc. I stąd wydłużenie czasu oczekiwania na oficjalne otwarcie tej mojej małej przystani.
Na początek, zanim przejdę do recenzji pierwszej książki, jaka ma tu zaszczyt trafić, chciałam podziękować dwóm osobom - Marcie, której to zasługą jest moje logo i nagłówek, za cierpliwość i wyrozumiałość, oraz za chęć pomocy i stworzenie przeuroczej wiewiórki. Oraz mojej najlepszej przyjaciółce, Pannie Kajce, która to wytrzymuje ze mną na co dzień oraz która namówiła mnie do założenia bloga, abym wreszcie oderwała się od szarości i przyziemności dnia codziennego. I to również ona pomaga mi tutaj przy zdjęciach. Także, moje drogie Panie, wielkie chapeau bas dla was!
Po tym wyjątkowo przydługim wstępie, zapraszam na pierwszą recenzję...
O
Bernardzie Cornwellu słyszałam od dawna same pochlebne opinie,
szczególnie o jego seriach książek historycznych. Nic więc
dziwnego, że w ostateczności i mnie podkusiło, żeby złapać za
jedną z nich i sprawdzić, czy te superlatywy, które ciągle
widywałam na blogach i portalach o książkach są faktycznie
zasłużone.
Złodziej
z szafotu to niezbyt długi kryminał osadzony w realiach Londynu
po wielkich wojnach napoleońskich, czyli na początku XIX wieku.
Nasz główny bohater to kapitan Rider Sandman, weteran wojen
napoleońskich, który brał udział w bitwie pod Salamanką czy
Waterloo, i znakomity gracz w krykieta. Mężczyzna
właśnie utracił cały majątek dzięki swemu ojcu, który po
zdefraudowaniu ogromnej fortuny i popadnięciu w długi, popełnił
samobójstwo. Odsądzony
od czci i wiary, kapitan Sandman stara się zapewnić godziwy byt
swojej matce i siostrze, poszukując jakiegoś zajęcia w Londynie.
Pojawia się tu też, a jakże, wątek miłosny, który jest miłym
dodatkiem do całej reszty – Rider jest zakochany ze wzajemnością
w pięknej Eleanorze, dla której jednak matka pragnie tytułu lady,
a zubożały Sandman nie jest w tym momencie idealnym kandydatem do
ręki jej córki. Jednak Eleanora nie zamierza tak łatwo odpuścić.
Wracając jednak do naszego kapitana Ridera – otrzymuje on za
zadanie uratowanie biednego malarzyny od szafotu, na którym ten ma
zawisnąć za morderstwo i gwałt na szlachetnie urodzonej damie.
Protestacja, jaką napisała jego matka, trafia do ministra spraw
wewnętrznych i to on właśnie zatrudnia Sandmana do pomocy. Okazuje
się, że z pozoru prosta sprawa wcale taka nie jest, a w miarę
lektury akcja stopniowo się zagęszcza, a zagadki piętrzą jedna po
drugiej przed naszym bohaterem, a czytelnik w nerwach obgryza
paznokcie, modląc się, by Sandman zdążył przed terminem
egzekucji uratować nieszczęsnego malarza.
Książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, wprost nie
mogłam się od niej oderwać. Główna kryminalna intryga jest
najważniejszym wątkiem i w żadnym momencie nie dominują jej dwa
wątki miłosne (jeden związany z głównym bohaterem, drugi z
pobocznymi postaciami). Wartka, żywa akcja naprawdę nie pozwala się
nudzić i oderwać od lektury. Autor z ogromną dokładnością
przedstawia czytelnikowi Londyn z 1817 roku – opis jest dosadny,
czasami wręcz brutalny. Język odwzorowano bardzo wiernie,
ciekawostką jest wprowadzenie gwary londyńskiego światka
przestępczego z tego czasu, co znacznie urozmaica powieść i przez
co czytało się to jeszcze ciekawiej. Nie do pogardzenia jest też
ilość, naprawdę spora, szczegółów historycznych, co stanowi dodatkową zachętę dla (takich jak ja) miłośników historii i będzie na pewno sporym atutem przemawiającym za sięgnięciem po tę lekturę. Jeśli chodzi o postaci przedstawione w powieści, to każda z nich
ma swój własny charakter i nie da się przejść obok nich
obojętnie – albo się je lubi, albo nie. Kapitan Rider to postać
myśląca kategoriami czarno-białymi, człowiek honoru i z zasadami,
ale w dodatku obdarzony ciętym językiem i ironicznym poczuciem
humoru, które to dwie cechy bardzo osobiście lubię. To pewnie też
był powód, dla którego tak polubiłam tego bohatera i chętnie
poczytałabym więcej o jego przygodach – aż szkoda, że o tej
postaci powstała tylko jedna książka i muszę się tylko nią
zadowolić.
Podsumowując całość książki, to chociaż bardzo mi się podobała, to jednak mam po niej lekki niedosyt – nie pogardziłabym, gdyby była ze sto stron dłuższa. Sama w sobie historia brutalnie obnaża nieudolność systemu sądowniczego w Wielkiej Brytanii na początku XIX wieku i panujące wtedy w kraju nierówności społeczne. Ponadto poprowadzenie akcji z punktu widzenia byłego żołnierza, który walczył z wojskami napoleońskimi, sprawia, że wojna przedstawiona w trakcie historii jest przedstawiona bez zbędnego jej demonizowania, ale też bez wynoszenia na piedestał – jako jej uczestnik opisuje ją taka, jaka była. Myślę, że każdy miłośnik powieści historycznych powinien przeczytać powieść Cornwella, a jeśli już ktoś lubi i powieści historyczne, i kryminalne, to jest to pozycja nieomal obowiązkowa i warta poświęconego jej czasu.
Podsumowując całość książki, to chociaż bardzo mi się podobała, to jednak mam po niej lekki niedosyt – nie pogardziłabym, gdyby była ze sto stron dłuższa. Sama w sobie historia brutalnie obnaża nieudolność systemu sądowniczego w Wielkiej Brytanii na początku XIX wieku i panujące wtedy w kraju nierówności społeczne. Ponadto poprowadzenie akcji z punktu widzenia byłego żołnierza, który walczył z wojskami napoleońskimi, sprawia, że wojna przedstawiona w trakcie historii jest przedstawiona bez zbędnego jej demonizowania, ale też bez wynoszenia na piedestał – jako jej uczestnik opisuje ją taka, jaka była. Myślę, że każdy miłośnik powieści historycznych powinien przeczytać powieść Cornwella, a jeśli już ktoś lubi i powieści historyczne, i kryminalne, to jest to pozycja nieomal obowiązkowa i warta poświęconego jej czasu.
A Wy co sądzicie o twórczości Cornwella? A może jesteście w stanie polecić mi już teraz kolejną książkę w podobnym klimacie, co Złodziej z szafotu?
Tytuł: Złodziej z szafotu
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Elżbieta Zychowicz
Wydawnictwo: Bellona
Wydawnictwo: Bellona
Ilość stron: 456
Rok wydania: 2012
Ależ proszę bardzo, zmuszanie ludzi do wyjścia poza swoją strefę komfortu to moja specjalność ;) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńCzasami po prostu jest potrzebny zdrowy kopniak w tyłek :) A życzenia powodzenia i trzymanie kciuków za mnie zawsze się przydadzą :)
UsuńYaaay!
OdpowiedzUsuńPrzyjemność po mojej stronie, blog wygląda super. ;)
Cornwella kiedyś coś próbowałam czytać, ale mi nie podeszło, natomiast to wygląda jak coś w sam raz dla mnie - dodaję do listy to-read. Wydaje mi się, że w podobnych klimatach będzie chyba seria o kapitanie Lacey Ashely Gardner - kiedyś połknęłam 6 tomów jeden po drugim, więc polecam. :D
Cieszę się, że moja recenzja miała taki wpływ ;) A tej serii się przyjrzę, aczkolwiek moja lista to-read już pęka w szwach :D
UsuńPowodzenia w prowadzeniu bloga! Bardzo ciekawa pierwsza recenzja, z chęcią będę Cię odwiedzać. Książki historyczne lubię, a Londyn w XIX wieku to zdecydowanie okres, który może przypaść mi do gustu. Wygląda na to, że "Złodziej z szafotu" mógłby mi się spodobać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Book Beast Blog
Dzięki za miłe słowa i za życzenia powodzenia, przyda się :) I dziękuję za odwiedziny :)
UsuńNie słyszałam do tej pory o tej książce, ale Londyn XIX wieku? Mogłabym brać w ciemno! Myślę, że się skuszę, jak kiedyś znajdę w bibliotece, byłaby to miła odmiana po wszystkich tych kryminałach dziejących się w czasach współczesnych, każdy po kolei na jedno kopyto.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki w prowadzeniu bloga! :)
Swoją drogą, widzę, że siedzisz w Yankee? Ostatnimi czasy w ciągu tych pierwszych jesiennych wieczorów zapalam Soft blanket - niesamowite, jak wyraziste zapachy mają te woski, miła odmiana po niby-pachnących podgrzewaczach. ;)
Przy okazji zapraszam na konkurs z niezwykłym Różańcem Kosika. ♥
Yankee Candle są cudowne, uwielbiam ich zapachy tak samo, jak Kringle :)
UsuńA książkę naprawdę gorąco polecam, sama z pewnością sięgnę po kolejne powieści tego autora :)
Kryminał to nie moja bajka, ale znam idealną osobę, której mogę polecić tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNie jest to taki typowy kryminał, ale fakt, zagadek w nim pełno :)
UsuńPowodzenia w prowadzeniu bloga! Będę Cię odwiedzać czasem, bo i kryminały i powieści detektywistyczne mnie interesują, a przy okazji jak zobaczę jakąś inną książkę, to czemu, nie?:)
OdpowiedzUsuńA logo zarąbiste:)
Dziękuję, logo było pomysłem koleżanki, ja tylko nazwę skombinowałam :) A jeśli chodzi o książki, to będzie tu dużo różnych rzeczy, bo co prawda kryminały bardzo lubię, ale głównie na półkach króluje u mnie fantastyka :)
UsuńNie słyszałam, ale jeśli tak wysoko oceniłaś tę książkę to ja chętnie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńTo jest Cornwell! Cornwell nie pisze niczego złego, tylko samo dobro. :D
UsuńNazwisko autora nie jest mi obce, ale jego książki już tak. Może dlatego, że stosunkowo rzadko sięgam po powieści historyczne.
OdpowiedzUsuń