Jeszcze w gimnazjum oglądałam w kinie Starą baśń. Czyli kiedy Słońce było bogiem. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym wtedy również nie przeczytała książki Józefa Ignacego Kraszewskiego, na podstawie której powstała ta ekranizacja. Po prawie dwudziestu latach nic już praktycznie nie pamiętałam i z seansu, i z lektury, więc zachęcona akcją Wiktorii slavicbook w te wakacje sięgnęłam po raz kolejny po ten tytuł.
Nieważne, czy komuś się to podoba, czy nie, klasyka pozostanie klasyką zawsze wartą poznania. Nawet wtedy, gdy panująca sytuacja geopolityczna sugeruje, że po autorów z pewnych krajów nie powinno się sięgać. A że ja zawsze lubiłam iść pod prąd, a na dodatek w ramach wyzwania 12 książek na 12 miesięcy otrzymałam od przyjaciółki misję przeczytania zbioru opowiadań Antona Czechowa, to w końcu sięgnęłam po te krótkie formy.
Książki Marcina Mortki biorę w ciemno od czasu, gdy przeczytałam Morza Wszeteczne. Zatem nikogo nie powinien dziwić fakt, że gdy dowiedziałam się o serii spod jego pióra, która miała połączyć w sobie fantastykę i historyczne oblężenie Malty, od razu postanowiłam, że muszę ją przeczytać. Co prawda pierwszy tom trochę odczekał na półce, ale wreszcie nadeszło jego pięć minut.
Mała miejscowość, gdzie wszyscy się znają, a plotki roznoszą się z prędkością błyskawicy, a w niej siedemnastolatka, która usiłuje jakoś pogodzić swoje dwie natury to najkrótsze podsumowanie Welesówny. Jeśli potrzebujecie lekkiej, łatwej i przyjemnej lektury na lato, która nie zajmie dużo miejsca w plecaku, to śmiało łapcie za tę historię.
To smutne, jak potrafimy obrócić najlepsze wynalazki technologii w zło. Nie inaczej było z odkrywanymi na przestrzeni lat związkami chemicznymi czy właściwościami roślin, które znajdujemy na łąkach czy w ogrodzie. Neil Bradbury w swojej książce świetnie udowadnia, jak cienka jest granica między dobrem a złem, i jak szybko potrafimy ją przekroczyć.
Co byście zrobili, gdyby wszystko, w co wierzyliście, okazało się jednym wielkim kłamstwem? Gdyby najbliższa i uważana za jedyną żyjącą osoba z rodziny stała się waszym wrogiem numer jeden? Przed takimi pytaniami staje dwudziestoletnia Valea, której życie niespodziewanie wywraca się do góry nogami, nie tylko dzięki spotkaniu pewnego przystojniaka.
Jak głosi słynne powiedzenie, rewolucja zjada własne dzieci. Właśnie tak wygląda życie Malini i Priji. Jedna sięga po władzę, a jako podstawę swojego władania przyjmuje proroctwo bezimiennego boga. Druga natomiast próbuje oswobodzić swój kraj spod jarzma cesarskiego panowania, a to oznacza konflikt nie tylko z cesarzową, ale też z istotami, o których czytano do tej pory tylko w legendach.
Nazwisko Kuang już jest dobrze znane w czytelniczym światku, głównie dzięki jej trylogii Wojny Makowej oraz jednotomowej powieści Babel. Czyli o konieczności przemocy, za którą otrzymała w 2023 roku Locusa i Nebulę, czyli dwie bodaj najważniejsze nagrody w świecie fantastyki. Jednak tym razem autorka postanowiła wszystkich zaskoczyć, sięgając po całkowicie inną stylistykę i tematykę, które spotykamy w tytule Yellowface.
Bądźmy szczerzy – na widok czarodzieja i smoka na szczycie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie każdy by zgłupiał. Mimo tego, że bardzo chciałabym znaleźć się w jakimkolwiek fantastycznym świecie, tak na coś takiego, jak nic pomyślałabym, że czas na wizytę u psychiatry (albo odstawienie leków). Tymczasem w Warszawie XXI wieku, pewnego poranka, właśnie taki widok przywitał jej mieszkańców.
Święty Graal od dawna rozpala wyobraźnię nie tylko katolików, ale też badaczy historii. Jeśli kielich kiedykolwiek istniał, to przepadł w odmętach historii. Co nie zmienia jednak faktu, że świat literacki nadal lubi często sięgać do tego motywu i wykorzystywać go, a początki tego można liczyć już od czasów opowieści o królu Arturze. Zatem nic dziwnego, że i Bernard Cornwell czerpał pełnymi garściami z historii o kielichu Chrystusa, czyniąc z niej motyw przewodni także drugiego tomu serii o Thomasie z Hookton, jakim jest Włóczęga.
Twórczość Bernarda Cornwella poznałam, gdy czytałam jego Wojny Wikingów i przepadłam w nich całkowicie. Mocne powieści historyczne spod znaku obyczajowo-militarnego, tak bym je w skrócie nazwała. W momencie, gdy w moje ręce trafił Rycerz, pierwszy tom Serii o Świętym Graalu, aż mnie ciekawość zżerała, by sprawdzić, jak autor poradził sobie tym razem z historią konfliktu Anglii i Francji z XIV wieku.